Łowca ludojadów. Nie bez powodu nazywano go myśliwym wszech czasów
Brał na celownik bestie, które rozsmakowały się w ludzkim mięsie. To od jego kul zginęła tygrysica z Champawat w Indiach mająca "na koncie" co najmniej 434 ofiary. Nic dziwnego, że Jim Corbett przeszedł do historii jako pogromcą ludojadów – i jeden z najsławniejszych myśliwych wszech czasów.
Jim Corbett urodził się 1875 roku w Indiach Brytyjskich jako jeden z szesnaściorga dzieci Christophera Corbetta. Od najmłodszych lat pasjonował go świat przyrody. Potrafił godzinami przesiadywać w lesie, rozpoznawał odgłosy ptaków i innych zwierząt z dżungli. Zdarzało się, że nocował wśród drzew przy skromnym ognisku. W przyszłości pragnął zostać tropicielem i myśliwym. To dziecięce marzenie zaczął realizować w wojsku, gdzie często dobrowolnie zgłaszał się do polowań na ludojady.
Indie przełomu XIX i XX wieku były "wymarzonym" miejscem dla realizacji takich ambicji. Łowcy ludojadów mieli co robić. Lawinowo rosła liczba przypadków ofiar ataków drapieżników. Wielkie koty w warunkach naturalnych nie gustują w "ludzinie" jednak ich skłonność do polowań na człowieka rosła, gdy hinduskie wsie pod wpływem boomu demograficznego coraz bardziej się rozrastały.
Poza tym tygrysy czy lamparty polowały na bydło hodowlane. Zdarzało się, że rolnik, który próbował odstraszyć "napastników", sam padał ich ofiarą. Przesądni Hindusi wierzyli, że po zjedzeniu "ludziny" drapieżniki nie będą już chciały skosztować niczego innego. I tak rzeczywiście często bywało, ale nie z powodu działania demonów czy innych sił nadprzyrodzonych, a raczej z faktu, że szczególnie starsze albo mniej sprawne (np. wcześniej ranne) zwierzęta, wybierały łatwiejszy cel – czyli właśnie ludzi.
Ludojad z Champawat
Zdolny tropiciel wkrótce miał zmierzyć się samodzielnie z prawdziwą bestią. W dystrykcie Champawat na północy Indii tygrys bengalski polował na mieszkańców. Ponura sława ludojada rozeszła się po całym kraju. Zabił ponad 400 osób. Potężne, ważące przeszło 150 kilogramów, trzymetrowe zwierzę terroryzowało okolicę. Było rozzuchwalone do tego stopnia, że polowało w dzień, w pobliżu ludzkich siedzib. Większość jego ofiar stanowiły kobiety i dzieci. Tygrysica (bo była to samica) najpierw grasowała na terenie Nepalu, potem – kiedy w nagonkę zaangażowano wojsko – zmieniła tereny łowieckie na Champawat. Władze ogłosiły wysoką nagrodę za zastrzelenie bestii.
Corbett miał 21 lat, gdy za namową kolegi po fachu zdecydował się podjąć zadania. Młody myśliwy tropił tygrysicę przez kilka miesięcy. Udało mu się trafić na zwierzę po śladach krwi i makabrycznym znalezisku. W dżungli napotkał na odgryzione fragmenty dziecięcych kończyn. Po tym nabrał pewności, że ludojad jest blisko. W końcu stanął naprzeciwko tygrysicy niedaleko mostu Chataar, na drodze między Champawat i Lohaghat.
Na widok drapieżnika spokojnie złożył się i przymierzył. Zabił samicę jednym strzałem. Gdy zwierzę padło, Corbett podszedł do niego, by uważnie się mu przyjrzeć. Przyczyna ataków na ludzi stała się jasna, po tym jak sprawdził uzębienie. Tygrysica miała całkowicie zniszczone kły, możliwe, że wskutek postrzału. Wybrała więc polowanie na znacznie łatwiejszą "zwierzynę" – ludzi.
Jim Corbett, który uwolnił Hindusów od bestii, stał się sławny i z miejsca zaczął dostawać kolejne zlecenia. Miejscowi wieśniacy nazywali go sadahu, czyli świętym. Co ciekawe – za zastrzelenie ludojada nie wziął ani grosza. Zrezygnował z nagrody. Później przez całe zawodowe życie postępował w ten sposób.
W ciągu 20 lat Corbett zastrzelił ponad 30 dużych kotów polujących na ludzi. Wszystkie te zwierzęta rozsmakowały się w ludzkim mięsie, niektóre do tego stopnia, że potrafiły nawet włamywać się do domów, by tam atakować przerażone ofiary. Szacuje się, że drapieżniki zgładzone przez Corbetta zabiły co najmniej 1500 osób.
Nigdy nie polował dla skór czy rozrywki. Decydował się brać na cel piękne, choć drapieżne koty tylko wtedy, gdy stanowiły one śmiertelne zagrożenie dla człowieka. Przyczyna ich zamiłowania do "ludziny" była zresztą zazwyczaj taka sama – niezdolność do „normalnych” łowów. Ludojadami zostawały osobniki starsze, niepełnosprawne (często z ranami zadanymi przez myśliwych), chore – z postępującymi infekcjami, ranami łap, niepełnym uzębieniem.
Pantera z Rudraprayag
Za swój największy sukces Corbett uznał zastrzelenie lamparta, który grasował w okolicach Rudraprayag na pogórzu Himalajów w północnych Indiach. Zwierzę od 1925 roku w ciągu siedmiu lat zabiło 125 osób. Siało tak wielki postrach, że religijni Hindusi zupełnie zrezygnowali z pielgrzymek drogą między świątyniami Kedarnath i Badrinath obawiając się ataków. Przez długi czas drapieżnik polował właśnie na pielgrzymów, którzy wędrowali tym traktem.
Gdy pielgrzymki wstrzymano, przeniósł się bliżej ludzkich siedzib. W okresach szczególnego nasilenia jego aktywności wieśniacy w ogóle nie wychodzili z domów, ale i domy nie były bezpiecznym schronieniem. Lampart nauczył się wyłamywać drzwi, wchodził przez okna, a nawet potrafił wydrapywać pazurami dziury w ścianach. Było to na tyle uciążliwe, że sprawa oparła się aż o brytyjski parlament! Władze zdecydowały o zaangażowaniu Corbetta – wówczas już słynnego poskromiciela ludojadów.
Myśliwy przez 10 tygodni tropił swoją ofiarę. Pomagali mu w tym Gurkhowie – Nepalczycy służący w armii brytyjskiej i słynący z wielkiej odwagi. W końcu 2 maja 1926 roku lampart zginął. Stało się to po dziesięciu dniach czatowania na drzewie niedaleko przynęty – przywiązanej do słupka kozy. Jedenastej nocy drapieżnik połasił się na zwierzynę. Ciszę przerwał dźwięk dzwonka przymocowanego do szyi kozy i ryk ranionego zwierzęcia. Corbett wystrzelił. Przez wiele godzin nie schodził z drzewa. Później okazało się jednak, że strzał był celny. Niedaleko przynęty leżały zwłoki ludojada.
Zabójca – ekolog
Corbett jeszcze nie raz stawał oko w oko z bestią – i to całkiem dosłownie. Tak było między innymi w kwietniu 1930 roku, gdy polował na tygrysicę w rejonie wsi Kala Agar w północnych Indiach. Corbett zostawił przynętę – bawoła przywiązanego do pala. Sam próbował wspiąć się na pobliskie wzgórze, by tam zorganizować stanowisko strzeleckie.
W trakcie drogi na szczyt tygrysica nagle wyłoniła się z lasu za jego plecami. Wszystko to trwało ułamek sekundy. Zdążył zarejestrować kątem oka podłużny rudo-czarny kształt wynurzający się z zieleni. Odwrócił się i instynktownie nacisnął na spust. Sztucer wypalił. W tym samym momencie zamknął oczy, przekonany, że zaraz poczuje na swym ciele pazury. Atak jednak nie nastąpił. Metr od myśliwego leżało na ziemi ciało drapieżnika.
Ostatniego ludojada Corbett upolował w 1937 roku. Potem zamienił strzelbę na aparat fotograficzny. Pozostawił po sobie wiele zdjęć i cenną wiedzę o zachowaniach dzikich kotów. W czasie wojny służył w armii, ale jako mężczyzna po sześćdziesiątce z oczywistych względów nie trafił na front. Zamiast tego szkolił żołnierzy ze sztuki przetrwania w dżungli. Po wojnie udzielał wykładów, publikował artykuły i książki, zaangażował się w ochronę przyrody w Indiach. Założył fundację i przyczynił się do powstania pierwszego w tym kraju parku narodowego – w dolinie rzeki Ramgangi, który zresztą nazwano jego imieniem.
Bibliografia:
- Jim Corbett: Ludojady z Kumaonu. Atra World 2016.
- Jim Corbett: Lampart-ludojad z Rudraprayag. Atra World 2016.
- Jim Corbett: Tygrys z okolic świątyni oraz inne opowieści o ludojadach z Kumaonu. Atra World, 2016.
O autorze: Marcin Moneta - Absolwent filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarz, publicysta, redaktor TVP3 Wrocław. Od lat współpracuje z czasopismami popularnonaukowymi, historycznymi i kryminalnymi. Publikował teksty m.in. w magazynach "Świat Wiedzy", "Focus Historia", "Wiedza i Życie", "Detektyw" i "Śledztwo".