Jeden z największych koszmarów Zakopanego. "Ludzie jakby z księżyca spadli"
Korki to odwieczny problem w Zakopanem, zarówno latem, jak i zimą. W okresie świąteczno-noworocznym i podczas ferii nasila się on wyjątkowo, co bardzo utrudnia życie nie tylko turystom, ale też mieszkańcom. - Szybciej pokonaliśmy odcinek Gdynia-Katowice niż Katowice-Zakopane - przyznaje Agnieszka Jalowska-Czuryło, która właśnie wróciła z Kościeliska.
01.02.2023 | aktual.: 02.02.2023 08:38
Kto wybiera się w ferie do zimowej stolicy Polski, jak co roku, musi przygotować się na korki i kolejki. Choć rekordowych tłumów w Zakopanem w tym sezonie nie ma, na Krupówkach roi się od turystów, a żeby dostać się do restauracji i atrakcji, trzeba swoje odstać.
Korki coraz większym problemem Zakopanego
Prawdziwy chrzest bojowy turyści przechodzą najczęściej jednak jeszcze po drodze w góry - korki na trasie dojazdowej do Zakopanego to odwieczny problem na Podhalu.
- Półtora tygodnia temu, w sobotę 21 stycznia, musiałam wybrać się samochodem z Nowego Targu do Kościeliska. To niecałe 30 km, a droga zajęła mi prawie dwie godziny - mówi Renata Piżanowska, autorka przewodników i wydawczyni książek, na co dzień mieszkająca na Podhalu. - Śniegu było po kostki, a ludzie jakby z księżyca spadli. Letnie opony albo moje ulubione połączenie - letnie opony z łańcuchami - opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieprzygotowani do warunków na podhalańskich drogach turyści blokują czasem cały ruch. Nie są w stanie ruszyć pod górę, ślizgają się na jezdni.
- Cały absurd polega na tym, że ludzie, jadąc w góry na narty, kompletnie nie biorą pod uwagę, że na drogach jest śnieg albo że trasa może mieć spore nachylenie - dziwi się Renata Piżanowska. - To bardzo duży problem. Napływ turystów nieprzygotowanych do warunków utrudnia nam życie. Ciężko pojechać na zakupy, bo robi się z tego wielka wyprawa. Problem mają także np. pracownicy obiektów noclegowych, którzy dojeżdżają spóźnieni do pracy, bo przecież też stoją w tych korkach - dodaje.
Zakopane - trzy godziny, żeby dotrzeć na stok
W tym sezonie problemy na drogach nasiliły się w Zakopanem w drugiej połowie stycznia, gdy na Podhale wróciła zima. Śniegiem sypnęło w połowie pierwszego turnusu ferii - gdy wypoczywały dzieci z województw: lubelskiego, łódzkiego, podkarpackiego, pomorskiego i śląskiego.
Urlop w Kościelisku spędzała wtedy nasza czytelniczka, Agnieszka Jalowska-Czuryło z Gdyni. Przyznaje, że zarówno na drodze dojazdowej, jak i na miejscu, korki były bardzo odczuwalne. - Ze względu na małe dzieci, z Trójmiasta jechaliśmy z przystankiem na Śląsku. Szybciej pokonaliśmy odcinek Gdynia-Katowice niż Katowice-Zakopane - przyznaje turystka w rozmowie z WP.
Na Zakopiance najgorzej jest na odcinku Chabówka-Zakopane., gdzie przy trudniejszych warunkach samochody stoją w wielokilometrowych korkach. Sytuacji nie poprawiło otwarcie nowego tunelu w okolicach Rabki.
Pani Agnieszka dodaje, że podczas pobytu nieraz natrafiła na korek w samym Zakopanem, więc odebrało to jej i rodzinie chęć do dalszych wycieczek, choć w planie miała wypad m.in. na Słowację.
To, że problem dotyczy nie tylko samego Zakopanego, ale całego Podhala, podkreśla też Renata Piżanowska. - Przed wyjazdem koniecznie trzeba sprawdzić trasę. Zdarza się, że turyści mający bazę w Zakopanem, chcą wybrać się na narty do Bukowiny czy Białki i nacinają się na taki korek, że pokonanie tego odcinka zajmuje im nawet dwie, trzy godziny (w normalnych warunkach powinno zająć ok. 30 min - przyp. red.) - mówi mieszkanka Podhala.
Podkreśla, że najgorsza sytuacja jest zawsze w weekendy między feryjnymi turnusami. Gdy jedno województwo kończy wypoczynek, a zaczyna kolejne - wtedy ruch jest największy i "całe Podhale po prostu stoi".
Korki nad Podhalu: "Zakopane nie jest z gumy"
Wielu turystów skarży się na utrzymanie dróg w Zakopanem. Nie rozumieją, że nieodśnieżone ulice to niekoniecznie efekt niedopatrzenia służb. - Jadąc do miejscowości turystycznej, warto sprawdzić pewne informacje. Zakopane niestety, a może właśnie stety, bo jest to atrakcja dla turystów, utrzymuje drogi na biało, bo muszą po nich przejechać konie z saniami. Kuligi to niezwykle popularna atrakcja - zauważa Piżanowska.
Mieszkanka Podhala przyznaje, że choć śnieg jest bardzo ważny dla górali, bo przyciąga turystów i daje im zarobek, jednocześnie jest dla nich utrapieniem, bo powoduje ogromny chaos komunikacyjny.
- Najgorsze, że to powtarza się cyklicznie i nikt nie wyciąga żadnych wniosków. W mojej ocenie powinno się nakazać jazdę w oponach zimowych i niewpuszczanie nieprzygotowanych samochodów na określone obszary - mówi Piżanowska.
Ale nieprzygotowanie turystów to oczywiście niejedyny czynnik, który ma wpływ na podhalańskie korki. Problem jest dużo bardziej złożony. W końcu latem też trzeba swoje odstać.
- Zakopane nie jest z gumy i po prostu nie może przyjąć już więcej turystów. Obojętnie ile nowych kwater się otworzy, zostają nam te same drogi, parkingi - zauważa Renata Piżanowska. - Ludzie najczęściej przyjeżdżają własnym autem i takich turystów pewnie będzie coraz więcej, m.in. ze względu na inflację i na podwyżki cen biletów PKP. Miasto będzie więc coraz bardziej zakorkowane, podobnie jak drogi dojazdowe - dodaje.
O tym problemie mówił parę miesięcy temu w rozmowie z WP Maciej Pinkwart, autor książki "Mit Zakopanego i mity zakopiańskie". Podkreślił, że zimowej stolicy Polski nie da się powiększyć wszerz i wzdłuż, więc można je tylko powiększyć w głąb.
- Należy przenieść wszystkie parkingi pod ziemię. Podobnie zrobić z głównymi ciągami komunikacyjnymi. Jest to do zrobienia, bo na świecie tego typu rozwiązania funkcjonują. Oczywiście wymaga to dużych pieniędzy, których jak zawsze brakuje i trudno je zdobyć - powiedział Maciej Pinkwart. - Pozostaje więc ten łatwiejszy sposób na ich zdobycie, czyli zasada: im więcej ludzi, tym więcej pieniędzy. Ale w pewnym momencie to się skończy, bo ludzie przestaną przyjeżdżać tam, gdzie nie jest przyjemnie - ostrzegł.
Iwona Kołczańska, dziennikarka Wirtualnej Polski