Aoshima. Japonia. Tajemnice kociej wyspy
Aoshima to raj dla wielbicieli kotów. Zostały one sprowadzone na niewielkie terytorium, aby zwalczyć plagę myszy. Jednak nikt nie przewidział, że futrzaki zwiększą swoją liczebność i staną się główną atrakcją wyspy, na której żyją już tylko emeryci.
20.01.2019 | aktual.: 21.10.2019 10:32
Poranny prom na Aoshimę ma zaszczytne powitanie – na spotkanie biegną ku niemu dwa rude koty. Ogonki w górze, łapki szybko przebierają po trapie. Wizyta promu to zapowiedź śniadania godnego mistrzów – suszone rybki sypią się obficie, a stado futrzaków wcina posiłek. Słychać tylko pomruki zadowolenia. O tym, że to dom mruczków różnej maści, świadczy jeszcze jedna rzecz – specyficzny zapach, który nasila się przez gorące powietrze. Śmiało można powiedzieć, że Aoshima to miejsce niezbyt przyjazne dla zbyt wrażliwego zmysłu powonienia. Zejdźmy na ląd.
Opanowana przez mruczki
Aoshima w prefekturze Ehime to samotna wyspa ulokowana na północny zachód od Sikoku. Można do niej dopłynąć promem, który dwa razy dziennie przybija do wybrzeża. To dziś spokojna enklawa służąca za dom jedynie dziesięciu osobom. Średnia wieku to 75 lat. W latach 40. ubiegłego wieku wyspiarzy było przeszło 900 – żyli z tego, co dało im morze, lub pływali do pracy na najmniejszą z czterech głównych wysp Japonii, Sikoku. Jednak duże firmy poławiające w tym rejonie szybko wykluczyły z wąskiego rynku indywidualnych rybaków. Zabrakło pracy i pieniędzy, więc Aoshima zaczęła się wyludniać. Mieszkańcy przenieśli się na większe wyspy. Większość z nich nigdy nie wróciła. Ich miejsce zajęły koty, dziś stanowiące grupę ponad stu osobników. Obecnie na jednego mieszkańca wyspy przypada więc co najmniej 10 futrzaków.
W dawnych czasach koty mieszkały na Aoshimie dlatego, że ich obecność gwarantowała brak myszy lub szczurów na pokładach kutrów rybackich oraz w okolicach przystani. Jednak im mniej było mieszkańców, tym bardziej rozrastała się kocia populacja, której obecnie bardzo trudno upilnować.
Zwierzęta gromadzą się głównie w porcie. Dla nich statek to przede wszystkim źródło pożywienia. Marynarze i turyści, którzy przybywają na wyspę, zawsze mają małe co nieco dla pustych kocich brzuszków. Mówi się, że kot mógłby ciągle jeść. Na Aoshimie zwierzaki są po prostu głodne. Brakuje im naturalnych ofiar, a mieszkańcy dokarmiają je w ograniczonym zakresie. Na wyspie nie ma sklepu, nie ma nawet tak powszechnych w Japonii maszyn z napojami, a pocztę i leki przywozi prom. Przy słabej aprowizacji i przy korzystaniu z samodzielnie hodowanych zapasów trudno wykarmić pokaźne stado zwierząt. I trudno też należycie zadbać o ich zdrowie. Koty nie są wysterylizowane, więc się mnożą. Maluchy, przeważnie chore od pierwszych dni życia, stanowią smutny obraz ludzkiej bezsilności. Koci katar widoczny gołym okiem, niewyleczone rany i ropiejące oczy – bez dobrze zorganizowanej weterynaryjnej interwencji zwierzęta nigdy nie wrócą do zdrowia. W internecie natomiast można znaleźć informacje, że koty z Aoshimy mają mieć lepszą opiekę w przyszłości, bo ich problemy są znane władzom prefektury Ehime. Kiedy się to stanie? Nie wiadomo.
Trudno opuścić przystań w Aoshimie. Koty plączą się pod nogami, obwąchują bagaże, jeden odważny rozkłada się na klapie plecaka. Wszystkie rzeczy osobiste można zostawić w portowej poczekalni, ale trzeba szczelnie zamknąć drzwi, bo ciekawskie futrzaki o zwinnych łapkach wykorzystają nawet najmniejszą szparkę, aby wejść do środka i sprawdzić, czy turyści nie mają ze sobą czegoś do jedzenia, niekoniecznie dla kotów.
Większość zwierząt jest ruda lub biało-ruda. Wiele z nich rodzi się z krótkimi ogonkami. Nic dziwnego – od lat jest to ta sama mieszanka genów, więc trudno o większą różnorodność. Można też założyć, że część chorób jest dziedziczna.
Im dalej w głąb wyspy, tym mniej kotów. To przystań jest dla nich najciekawsza. Jednak trzeba patrzeć pod nogi, aby nie nadepnąć jakiegoś malucha. Małych kotków na Aoshimie jest pełno. Dla nich pierwsze tygodnie życia są najtrudniejsze. Starają się przetrwać, mimo chorób dręczących stado. Nie wszystkim się to uda. Młode kociaki uciekają przed upałem, starsze zresztą też. W plastikowej szufelce, w koszu, ukryte w cieniu świątynnych ścian wyczekują wieczora, który przynosi ledwie wyczuwalne ochłodzenie. Czekają też na popołudniowy prom – to druga porcja jedzenia od marynarzy i nadzieja, że ze statku zejdzie, choć kilkoro turystów z kocimi chrupkami.
Z przewodniczką Trikolorką
Aoshima to nie tylko koty. To też domostwa. Przyzwyczajona do japońskiej wysokiej jakości właściwe w każdym aspekcie życia, obserwuję, że na wyspie wszystko raczej chyli się ku upadkowi. Zaniedbane domy, nieuporządkowane ogródki, porzucone budynki. Powszechna jest blacha falista służąca do uszczelniania i zabezpieczania ścian. Brak ludzkich głosów, cisza, którą przerywa wibrująca muzyka cykad. Nieznośny upał. Niektóre domy opanowała roślinność. Spod kaskady liści wyglądają zakurzone okna i wypadające z framug drzwi. Aoshima jest tworem z dalekiej przeszłości. Niegdyś dobrze prosperująca wyspa, dziś miejsce, w którym wyraźnie wyczuwa się pustkę, którą dodatkowo podkreślają pamiątki z dawnych czasów.
Na wzgórzu jest szkoła, jedna z dwóch, w których przed laty kształcili się najmłodsi mieszkańcy wyspy. Przewodnikiem po pustych pomieszczeniach jest eteryczna koteczka trikolorka. Razem zaglądamy do dawnych sal lekcyjnych, w których na podłogach leżą byle jak rzucone pomoce naukowe. Z pewną niepewnością wchodzę po opadających z tynku schodach, żeby dowiedzieć się, że piętro wygląda podobnie jak parter. Zakurzone atlasy geograficzne, tablice, na których ktoś napisał słowa w niezrozumiałych dla mnie znakach, pianino z wybitymi zębami klawiszy, kuchnia pełna pokrytych pyłem naczyń, biurko zasypane papierami, drewniany model statku rzucony na podłogę. Budynek nie jest do niczego potrzebny, na wyspie nie ma ani jednego dziecka.
Wspinam się jeszcze wyżej, aby rzucić okiem na otaczający Aoshimę krajobraz. Dookoła tylko morze, niebo i palące słońce. Horyzont składa się z zespolonych ze sobą niebieskich płaszczyzn.
Powrót pani Yukiko
Aoshima to jedna z dwóch kocich wysp w Japonii. W przeciwieństwie do rozreklamowanej Tashirojimy nie ma do zaoferowania turystom żadnej bazy noclegowej czy gastronomicznej. Jednak w krajobrazie tego, zdawałoby się, uśpionego miejsca jest jeden mały punkt – kocia kawiarnia pani Yukiko, która po latach nieobecności wróciła na wyspę. Pani Yukiko powoli i własnymi siłami tworzy maleńką przystań dla miłośników kotów. W jej ogródku stanął nieduży bungalow dla gości, a główny pokój domu pełni funkcję kawiarni. W przyciemnionym wnętrzu, na matach tatami, można się trochę zrelaksować i odpocząć od upału.
Pani Yukiko wyjechała z wyspy, kiedy miała 16 lat, a dziś jest niewiele po sześćdziesiątce. Wówczas brakowało pracy i ludzie powoli opuszczali Aoshimę. Nieudane małżeństwo, dwie córki i praca zawodowa zatrzymały ją na wiele lat na Honsiu, głównej wyspie Japonii. Gośćmi w kawiarni są głównie Japończycy. Turystów z innych części świata, którzy tu trafili, można policzyć na palcach jednej ręki. Ale ścianę w kuchni wypełniają fotografie wszystkich, którzy mniej lub bardziej przypadkowo przekroczyli jej próg. Pani Yukiko stara się wykorzystać koci magnetyzm Aoshimy i stworzyć miejsce, w którym można zostać na noc, zjeść, pobyć z kotami. Tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju – czy pani Yukiko zostanie na wyspie? Na jak długo? Czy ktoś ją kiedyś zastąpi? Bo to, że za kilka lat Aoshima będzie wyspą pełną wyłącznie kotów, jest niemal pewne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl