Kupili mieszkanie w sercu Włoch. "Czynsz niższy niż na Śląsku"
Latami zbierali na dom w górach, ale los chciał, że zamiast chatki na południu Polski kupili mieszkanie we Włoszech. Kraj ten jest jednym z nielicznych, gdzie ceny tego typu ofert w tym roku nie wzrosły, a nawet lekko spadły. Anna i Marcin Nowakowie, blogerzy podróżniczy i autorzy książek oraz kanału "Wędrowne Motyle", przekonują w rozmowie z WP, że całość nie jest wbrew pozorom trudnym i nieosiągalnym procesem.
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Iwona Kołczańska,dziennikarka Wirtualnej Polski: Skąd pomysł na zakup mieszkania we Włoszech?
Ania i Marcin Nowakowie: Wszystko narodziło się z przypadku, ale okraszonego niezbitą miłością do Włoch. Kochamy ten kraj podobnie jak Polskę, zawsze jadąc tam (a działo się to ponad 20 razy) poprawialiśmy swój nastrój, kondycję psychiczną, odkrywaliśmy coś nowego. Przypadkiem było to, że przez trzy lata nie udało nam się spełnić naszego małego marzenia o domku w górach. Spędziliśmy masę czasu na poszukiwaniu działek albo starych domów do remontu. Wiele transakcji prawie doszłoby do skutku, gdyby nie jakaś ukryta wada na końcu. Ale bardzo poważna. Raz nawet opłaciliśmy hydrogeologa do wierceń. Przejechaliśmy obszary od Krosna po Wadowice. Nie udało się.
I nagle rozpoczęła się bańka nieruchomościowa. Nie tylko mieszkania, ale i też ziemia podrożały - czasami dwukrotnie. Ceny materiałów budowlanych zostały wywindowane do rekordowych rozmiarów. Nagle odetchnęliśmy z ulgą, że nie wpakowaliśmy się w budowę albo generalny remont. Musiało tak być. Jesienią 2021 oraz wczesną wiosną 2022 pojechaliśmy znów do Włoch, aby nakręcić nowe odcinki na nasz kanał "Wędrowne Motyle". Zarówno te o regionach Polski, jak i regionach włoskich cieszą się zawsze dużą oglądalnością.
W jednym z odcinków prowadziliśmy wywiad z pisarzem Bartkiem Kieżunem. Rozmawialiśmy z nim o Umbrii. Ale między słowami również o jego życiu pomiędzy Polską a Włochami. Tamto spotkanie i rozmowa tchnęła w nas nowego ducha. A może i my spróbujemy? Skoro rzeczywiście jest tak łatwo. I - co dla nas wtedy było szokujące - taniej niż w Polsce.
Zaczęliśmy przeglądać portale nieruchomościowe we Włoszech, kanał Pauliny Wojciechowskiej o domach na Sycylii i nie wierzyliśmy własnym oczom. Mieszkania w dobrym stanie, duże, jasne pokazywały się w cenach dwukrotnie niższych niż np. krakowskie czy katowickie. Presja rosnącej inflacji i marnowania się rok do roku prawie 20 proc. naszych ciężko uzbieranych oszczędności była również istotna. Decyzja zapadła. Domek w górach to może na emeryturę, a teraz zastanówmy się: co nas cieszy, co nam daje energię, co nas napędza jako trzydziestokilkulatków? Podróże po Włoszech. No to działamy.
Co braliście pod uwagę wybierając lokalizację?
Uznaliśmy, że potrzebujemy osiąść w samym sercu Włoch. Tym sercem jest pogranicze Toskanii, Umbrii i Lacjum. Stolicą Lacjum i Włoch jest Rzym i jego bliskość też była kluczowa. Kochamy i uwielbiamy to miasto. Jednakże Rzym jest ciężki do mieszkania, "dolce vita" szybko weryfikują korki, hałas czy problemy ze śmieciami. No i nieruchomości są jednak droższe, bo to stolica kraju. Raczej bliżej 80-90 tys. euro za mieszkanie z tarasem, niż bliżej 50 tys. euro (234 tys. zł), które sobie obraliśmy jako limit. Podobnie jest z Toskanią. Jej aura i marka powodują, że ceny są wyższe.
Dlatego wybór padł na prowincję Viterbo na północy Lazio. Rolnicza, spokojna, może nie tak zasobna jak jej sąsiedzi. Ma dostęp zarówno do Morza Tyrreńskiego, jak i zahacza o góry Apeniny. I tu zaczęliśmy szukać ogłoszeń. Prawda jest taka, że na południu Włoch nieruchomości w dobrym stanie można nabyć nawet poniżej 40 tys. euro (187 tys. zł). Mityczne "domy za 1 euro" są mniej opłacalne, bo często trzeba zadeklarować ich generalny remont za całkiem sporą kwotę, a nawet jest problem z dowiezieniem materiałów na ich lokalizację.
Sztuka podróżowania - DS7
Jak długo trwały wasze poszukiwania?
Z Polski zajmowaliśmy się selekcją i wyborem ofert przez cały kwiecień i połowę maja. Następnie zostawiliśmy sobie kilkanaście i polecieliśmy do Włoch, uprzednio umawiając się z agentami, którzy te ogłoszenia wystawiali. Głównie przez Whatsapp i głównie po angielsku, bo języka włoskiego nie znamy. Co ciekawe, wielu z nich odbierało nas wprost na dworcach kolejowych czy autobusowych. Obwozili po lokacjach, pokazywali, zachęcali a nawet jeden z nich potem odstawił nas innej, konkurencyjnej agentce. "Wiesz, ja pomogę jej dziś, a innym razem ona mi. Jesteśmy normalnymi ludźmi" - powiedział.
Podzieliliśmy to na dwie fazy, a wszystko trwało 5-6 dni. Mieszkaliśmy w hotelach. Już wtedy poczuliśmy, że może i ceny nieruchomości, kawy czy spaghetti nie podrożały we Włoszech, ale noclegów - a i owszem, i to poważnie. To też dało nam do myślenia.
Co was zaskoczyło na plus, a co na minus?
Odwiedzaliśmy głównie małe miasteczka. Raz tylko większe - Viterbo. Wiele z nich było jak z pocztówki: zabytkowe średniowieczne kamieniczki, otoczone przepastną zielenią, placyki z fontannami, przecudne zapachy, ale mało młodych ludzi, dominowali starsi. Problemem Lazio - podobnie jak Mazowsza - jest, że przez położenie blisko stolicy, region jest "wydrenowany" z młodych, którzy uciekają do Rzymu. Podobnie z inwestycjami.
Wiele mieszkań było zaskakująco ciemnych, z dziwnymi układami pokoi, raz widzieliśmy balkon z wejściem przez łazienkę. Średniowieczna substancja jest piękna, ale ma swoje wady. Często w wąskich uliczkach, mimo ciepła na zewnątrz, jest wilgotno i ciemno. No i bardzo słaby dojazd komunikacją publiczną do Rzymu. To dla nas kluczowe, bo chcemy do minimum ograniczyć jeżdżenie po Włoszech autem.
Finalnie uznaliśmy, że słabym punktem są też instalacje grzewcze. Większość w złym stanie, a jednak od grudnia do połowy lutego przyda się mieć tutaj taką alternatywę, bo temperatura spada do 7-9 st. C.
Z wszystkich podróży, wybraliśmy trzy duże mieszkania o bardzo dobrym standardzie i stanie (na pierwszy rzut oka) oraz dobrym położeniu komunikacyjnym i złożyliśmy oferty. Udało się z jednym, a po całkiem udanej negocjacji udało się osiągnąć i finansowy cel.
A formalności? Było sporo problemów?
Formalności to już nieco bardziej skomplikowana sprawa - podatki, śmieci, notariusz, codice fiscale, tłumacz, pomoc językowo-dokumentacyjna, którą wyświadczyła nam Paulina z Sycylii - na pewno trzeba dodać do ceny nieruchomości kolejne 10-15 proc. właśnie na te cele. Ale naszym zdaniem są one dużo prostsze niż nam się wydawało na początku. Tłumaczymy to w naszym mini-serialu na Instagramie na profilu @napolnocodrzymu. Wszystko zrobiliśmy zdalnie na odległość, w międzyczasie pracowaliśmy w Polsce, Litwie, Szwecji. Jedynie przylecieliśmy na sam akt notarialny w Rzymie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jakie macie pierwsze wrażenia z mieszkania w waszym miasteczku?
Na bieżąco dzielimy się małymi rzeczami w naszych codziennych relacjach, choć początki nie były kolorowe. To nie filmowe "dolce vita", bo pierwszym punktem po przyjeździe około 25 października była wizyta w markecie budowlanym, zakup farb, wybielaczy, klejów, drabiny itd. Dosłownie dwa tygodnie sprzątania, czyszczenia pustego od kilku lat mieszkania. Dużego, bo 94 metry z ogromnym tarasem z widokiem na połać zielonych wzgórz. Mamy też własny ogródek oraz piwnicę. Jeśli tylko po drodze nie wyjdzie jakiś ukryty feler, to po prostu trafiła nam się okazja. Ale czujemy, że to chyba nie pułapka. Poprzedni właściciele mieszkają obok nas i bardzo się cieszą, że to akurat my zostaliśmy ich nowymi sąsiadami.
Miasteczko Orte jest bardzo dobrze skomunikowane zarówno z Rzymem, jak i Umbrią dzięki stacji kolejowej. Ma też węzeł autostradowy. Jego stara część, obok której mieszkamy - założona przez Etrusków, zachwyca swoim spektakularnym położeniem na tufowej skale. W dole płynie Tybr. W oddali widzimy wzgórza Umbrii i Toskanii.
Czytaj także: Rzym na weekend i nie tylko. To miasto dla każdego
Oczywiście na pewno są minusy. My nie jesteśmy nowicjuszami. Znamy Włochy dobrze, spędziliśmy tu dobre kilka miesięcy przez ostatnie lata. Hałas od ulicy rano i przy powrotach z pracy jest irytujący, zwłaszcza jak przejedzie motorynka piaggio, stare okna nie pomagają w utrzymaniu ciepła ani szybkim myciu. Choć ceny wody, wywozu śmieci, czynszu są dużo niższe niż w naszym Bytomiu, to wydaje nam się, że rachunek za gaz i prąd będzie sporo wyższy niż polski. Kontrakt gazowo-prądowy też negocjowaliśmy online.
Jako posiadacze "drugiego domu" musimy też płacić specjalny podatek w wysokości kilkuset euro. Dokładną kwotę jeszcze podamy, jak nam obliczą. Oczywiście posiadanie drugiego domu to pewne wyzwanie finansowe. Ale robiliśmy wszystko, by w Polsce nie mieć dużych zobowiązań finansowych. Nie żyjemy wystawnie. Niestety nie mamy też jeszcze dzieci, więc i to zapewne finansowo robi różnicę.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jak odbierają was mieszkańcy i jak wy odbieracie ich?
Nasi nowi sąsiedzi i poprzedni właściciele zaprosili nas i rodziców, którzy nam pomagali w remoncie, na uroczysty obiad. W urzędzie załatwiono przepisanie wody od ręki, we wspólnocie również. Jest duże zainteresowanie i zaintrygowanie "dlaczego Polacy chcą zamieszkać we Włoszech". Są w tej prowincji ludzie z całego świata, owszem, ale słowo "Polonia" trzeba mówić wyraźnie, bo mylą często z "Bolonia".
Miejscowość jest taka w sam raz. Nie za mała, nie za duża. Ludzie przyjaźni, na pierwszy rzut oka dominują starsi. Jest niezwykle czysto, ulice są codziennie zamiatane i myte, na punkcie segregacji śmieci mają fioła.
Mamy jasną łazienkę z oknem na wschód, podobnie jak dwie sypialnie. Po godz. 13:00 słońce wchodzi już na taras i do salonu oraz kuchni. Dużo rzeczy zachowaliśmy po poprzednich właścicielach, jak np. stary dębowy stół albo piękną szafę z drewna i komodę. Budynek jest, jak na włoskie standardy, młody, bo z lat 60-tych.
Czytaj także: Najbardziej tajemniczy region Włoch. Tu jest bajecznie
Tuż obok naszego apartamentu jest warzywniak, dwie kawiarnie z kawą za 1 euro oczywiście. Trzy markety, pizzeria i rodzinny sklepik z makaronami. Po trzech tygodniach pracy i szorowania przyjęliśmy pierwszych gości z Polski. Oczywiście w planie mamy zapraszanie rodziny i znajomych. Wszyscy kochamy Włochy. Ale też nie bez przyczyny w polskim hymnie Italia pojawia się aż cztery razy.
Ile czasu będziecie spędzać we Włoszech, a ile w Polsce?
Oczywiście to zależy i pewnie w praktyce wyjdzie różnie. Ale generalnie nie wyprowadzamy się z Polski. To nie jest zmiana całkowita życia, otoczenia. Mamy w Polsce większość działań naszej firmy, co roku realizujemy bardzo popularny cykl "Polska na Przełaj" o mniej znanych regionach naszego kraju. Lubimy bardzo lato w naszym kraju. We Włoszech potrafi być ono nieznośnie upalne. Dlatego w pierwszej kolejności chcemy w Italii spędzać wiosnę i jesień. Tu, gdzie zamieszkaliśmy, przyroda budzi się już pod koniec lutego. Kwiaty kwitną na początku marca, ludzie zbierają dzikie szparagi.
W momencie, gdy rozmawiamy jest środek listopada, a za nami kilka ciepłych dni z pełnym słońcem, temperaturą 21-22 st. C. i kompletnie zero smogu. Nie mamy pewności jednak, czy będziemy tu zimą. Styczeń potrafi być chłodny, choć nigdy nie było mrozu. Przetestujemy ogrzewanie w naszym "drugim domu" i podejmiemy decyzję. Generalnie kupowaliśmy nieruchomość z uwagi na charakter naszej pracy. Pracujemy zdalnie, mamy różne kontrakty, ale sami zarządzamy naszą firmą i zadaniami. Chcemy zacząć produkować więcej filmów o Włoszech, pisać więcej artykułów na bloga, a także głębiej i mocniej odkrywać te - naszym zdaniem - niedoceniane jeszcze regiony Włoch, jakimi są Tuscia i Sabina.
Co ciekawego pokażecie nam w okolicy?
Jeśli nasz nowy etap w życiu będzie trwał choćby pięć lat, to już nam się może zwrócić duża część potencjalnych częstych podróży do Włoch. Na naszym kanale chcemy przygotować zupełnie nową serię filmów o mniej znanych regionach Włoch. W głosowaniu na naszym profilu większość wskazała, że Tuscia czy Sabina nie były im znane. Ale czekają jeszcze takie makroregiony jak Maremma, Teverina, Castelli Romani czy Norcia. To odpowiedniki naszych: Ponidzia, Kociewia czy Pałuków. Regionów z własną historią i kulturą, ale nie tak znanych jak te już wypromowane.
Wokół nas, w promieniu zaledwie pół godziny, znajduje się aż 30 średniowiecznych etruskich miasteczek i terenów archeologicznych. Czasu nie starczy zapewne w jeden rok. Chcemy w pięknych okolicznościach pogody pracować tu w naszym zdalnym biurze, pisać nowe książki i artykuły. Żyć życiem - razem i cieszyć się każdą chwilą. Ponieważ sytuacja pokazuje, że na to, co się kocha, nie można czekać zbyt długo. Jesteśmy ludźmi, którzy mają pokorę. Nie chcemy chwalić się, że udało nam się coś niezwykłego, bo cały proces nie okazał się wcale trudny.
Jeśli okaże się to błędną decyzją - trudno. Wiemy, że Italia nie jest czymś bez wad i idealnym miejscem do życia. Nie mamy złudzeń. Ale zdecydowanie plusy przykrywają potencjalne minusy, a co nacieszymy się tym co "teraz", to nasze. Przynajmniej wrócimy za jakiś czas z większą dawką witaminy D, językiem włoskim i częściej uśmiechnięci.
Iwona Kołczańska, dziennikarka Wirtualnej Polski