Kosmiczna cena za taksówkę w Zakopanem. "Jeden z najdroższych kursów w Polsce"
Turyści, którzy jadą do Zakopanego liczą się z tym, że usługi w mieście bywają drogie, ale nikt nie spodziewa się, że podczas urlopu zostanie oszukany. A tak poczuł się kilka dni temu jeden z turystów, który za przejechanie taksówką dystansu 2,2 km musiał zapłacić aż 63 zł.
24.01.2023 07:21
Do redakcji "Tygodnika Podhalańskiego" zgłosił się turysta, który jest zszokowany ceną, jaką przyszło mu zapłacić za taksówkę w Zakopanem.
Turysta oszukany przez taksówkarza
Na paragonie wyszczególnione są: opłata początkowa w wysokości 15 zł i 48 zł za pokonany dystans, a ponieważ kurs odbywał się w niedzielę, to naliczona została tzw. druga taryfa.
Dziennikarzom "Tygodnika Podhalańskiego udało porozmawiać się z lokalnymi taksówkarzami, którzy wcale nie są zaskoczeni taką sytuacją. - To po prostu niezrzeszona taksówka. Taki kurs zamówiony przez któreś z działających w Zakopanem firm taksówkarskich kosztowałby 26 zł. Nic więc dziwnego, że niektórzy narzekają na ceny taksówek pod Giewontem - skomentował pracownik jednej z firm taksówkarskich działających w Zakopanem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inny stwierdził dosadnie, że był to jeden z najdroższych kursów w Polsce. - W mojej firmie opłata początkowa wynosi 8 zł, a za kilometr klient płaci 6 zł. Ten kurs w niedzielę u nas kosztowałby najwyżej 24 zł - tłumaczył taksówkarz z Radio Taxi.
Ta sytuacja tylko dowodzi, że zanim trzaśniemy drzwiami, warto spojrzeć czy taksówka jest zrzeszona i jaki ma cennik, ale także sprawdzić, czy kierowca ma włączony taksometr.
Tak ukrył krętactwo
Dokładnie rok temu z podobną sprawą zgłosiła się do nas inna turystka. Podczas tygodniowego pobytu w Zakopanem od czasu do czasu korzystała z taksówek. Za przejazd po mieście płacili ok. 20-30 zł. Jakież było jej zdziwienie, gdy trafili na naciągacza. - Był to nasz ostatni dzień w Zakopanem, więc nie byliśmy czujni i nie zwróciliśmy uwagi, czy taksometr jest włączony - przyznała kobieta. Turyści jechali pod skocznię z okolic dolnej stacji kolejki na Gubałówkę, więc trasa była krótsza niż 3 km.
- Do zapłaty było... 50 zł - mówiła wzburzona. - Nie lubię się wykłócać, więc zapłaciliśmy, ale poprosiłam taksówkarza o rachunek. Okazało się, że oczywiście nie włączył taksometru, a swoje krętactwo na rachunku ukrył pod hasłem "cena umowna". Nie wiem, z kim się umawiał na taką kwotę, bo na pewno nie ze mną - podsumowała nasza czytelniczka.
Źródło: Tygodnik Podhalański