"Jakby antenę WiFi umieścić w trzecim albo czwartym obozie, to K2 byłoby zdobyte". Polski himalaizm od kuchni

Maciej Bedrejczuk swoją przygodę ze wspinaczką zaczynał od wchodzenia na drzewa w dzieciństwie. Sam przyznaje, że nie miał pojęcia, jak to się skończy. Dzisiaj drzewa zamienił na skały, a podwórko na himalajskie szczyty.

"Jakby antenę WiFi umieścić w trzecim albo czwartym obozie, to K2 byłoby zdobyte". Polski himalaizm od kuchni
Źródło zdjęć: © Forum | Bartosz Frydrych
Agata Porażka

19.11.2018 | aktual.: 19.11.2018 12:43

– Kiedy miałem 17 lat, mój brat Leszek wziął mnie na ściankę wspinaczkową – wspomina pierwsze lata w tym sporcie Maciej Bedrejczuk. – Najpierw była ścianka, potem wyjazdy na skałki i rozwijanie tego w inne dziedziny. Jest mnóstwo rodzajów wspinaczek, każda z nich jest inna i świetna na swój sposób. Ostatnio miałem do czynienia z himalaizmem zimowym, który wbrew pozorom ma niewiele wspólnego ze wspinaczką sportową – opowiada Polak.

W 2018 r. Maciej, wraz z Adamem Bieleckiem, Januszem Gołąbem, Krzysztofem Wielickim, Denisem Urubko i innymi wyjechał w Himalaje, żeby zdobyć zimą K2.

– Dostałem telefon: "Cześć, chcemy cię zaprosić na zimowa wyprawę na K2". Zdecydowałem się od razu. Były głosy sprzeciwu żebym jechał, ponieważ nie miałem doświadczenia powyżej 6 tysięcy metrów. Natomiast Janusz Gołąb uciął dyskusje bardzo szybko. Powiedział, że jak będzie trudno, to zaciśniemy zęby i damy radę – śmieje się Maciej i kontynuuje: – Nie uczestniczyłem właściwie w żadnych przygotowaniach, ominęła mnie otoczka medialna i cała reszta. Przylecieliśmy do Islamabadu, gdzie byliśmy zapraszani na różne spotkania, bardzo formalne. W sylwestra bawiliśmy się w Skandu, na takiej imprezie, którą bym określił jako "studencka", tylko że z samymi facetami. Żyliśmy tak naprawdę w luksusach, które rzadko są na innych wyprawach.

Maciej całą wyprawę wspomina bardzo dobrze, a gdy opowiada o Karakorum, często się uśmiecha. Zdradza także, jakie rady dawał mu Adam Bielecki.

Obraz
© Forum | Kacper Pempel

– Jak zapytałem Adama o patenty w Katmandu, to powiedział mi: szukaj kierowcy, który jest stary. Jak jest stary, to wiadomo, ze długo już jeździ i będzie uważał. Natomiast jest coś, o czym Bielecki nie wiedział: trzeba jeszcze patrzeć na stan opon. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze – mówi.

Nie obyło się także bez kilku zabawnych sytuacji w górach, które często kończyły się salwą śmiechu wśród uczestników wyprawy i niezwykłymi fotografiami.

Obraz
© Forum | Kacper Pempel

– Pewnego dnia idąc natrafiliśmy na rzekę. Było strasznie zimno. Tylko Bielecki i ja przez nią przeszliśmy, cała reszta dymała dwie godziny naokoło. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że 100 metrów za tą rzeczką rozbijemy obóz – opowiada Maciej. I dodaje: – Żeby nie było, my też jeszcze wtedy tego nie wiedzieliśmy. Ale gdy wracaliśmy, już wszyscy przechodzili przez rzeczkę, bo każdemu się spieszyło do samochodu. Tylko Wielicki przeszedł z suchą nogą, a to dlatego, że niósł go tragarz. Pamiętam jak krzyczał do Bieleckiego "Tylko nie rób mi zdjęć, tylko nie rób mi zdjęć" – znów śmiech przerywa wypowiedź Bedrejczuka.

Himalaista wspomina także jedzenie w bazie pod K2, które znacząco różniło się od jego typowych posiłków. Wspinacze mieli także okazję żyć w znacznie lepszych warunków niż podczas poprzednich wypraw.

– Przede wszystkim mieliśmy suszone jedzenie i smalec w przeróżnych odmianach. Tego to próbowaliśmy chyba z 6 różnych rodzajów. Najbardziej ze wszystkich specjałów przygotowanych przez kucharzy lubiliśmy kurczaka z rożna. Wentylacja była bardzo słaba, wiec jak go przygotowywali, to intensywny zapach roznosił się w całej mesie (namiocie kuchennym - przyp.red.) – wspomina Maciej.

– Jednym z luksusów w bazie była łączność internetowa. Żartowaliśmy, że jakby antenę WiFi umieścić w trzecim albo czwartym obozie, to K2 byłoby zdobyte – opowiada. – Był prysznic, ale nie wszyscy z niego korzystali. O dziwo nie śmierdzieli – te bakterie to chyba były głęboko zamrożone i ten zapach się jakoś nie roznosił. Na początku wszyscy chodzili w takich porządnych, górskich butach. Ale z czasem takie osoby jak Bielecki czy Małek zaczęli chodzić w zwykłych gumiakach, bo zorientowali się, że się najlepiej sprawdzają.

K2 nie zostało zdobyte przez ekipę z Polski ale przekroczyła wtedy wiele granic. Mężczyźni chcą wrócić do Karakorum i spróbować zmierzyć się z tą górą ponownie. Kolejna wyprawa planowana jest na zimę 2019/2020, ale Krzysztof Wielicki w czasie rozmowy z mediami zdradził, że tym razem mogą obrać inną taktykę niż poprzednio.

Obraz
© Forum | Michał Dyjuk

– Zastanawiamy się, czy nie podzielić zespołu na dwa teamy: jeden "przygotowawczy", który wykona pracę do 7000 metrów lub do Czarnej Piramidy (najbardziej niebezpieczny odcinek na K2 - przyp. red.) po to, żeby drugi zespół przyszedł "świeży" i mógł się szybko zaaklimatyzować – wyjaśnia. – Wtedy miałby więcej siły do "ataku szczytowego". Wystarczyłyby dwa lub trzy okna pogodowe (dobre warunki pogodowe - przyp. red.), aby przeprowadzić atak szczytowy. Ta druga grupa mogłaby przyjechać później. Ewentualnie jeszcze mogłaby się gdzieś indziej aklimatyzować, chociaż tutaj akurat są różne opinie. Ja jestem przeciwnikiem wyjazdów w tym celu do Ameryki Południowej. Niektórzy twierdzą, że to by zdało egzamin. Generalnie ten zespół przyjechałby później, ponieważ po dwóch miesiącach przebywania w bazie jest się zmęczonym. A tak jego działalność skróciłaby się do miesiąca lub do 5 tygodni. W ten sposób zaoszczędziliby siły. Jest to może trochę takie mało etyczne, ale niestety – dla osiągnięcia celu człowiek zrobi wiele – przyznaje.

Bez względu na taktykę, którą obierze polski zespół, trzymamy kciuki na ich następnej wyprawie, aby udało mu się osiągnąć szczyt.

Obraz
© Forum | Kacper Pempel

Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Turystyka
adam bieleckik2góry
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)