Kłamią i wyłudzają pieniądze. To prawdziwa plaga
Mają pieniądze, a jednak wolą podróżować za darmo, udając biednych. Często, aby zaoszczędzić kilka groszy, wykorzystują życzliwość innych. Krytykowani, bronią się, że tylko spełniają marzenia. Kim są żebroturyści?
Oto #TopWP. Przypominamy najlepsze materiały ostatnich miesięcy.
Nie ma nic złego w podróżowaniu przez świat z plecakiem. Przeciwnie, tzw. backpacking zyskał przed laty ogromną popularność wśród młodych, stając się niemal stylem życia. Niestety, w ostatnich latach niskobudżetowe wojaże po krajach globalnego Południa coraz częściej zmieniają się w niepokojący i budzący kontrowersje trend zwany bieda- lub żebroturystyką.
Na czym polega żebroturystyka? Jest to styl podróżowania, zgodnie z którym turyści udają osoby potrzebujące wsparcia finansowego, o które to z kolei proszą lokalną ludność. Jak to wygląda w praktyce?
- W praktyce wygląda to tak, że ludzie, najczęściej biali Europejczycy lub Amerykanie, jadą do krajów globalnego Południa, gdzie turysta o jasnym kolorze skóry wciąż jest postrzegany, jako ktoś lepszy - opowiada w rozmowie z WP Hanna Bielerzewska, podróżniczka i autorka bloga "Na Atlantydę". - Zwykle ludzie ci należą do tzw. klasy średniej, czyli mają pracę, ale nie zarabiają wystarczająco dużo, aby móc pozwolić sobie na podróże, o jakich marzą. Ostatecznie decydują się więc na zakup biletu lotniczego w jedną stronę, a dalej to jakoś to będzie - wyjaśnia.
Chcąc zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy, żebroturyści przesiadują więc na ulicach i bez skrępowania żebrzą o pieniądze, które umożliwią im dalszą podróż. Oburzonych tym zjawiskiem jest coraz więcej osób, które postrzegają tego rodzaju postawę, jako nieetyczną i nieuczciwą w stosunku do mieszkańców krajów rozwijających.
Niestety, żebroturyści nie tylko zdają się nie dostrzegać niczego nieodpowiedniego w swoim zachowaniu, ale chwalą się nim w mediach społecznościowych. Czy aby na pewno przez takie zachowanie nikomu nie dzieje się jednak krzywda?
- Ludzie w krajach rozwijających się czują realne współczucie wobec białych turystów, kiedy spotykają ich w takiej sytuacji - mówi Hanna Bielerzewska. - Jest im ich żal, myślą, że zwyczajnie powinęła im się noga i chętnie im pomagają. Robiąc to, nieświadomie odbierają wsparcie osobom naprawdę potrzebującym, których w takich krajach przecież nie brakuje - kończy.
Bilet w jedną stronę, a dalej jakoś to będzie
Istnieje dość cienka granica pomiędzy tzw. podróżowaniem low cost, czyli podróżowaniem budżetowym, a żebroturystyką, która polega na okłamywaniu innych i żerowaniu na ich życzliwości.
Niestety, jest coraz więcej osób, które nie mają innym nic do zaoferowania, ale chcą za wszelką cenę przeżyć przygodę i to możliwie jak najniższym kosztem. Jest to o tyle absurdalne, że po pieniądze ręce wyciągają osoby, które stać na znacznie więcej, niż mieszkańców lokalnych społeczności, często zmagających się z prawdziwym ubóstwem.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć - mówi Hanna Bielerzewska. - Nie każdy, kto podróżuje wyłącznie z biletem w jedną stronę, robi coś nieetycznego - zapewnia. - Sama znam naprawdę świetnych ludzi, którzy podróżują w ten sposób. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy nimi a typowymi żebroturystami. Ci ludzie albo pracują, albo mają swoje oszczędności. Nikt tutaj nikogo nie oszukuje - dodaje.
Kraje azjatyckie wypowiadają wojnę żebroturystom
Chociaż żebroturystów można spotkać także w Meksyku czy krajach Ameryki Południowej, to jednak Azja zmaga się z największą falą "biedujących" podróżników. Właśnie tam, jak dotąd traktowano ich też z największym przymrużeniem oka. Zjawisko żebroturystyki gwałtownie przybrało na sile krótko przed wybuchem pandemii koronawirusa.
Krajem szczególnie popularnym wśród żebroturystów była i nadal jest Tajlandia. - W Tajlandii proceder ten po prostu kwitnie - przyznaje Hanna Bielerzewska i dodaje, że w 2018 roku spędziła tam miesiąc i w każdej z miejscowości, które odwiedziła, spotkała podróżników proszących o pieniądze.
Jak władze krajów azjatyckich reagują na żebroturystów? W ostatnim czasie coraz więcej państw zapowiada aktywną walkę z tym trendem. Jest wśród nich Bali, którego władze już jakiś czas temu zapowiedziały, że będą przekazywać żebroturystów ambasadom krajów, z których ci pochodzą. To one, a nie mieszkańcy mają w przyszłości ponosić koszt ich utrzymania. Wygląda na to, że w ślad za Bali pójdą wkrótce też inne kraje. Nie tylko władze mają jednak dość żebrzących turystów
- Coraz częściej widać oddolną nietolerancję na to zjawisko - mówi Hanna Bielerzewska. - Ludzie są tym po prostu zmęczeni - dodaje.
Podróżując, pamiętajmy, aby być fair wobec innych
Sytuacja, w której ktoś wykorzystuje kolor skóry, pochodzenie i gościnność innych, aby podróżować za darmo, jest zwyczajnie nie fair. - Proszę sobie wyobrazić, że to mieszkaniec Azji przyjeżdża do Europy i zachowuje się w ten sposób - zwraca uwagę podróżniczka. - Czy mógłby liczyć na identyczne traktowanie, z jakim spotykają się biali turyści w Azji? To raczej nie do pomyślenia - przekonuje.
Podróżując, trzeba się oswoić z jeszcze jedną myślą. - Nic nie jest tak naprawdę za darmo - podkreśla Hanna Bielerzewska. - Zawsze ktoś poniesie koszt tej naszej podróży, nawet jeśli to my zaoszczędzimy pieniądze, to ktoś inny na tym straci - wyjaśnia.
Dlatego tak ważne jest, aby nie naginać pewnych reguł i nie wykorzystywać życzliwości innych. Tymczasem bardzo często, podróżując, ludzie mają całkowicie nierealne oczekiwania. Jadą do krajów, w których gościnność jest świętą zasadą i oczekują, że mieszkańcy będą ich gościć bez końca. To też jest żebroturystyka.
- W wielu krajach gospodarz właśnie ze względów kulturowych wie, że powinien przyjąć gościa - wyjaśnia podróżniczka. - W praktyce oznacza to, że odda mu swoją przysłowiową ostatnią koszulę, czyli więcej niż sam posiada. Bardzo często ludzie nie zdają lub nie chcą zdawać sobie z tego sprawy. Tutaj ponownie nie chciałabym zostać źle zrozumiana - tłumaczy Hanna Bielerzewska. - Nie ma nic złego w skorzystaniu z czyjejś gościnności, ale bądźmy po prostu fair.