Trwa ładowanie...
Kobieta z łukiem. Anna Sokólska o niecodziennym sporcie
Źródło: Materiał Własny/ Piotr Kobiela
20-04-2018 14:59

Kobieta z łukiem. Anna Sokólska o niecodziennym sporcie

Niczym Amazonka strzela z łuku z pędzącego konia. Zdobywa kolejne medale na mistrzostwach świata, a w Polsce promuje łucznictwo konne. O pasji do jeździectwa i idących za nią w parze sukcesach opowiada WP wielokrotnie utytułowana zawodniczka Anna Sokólska.

Jakub Czajkowski: Galopujący i strzelający z łuku jeździec kojarzy mi się z Amazonkami, Indianami albo wojownikami Czyngis-chana... A jakie tradycje ma łucznictwo konne w Polsce?

Anna Sokólska: Na moich ziemiach, czyli na Podlasiu, łucznictwo konne związane jest z tradycjami tatarskimi. Mieszkają tutaj potomkowie Tatarów, którzy niegdyś walczyli u boku polskiej husarii. W pokazach łuczniczych, w których często biorę udział, nawiązujemy do tych dawnych czasów – występujemy na przykład w strojach z XVII wieku.

Łucznictwo konne to dość niecodzienny sport... Jak zaczęła się Twoja przygoda z nim?

Moja przygoda z łucznictwem konnym zaczęła się 10 lat temu. Uczyłam się w technikum hodowli koni w Supraślu. Pewnego dnia poznałam grupę łuczników, którzy przyjechali do nas i organizowali szkolenie. To byli prekursorzy tej dyscypliny w Polsce – m.in. Michał Sanczenko i Michał Choczaj - ekipa fascynatów, która zaraziła mnie tym sportem. Oczywiście nie nastąpiło to tak od razu. Wsiadałam na konia i próbowałam strzelać, ale początkowo to była tylko taka fajna odskocznia od klasycznego jeździectwa.

d1hhv09

W tym czasie pracowałam już jako instruktor jazdy, startowałam w zawodach ujeżdżeniowych i skokowych. Ale myśl o łucznictwie konnym wracała do mnie coraz częściej. Pomagałam przy warsztatach i szkoleniach, a przy okazji strzelałam sobie. Któregoś razu wygrałam taki mini turniej zorganizowany po warsztatach. Chłopaki już od jakiegoś czasu mówili, że mam talent do tego, że powinnam zająć się tą dyscypliną na poważnie. I namówili mnie. To było chyba w 2012 roku. Tak to się zaczęło rozwijać...

Źródło: Materiał Własny/ Karol Rzeczycki

Jakie trzeba mieć predyspozycje, aby zacząć uprawiać łucznictwo konne?

Przede wszystkim nie można się bać, trzeba uwierzyć w siebie i po prostu zacząć to robić. Nie można się zniechęcać. Na pewno dobrze jest umieć już w jakimś stopniu jeździć konno. Choć znam osoby, które najpierw strzelały z łuku, a dopiero potem zaczęły uczyć się jeździć. Tak też się da, choć od tej strony dojście do wprawy trwać będzie dłużej...

Oprócz tego ważne są takie techniczne rzeczy jak utrzymanie równowagi, a także powtarzalność tego, co się robi. Koń galopuje i musimy odpowiednio balansować ciałem, aby mu nie przeszkadzać i jednocześnie trafiać w tarcze. To jest chyba najtrudniejsze. Trzeba zatem mieć dobrą koordynację ruchów i poczucie równowagi – w tym celu dobre są ćwiczenia na przykład na tzw. fitballu, czyli na takiej specjalnej dużej gumowej piłce

Na czym w ogóle polega ten sport? Są jakieś specjalne konkurencje?

W Polsce organizowanych jest coraz więcej zawodów łucznictwa konnego. Mamy tu trzy podstawowe konkurencje: tor polski, węgierski i koreański. Głównym pomysłodawcą pierwszej z nich jest Michał Choczaj. Długość toru wynosi kilkaset metrów, a czasami nawet 1 km (w zależności od terenu zawodów), z wieloma zakrętami i przeszkodami, a tarcze są na nim ustawione w różnych odległościach – od 5 do nawet 40 m. Zazwyczaj składa się z dwóch przejazdów. Do wyniku liczy się oczywiście liczba punktów z trafień w tarcze i czas za przejazd.

Tor węgierski ma natomiast dystans 99 m i tarcza jest ustawiona w połowie długości i 9 m od niego. Pokonując go podczas dziewięciu przejazdów, trzeba uzyskać jak najwięcej trafień w tarczę, w jak najkrótszym czasie. Tor koreański jest najbardziej dynamiczną konkurencją. Ma zmienną długość toru od 90 m do 150 m i sześć przejazdów z różnymi ilościami tarcz, w które trzeba trafić w określony sposób.

Źródło: Materiał Własny/ Piotr Kobiela

Którą Ty lubisz najbardziej?

Oczywiście tor polski. Wymaga on od jeźdźca-łucznika koncentracji i umiejętności skupienia się nie tylko na strzelaniu, ale i na prowadzeniu konia. Tor Polski w odróżnieniu od innych konkurencji nie jest prowadzony po linii prostej. Szranki mogą ostro zakręcać, a miejscami teren w ogóle nie jest ogrodzony. Dlatego trzeba wybrać odpowiednią taktykę i dobierać tempo konia do warunków. W odpowiednim momencie należy przyśpieszyć, w innym zaś zwolnić.

d1hhv09

Czasem bywa też tak, że gdy jeździmy daleko na zawody, to nie bierzemy swoich koni, tylko wypożyczamy lub losujemy je na miejscu. Więc mamy mało czasu, aby poznać się z koniem. Dlatego właśnie ta konkurencja bardzo weryfikuje umiejętności jeździeckie i umiejętność "dogadywania" się jeźdźca z koniem.

Jednak patrząc pod kątem sportowym, to łucznictwo konne nie jest jeszcze tak popularne jak skoki, czy ujeżdżenie.

To prawda, ale to się zmienia. Być może właśnie dzięki wynikom polskich zawodników, którzy osiągają sukcesy na arenie międzynarodowej. Polska jest jednym z najlepszych krajów na świecie w tej dziedzinie. Zawsze z zawodów przyjeżdżamy z medalami - Drużynowy Puchar Europy wygraliśmy już czwarty raz z rzędu. Ogólnie rzecz ujmując to jeździectwo nie jest tanim sportem, szczególnie jeśli chce się być ujeżdżeniowcem lub skoczkiem.

W przypadku łucznictwa jest trochę inaczej – nie trzeba mieć tu sportowego konia za kilkadziesiąt tysięcy euro. Ważne jest natomiast, aby był on dobrze ułożony. Może być to kucyk lub konik polski, istotne aby się słuchał jeźdźca. Więc porównując łucznictwo do tych klasycznych sportów jeździeckich, to ma ono duży plus, bo jest po prostu bardziej dostępne finansowo. A mimo wszystko można mieć ogromną satysfakcję z sukcesów sportowych...

Gdy patrzy się na ciebie w akcji na zawodach i pokazach, widać wręcz umiejętności kaskaderskie – czy to ryzykowny sport?

Nie, trzeba po prostu się trzymać w siodle i trafiać w cel (śmiech). Tak naprawdę wiele zależy od konia. Jeżdżę często na Czanarze - dość temperamentnym koniu. Ma on w sobie typowo arabską krew konia wyścigowego. Trzeba umieć go okiełznać i przede wszystkim mu nie przeszkadzać – wtedy w ogóle nie ma problemu ze strzelaniem. A jak już napina się cięciwę, no cóż, trzeba mieć oczy dookoła głowy i uważać, gdzie się strzela.

Źródło: Materiał Własny/ Julia Szymanczyk

Twoja kariera sportowa jest imponująca - wygrałaś już wiele ważnych światowych imprez. Które uważasz za swój największy sukces?

To trudne pytanie... Dla mnie najlepszy był chyba ubiegły rok. Dostałam wtedy zaproszenie do Japonii, gdzie ponownie wygrałam międzynarodowe zawody w łucznictwie konnym. Potem byłam w Iranie, gdzie również zajęłam pierwsze miejsce. Wcześniej wygrałam też turniej w Rosji... To był dla mnie szczęśliwy rok. Innym ważnym dla mnie trofeum jest srebrny medal za konkurencję Serial Shot, zdobyty na Mistrzostwach Świata w Korei w 2014 roku.

d1hhv09

Później co roku przywoziłam jeszcze kolejne medale z tych ważnych zawodów, ale ten był pierwszy. Z ubiegłorocznych mistrzostw w Korei, akurat nie jestem bardzo zadowolona, bo zajęłam trzecie miejsce w konkurencji Double Shot, a wiem że mogło pójść lepiej. Ci którzy mnie dobrze znają mówią, że jestem zbyt ambitna... Choć ja wiem, na co mnie stać. Dążę do tego, aby wygrywać. To mój cel na ten rok!

W sportach jeździeckich większość zawodników to mężczyźni, dajesz im więc chyba ostro popalić...

Tak, depczę im po piętach, albo raczej oni mi (śmiech). Ale na poważnie, to nie podchodzę do tego tak, że jest jakaś rywalizacja między kobietami a mężczyznami. W zawodach łucznictwa konnego nie ma podziału – startują wszyscy razem. Jak wygram z facetem, to nie ma żadnego "wow". Kiedyś trenowałam też judo i dookoła byli sami faceci, więc zawsze z nimi konkurowałam i się przyzwyczaiłam. Ale w łucznictwie fajne jest to, że wszyscy się wspieramy nawzajem – po zawodach podchodzą do ciebie rywale i mówią: "Gratuluję, dobra robota".

W jaki sposób przygotowujesz się do zawodów, żeby osiągać sukcesy? Dużo trenujesz?

Niestety zimą w Polsce ciężko jest trenować ze względu na temperaturę i pogodę - łatwo o kontuzję konia. W tym czasie skupiam się więc na strzelaniu z ziemi, poprawianiu techniki, a także na regeneracji organizmu. Fizjoterapia, ćwiczenia na siłowni, bieganie to nieodłączne elementy treningu.

Teraz przygotowuję się do pierwszych dla mnie zawodów w tym roku, które odbędą się w Jordanii. W tym sezonie czekają mnie jeszcze jesienne koreańskie Mistrzostwa Świata, a wcześniej będą duże międzynarodowe zawody na Węgrzech, gdzie planuję wziąć swojego konia. Czasu jest bardzo mało, więc gdy tylko będą na zewnątrz dobre warunki, biorę się za jeszcze intensywniejsze treningi.

Wtedy taki mój dzień treningowy zaczyna się często o 6 rano, a kończy o 22. A tu trzeba jeszcze zadbać o fundusze na to wszystko. Na starty w zawodach tej rangi środki zbieram głównie dzięki własnej ciężkiej pracy. Jeżdżę na pokazy, prowadzę warsztaty i zajęcia z łucznictwa tradycyjnego i konnego. Niedawno ruszyłam z platformą Patronite, gdzie wszyscy, którym podoba się to co robię, mogą mnie wesprzeć.

Źródło: Materiał Własny/ Szczepan Skibicki

No właśnie, jeżdżąc na zawody zwiedziłaś już kawał świata. Gdzie łucznictwo jest najbardziej popularne?

Ta dyscyplina sportu jest najbardziej popularna w Niemczech, na Węgrzech, ale również w Korei i Japonii. Ostatnio staje się też coraz bardziej znana w Malezji i USA. Ale w Polsce też rośnie w siłę. Staramy się promować ten sport u nas poprzez pokazy łucznicze, szkolenia, warsztaty.

d1hhv09

Oczywiście nasze sukcesy na międzynarodowych zawodach też odgrywają tu ogromną rolę. To jest trochę tak jak ze skokami narciarskimi – dopóki Adam Małysz nie zaczął odnosić sukcesów, skoki nie były aż tak popularne w naszym kraju. I wszystko się zmieniło. Podobnie może być z łucznictwem konnym, bo mamy bardzo duży potencjał.

Pochodzisz z Podlasia - to wyjątkowy region Polski i chyba można tam znaleźć świetne tereny do jazdy konnej? Jakie miejsca byś poleciła?

Z czystym sumieniem zapraszam do Puszczy Knyszyńskiej. Podczas wycieczki konnej można tam podziwiać fantastyczną przyrodę i zobaczyć dzikie zwierzęta – żubry, łosie, jelenie. Tym bardziej jak się jedzie konno, to dzikie zwierzęta nie płoszą się od razu, bo widząc z daleka jeźdźca na koniu widzą przede wszystkim zwierzę i nie boją się aż tak bardzo. Oprócz tego świetne tereny są wzdłuż Narwi, czy nad Biebrzą. Tak więc polecam Podlasie!

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj