Jeden z najmniej znanych ludów Europy. Saamowie, czyli niezwykli mieszkańcy Północy
Ich śpiew uznawany był za twór samego diabła, a oni za brudnych i niezbyt mądrych. Saamowie, którzy są prawdziwymi gospodarzami Laponii, dopiero od niedawna mogą liczyć na większy szacunek.
Dla wielu Laponia to kraina reniferów i świętego Mikołaja. Tymczasem nie był on pierwszym gospodarzem tego terenu. Najwcześniej ten rejon zasiedlili Saamowie, bardziej znani w Polsce jako Lapończycy.
Jednak oni sami nie lubią tego określenia. Głównie dlatego, że trzon "lapp" ma negatywne znacznie i kojarzy się z osobą głupią, zaciemnioną lub ze "szmatką", jak określano noszony przez nich strój (zwany poprawnie gakti). Dlatego sami wolą termin Saame, co oznacza "ci ludzie".
Kiedy dokładnie przybyli na tereny północnej Skandynawii? Tego nie da się precyzyjnie określić. Faktem niezbitym jest to, że wspominał o nich Tacyt już w 100 roku n.e., a święty Mikołaj przyszedł na świat dopiero dwa wieki później.
Zobacz też: Renifery są tak głodne, że jedzą wodorosty.
Joik - niezwykły śpiew
Właściwie istnieją dwie Laponie. Ta mniejsza to po prostu region administracyjny w Finlandii ze stolicą w Rovaniemi. Tymczasem kulturowa Laponia rozciąga się na o wiele większym obszarze i obejmuje całą północną Skandynawię i Półwysep Kolski.
Saamowie zamieszkiwali ten region na długo przed Norwegami czy Szwedami. Zawsze żyli trochę na uboczu, dzięki czemu ich kultura i tradycja mogły się rozwinąć. Najbardziej charakterystycznym przejawem kultury saamskiej jest joik, czyli śpiew, który różni się w swojej istocie od innych śpiewów ludowych.
– Mnie najbardziej w joiku zachwyca to, że tu nie śpiewa się o kimś, a kogoś lub coś – mówi Ilona Wiśniewska, autorka książki "Hen. Na północy Norwegii", w której opisała życie współczesnych Saamów. – Można śpiewać rzekę, niedźwiedzia, każdy gatunek ptaka, nawet komara. Ten dźwięk przenosi cię na wielkie przestrzenie i zakorzenia w naturze.
Dziś śpiewanie joiku jest bardzo popularne. Najbardziej znana saamska piosenkarka, Mari Boine, większość swojego repertuaru opiera właśnie na wykonywaniu tego ludowego śpiewu. Można nawet odnieść lekkie wrażenie, że pielęgnowanie tych lokalnych tradycji przestało być w Norwegii czymś wstydliwym. W końcu w muzycznym show o nazwie "Stjernekamp", emitowanym przez publiczną telewizję NRK, uczestnicy w jednym z odcinków mieli do wykonania właśnie joik. Ale nie zawsze tak było. Przez wiele lat wszystko, co dotyczyło Saamów było obarczone stereotypami.
Dyskryminujące stereotypy
Człowiek głupi, brudny, mieszkający w lesie, do tego mówiący jakimś dziwnym językiem - tak dla większości Szwedów czy Norwegów wyglądał przeciętny Saam.
Duża część Saamów trudniła się hodowlą reniferów, które pokonują wielkie dystanse, a ich hodowcy idą razem z nimi wiele kilometrów. Koczowniczy tryb życia, a więc stereotypowe "mieszkanie w lesie" było jedną z charakterystycznych cech saamskiej kultury.
Problem pojawił się, gdy w XIX w. norwescy urzędnicy z południa postanowili zanieść kaganek oświaty ludziom z północy. Mało kto jednak przejął się tym, że Saamowie nie mówili po norwesku. Co więcej, ich rodzimy język saamski należy do zupełnie innej grupy języków (bliżej mu do fińskiego lub estońskiego), a na północ wysłano praktycznie samych nauczycieli mówiących tylko po norwesku. Komunikacja, a przez to nauka, przebiegały bardzo opornie.
Stąd właśnie zrodził się stereotyp głupiego Saama, który nie rozumiał nawet najprostszych poleceń. Niestety nikt nie zastanawiał się nad tym, że były one wypowiadane w języku, którego on nie rozumiał.
Mimo wszystko edukacja przynosiła skutki, ale nie były one najlepsze dla saamskiej kultury. Na początku XX w. weszło prawo, które pozwalało na kupno ziemi jedynie norweskojęzycznym obywatelom. Dzieci zaczęto więc wywozić do internatów, aby nauczyły się tego języka, jednak zewsząd słyszały obelgi i szykany wobec swoich rodziców czy dziadków. W szkole uczono natomiast nie o reniferach, ale o pociągach i tramwajach, niespotykanych na północy.
Zatem, gdy dzieci wracały do domu, znajdowały się w przestrzeni kompletnie nieprzystającej do świata, który poznały w szkole. Do tego zaczynały wstydzić się swoich korzeni i powoli je wypierać. Jednak, jak mówi Wiśniewka: "Saamowie zawsze byli dumni ze swojej przynależności etnicznej, tylko nie zawsze mogli o tym głośno mówić, a lata norwegizacji sprawiły, że wielu z nich zapomniało, kim byli ich przodkowie i skąd się wywodzą". Jak podkreśla, Saamowie, których spotyka (zwłaszcza młodzi) zawsze z dumą podkreślają swoje pochodzenie.
Promocja kultury
Coraz więcej też jest działań promujących kulturę saamską, jak choćby festiwale muzyczne. Najważniejszym z nich jest coroczny festiwal Riddu Riđđu w Kåfjordzie, na który zjeżdżają się grupy etniczne z całego świata.
Saamów można też spotkać na co dzień w takich miastach, jak Guovdageaidnu (norw. Kautokeino) czy Karasjohka (norw. Karasjok). Na pierwszy rzut oka trudno ich jednak rozpoznać. Przez postęp cywilizacyjny tradycyjną hodowlą reniferów zajmuje się już niewielu. Stroju ludowego też raczej na ulicy nie uświadczymy. Piękne i kolorowe gakti można bez trudu zobaczyć na festiwalach czy podczas pracy przewodników. W dzień powszedni Saamowie ubierają się jak każdy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl