Linie lotnicze celowo wydłużają przewidywany czas lotu. By nie wypłacać odszkodowań
12.10.2017 10:44, aktual.: 12.10.2017 11:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Magiczne" rzeczy dzieją się w branży lotniczej. Choć przewoźnicy dysponują coraz nowocześniejszymi i szybszymi maszynami, to czas lotu w ciągu ostatnich lat coraz bardziej się wydłuża. Pasażerowie czarterowej linii zbuntowali się i skierowali sprawę do sądu.
Interesujący proceder opisał ostatnio jeden z portali zajmujących się branżą lotniczą. "Grupa 80 pasażerów (...) pozwała przewoźnika za to, że specjalnie wydłuża na rozkładzie przewidywany czas lotu po to, aby w razie opóźnienia nie płacić pasażerom odszkodowania" – czytamy na stronie Fly4Free. Jak informuje portal, podróżni lecący z Brukseli na Dominikanę domagają się rekompensaty za 3-godzinne opóźnienie. Problem w tym, że ich bilety mówią co innego niż tablice informacyjne na lotnisku.
Maszyna, którą lecieli pasażerowie z Brukseli, dotarła na miejsce o godz. 8.19 czasu lokalnego. Czyli o ponad 3 godz. później niż zaplanowano. Tak przynajmniej wynikało z rozkładu widniejącego w porcie lotniczym Punta Cana – czas przylotu określono na godz. 5.15. Na kartach pokładowych widniała jednak godz. 5.55. Zgodnie z tą informacją opóźnienie wyniosło jedynie 2 godz. i 24 min, zatem podróżnym nie przysługuje odszkodowanie. Czy przewoźnik celowo "wydłużył" planowany czas lotu, by nie wypłacać rekompensat za spóźnienia? Tak sądzi firma reprezentująca pasażerów, Claim It.
Innego zdania są oczywiście przedstawiciele linii. Twierdzą, że "zapas godzinowy" na biletach jest dodawany po to, by "zapewnić pasażerom maksymalny komfort dotyczący punktualności". Wiadomo, że coraz większy ruch w portach lotniczych wydłuża często czas pokonania drogi z terminala na pas lotniczy. Linie lotnicze skarżą się również na niedogodą lokalizację swoich miejsc stacjonowania (daleko od terminala). Czy jednak dodawanie 40-minutowego marginesu błędu to nie przesada?
Jak informuje dziennikarz Fly4Free, przewoźnicy stosują tę praktykę nagminnie. A w ciągu ostatnich 2 dekad czas podróży wydłużył się średnio o kilkanaście minut. Dobrym przykładem może być trasa Londyn – Chicago. Pasażerowie British Airways oficjalnie lecą o godzinę krócej niż ci, którzy kupili bilety u American Airlines. I wcale nie jest to zakrzywienie czasoprzestrzeni.