Jesienne wczasy - Korsyka po sezonie
Piękna pogoda, piaszczyste plaże, śmierdzące sery, dzikie świnie, drażliwi tubylcy, trochę starożytnych kamieni i powalające góry. Oto Korsyka, lekarstwo na jesienną depresję.
Wczasy na Korsyce - lekarstwo na jesienną depresję
Przetrząsając internet w poszukiwaniu pomysłów na ucieczkę od nieszczególnie już złotej, a delikatnie mówiąc wyblakłej polskiej jesieni, trafiłem na Korsykę. Kilkadziesiąt euro za lot w obie strony i posezonowe przeceny brzmiały zachęcająco. Podobno zblazowani zachodni turyści ewakuują się stąd w połowie października, bo 20 stopni w cieniu to już za zimno. Hotele są zamykane na cztery spusty, campingi świecą pustkami, cichną dyskoteki, po lasach myśliwi strzelają do zwierzyny, młodzi wynoszą się "na zimę" do kontynentalnej Francji, a przy drogach pojawiają się autostopowicze z Polski. Naszym celem była słynna trasa GR20, nazywana często "najtrudniejszym szlakiem górskim w Europie". Zanim jednak ruszyliśmy w góry, mieliśmy okazję zapoznać się nieco z wyspą i jej mieszkańcami.
Tekst: Jakub Rybicki/ if/udm
Wczasy na Korsyce - lekarstwo na jesienną depresję
Przede wszystkim Korsykanie nie do końca uważają się za Francuzów. Wszystkie nazwy miejscowości mają podwójne tabliczki, a nazwy francuskie są często podziurawione kulami lub zamazane. Taka specyfika. Korsykanie są dumni, drażliwi i zacięci, szczególnie na punkcie własnej niezależności. Z rozmów da się czasem wyłowić pewne poczucie wyższości wobec "kontynentalnych". I vice versa.
- Jest takie powiedzenie, "pijany jak Polak", u nas za to "leniwy jak Korsykanin" - poinformował nas jeden z autochtonów, dodając, że oba stereotypy są oczywiście nieprawdziwe. To znaczy, on osobiście może zaświadczyć, że jest bardzo pracowity.
- A ja nie jestem pijany - przytaknąłem skwapliwie.
- No widzisz! - ucieszył się, częstując na znak przyjaźni "najlepszym serem na świecie".
Wczasy na Korsyce - lekarstwo na jesienną depresję
Głupio się przyznać do plebejskiego gustu, ale zapach brocciu (tak się ten przysmak nazywa) wywołał na prostych, słowiańskich twarzach przerażenie, które gospodarz przyjął chyba za ekscytację. Od razu poinformował jednak, że raczej nie uda mi się tych delikatesów przywieźć do Polski, gdyż na lotnisku w Balicach *mogliby uznać je za *broń biologiczną. Ser okazał się przepyszny, mocny w smaku, świetnie komponował się z wytrawnym winem i innym miejscowym przysmakiem - charcuterie, czyli wędlinami. Swoją drogą, kiełbasy również nie wyglądają na pierwszy rzut oka zachęcająco, zwisając w sklepach, smętnie pokryte solidną warstwą pleśni.
Wczasy na Korsyce - lekarstwo na jesienną depresję
Skąd się biorą najlepsze wędliny? Z dzikich świń, wałęsających się masowo po lasach. Niestety, osobiście żadnej nie spotkałem, w przeciwieństwie do myśliwych, którzy czaili się na nie dosłownie za każdym zakrętem. Biedne zwierzęta zwabione obfitością kasztanów (kolejny miejscowy smakołyk) schodzą jesienią w niższe partie gór, gdzie są łatwym celem dla łowczych. Trzeba przyznać, że na widok *uzbrojonych mężczyzn *obstawiających pobocza dróg z początku czułem się nieswojo, wiedząc jak silny jest na Korsyce ruch separatystyczny, objawiający się przeciętnemu turyście głównie nabazgranym na murach skrótem *Korsykańskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego *- FLNC (Front de Liberation Nationale de la Corse).
Wczasy na Korsyce - lekarstwo na jesienną depresję
A propos separatyzmu - najważniejszą postacią historyczną nie jest tu wcale Napoleon Bonaparte, z którym kojarzy wyspę reszta świata. Ojczyzna obrzydła cesarzowi do tego stopnia, że zakazał obsadzania rodowitymi Korsykanami stanowisk administracji publicznej, jako "niegodnymi zaufania". Sam jako imperator nie odwiedził nigdy wyspy. Niechęć Napoleona wzięła się zapewne z konfliktu z jego młodzieńczym idolem - Pascalem Paolim, bojownikiem o niepodległość Korsyki, nazywanym "Ojcem narodu". Dziś obaj panowie spoglądają na siebie niechętnie z pomników, podzielili się też nazwami ulic właściwie we wszystkich miastach.
Wczasy na Korsyce - lekarstwo na jesienną depresję
Południowy zachód wyspy usiany jest prehistorycznymi pamiątkami. Występujące masowo menhiry, a czasem nawet dolmeny to gratka dla miłośników prehistorii. Tym, którym te słowa nic nie mówią, polecam poczytać przygody Asteriksa i Obeliksa, a następnie wizytę przynajmniej w Filitosie. To podobno najciekawsze, zamieszkane przez ok. 5000 lat stanowisko archeologiczne, słynące z wyjątkowych, wyrzeźbionych w kamieniu postaci ludzkich.
Tekst: Jakub Rybicki/ if/udm