Lustro Twardowskiego. Odwiedź Węgrów
Ok. 80 kilometrów na wschód od Warszawy znajduje się miasteczko Węgrów, które w XVIII w. uznawane było za przeklętą siedzibę szatana. Mistrz Jan Twardowski przyleciał tu podobno… na kogucie. Weekendowi.pl zdają relację ze swojej wizyty. Znajduje się tu słynne lustro Twardowskiego.
Tym razem będzie o Panu Twardowskim i miejscu szczególnie mu bliskim – Węgrowie. W bazylice na rynku tego 13-tysiecznego miasta znajduje się słynne Lustro Twardowskiego. Ramę ma zrobioną z metalu, waży ponad 17 kg i liczy sobie ponad 400 lat. Znajduje się nam nim łaciński napis, który można przetłumaczyć jako: „Bawił się tym lustrem Twardowski, magiczne sztuki czyniąc, teraz przeznaczone jest na służbę Bogu”.
Według podań lustro posiadało niezwykłe moce: można w nim było dostrzec własną przyszłość lub duchy zmarłych. Na tafli zwierciadła znajduje się sporych rozmiarów pęknięcie, którego pochodzenie również tłumaczą liczne legendy. Jest ich wiele, a większość się wzajemnie wyklucza.
Według jednej z nich, z pomocą zwierciadła mistrz Twardowski wywoływał w Krakowie ducha Barbary Radziwiłłówny – zmarłej żony króla Zygmunta Augusta. Sztuka podobno mu się udała, a gdy zjawa stanęła przed królem, ten – nie bacząc na zakazy – postanowił ją objąć. Wówczas zjawa zniknęła, a lustro pękło.
Inna legenda mówi o tym, że w 1812 roku zmierzający na Rosję Napoleon Bonaparte zatrzymał się w Węgrowie i w lustrze ujrzał klęskę swojej armii. Przerażony tą wizją, upuścił zwierciadło, które pękło na kilka kawałków. Kolejne podanie mówi o próżnym proboszczu z Węgrowa, który kochał przeglądać się w lustrze i pewnego dnia zobaczył w nim diabła. Przerażony, rzucił w zwierciadło pękiem kluczy, co tłumaczy pęknięcie.
Dużo tych opowieści, a mało faktów, dlatego spróbujmy ustalić wszystko od początku. I zacznijmy od podstawowego pytania.
Polski mag był Niemcem?
Nie ma pewności co do tego, czy osławiony mag był postacią prawdziwą czy fikcyjną. W podaniach występuje jako polski szlachcic, prawdopodobnie był jednak Niemcem i nazywał się Laurentius Duhr (Duhr to po niemiecku "Twardy"). Alchemik z Wittenbergi po dalszą edukację przyjechał do Krakowa, który w XVI wieku był jednym ze światowych centrów alchemii, tłumnie przybywali tu poszukiwacze kamienia filozoficznego i eliksiru nieśmiertelności.
Po zjawieniu się w Krakowie Duhr rzekomo zmienił nazwisko na Twardowski. Dzięki swoim talentom wkradł się w łaski Zygmunta Augusta (wielbiciela alchemii) i przez ponad 2 dekady służył władcy jako nadworny mag. Wtedy to miał właśnie wywoływać zjawę Radziwiłłówny. Według historyków, do tego zdarzenia doszło naprawdę – eksperci twierdzą, że była to mistyfikacja, za którą stał magnacki ród Mniszchów. Mieli oni wykorzystać Twardowskiego, by zdobyć wpływ na Zygmunta Augusta. Częściowo im się udało, bo podstawiona przez nich "zjawa", czyli Barbara Giżanka, zgodnie z ich planem stała się potem kochanką króla. Z drugiej jednak strony – August wkrótce potem zmarł, więc ostatecznie niewiele z tego wyniknęło.
Węgrów - blisko piekielnego kotła
Jeśli chodzi o Węgrów, Twardowski, rezydując w Krakowie, bywał tu podobno bardzo często – zazwyczaj przybywał do miasta na skrzydłach nietoperzy. Na dobre miał osiąść w okolicach Liwa po strasznej awanturze, jaką na Małym Rynku w Krakowie urządziła mu Pani Twardowska. Znana z niełatwego charakteru małżonka miała w pewnym momencie odwrócić się do swojej drugiej połówki plecami i zadrzeć do góry kieckę. To wtedy mistrz rzekomo rozstał się z Krakowem, i na kogucie przyleciał do Węgrowa.
Czemu akurat właśnie tu? Chyba wszyscy znamy legendę, wedle której Twardowski w zamian za magiczne moce sprzedał duszę diabłu, a potem próbował go wykiwać. Tak się składa, że XVIII wieku katolicy z całej Rzeczpospolitej uznawali to miasto za siedzibę szatana. Działała tam największa sekta satanistów w kraju, w skład której wchodzili kalwini, arianie i protestanci do spółki z Żydami i samym diabłem. Wybór był więc oczywisty.
Zastanawiacie się pewnie, skąd w Węgrowie takie nagromadzenie wyznań. To zasługa Radziwiłłów, którzy sami byli wyznania kalwińskiego, a w 1593 roku kupili miasto i zadbali o jego rozkwit (trwał on zaledwie ok. 60 lat). Radziwiłłowie sprowadzili na te ziemie wielu osadników protestanckich, m.in. ze Szkocji i Holandii, czego ślady są widoczne do teraz. Do dziś w Węgrowie działa parafia ewangelicka, a na miejscowym cmentarzu znajdują się groby szkockich możnych, w tym burmistrza miasta. W zwiazku z tym Węgrów przed laty budził lęk bogobojnej Rzeczpospolitej, bo jawił się jako twierdza innowierców. Ci ostatni organizowali swoje synody i – mało tego – dysponowali własną drukarnią ariańską, z której na całą Polskę szły protestanckie, kalwińskie i wszelkie zagraniczne sekciarskie nowinki, będące symbolem zarazy, zepsucia i zła.
Pasujących do układanki elementów jest zresztą więcej – w Węgrowie znany był kult Barbary Radziwiłłówny. Lustro wiszące do dziś w bazylice miał zaś przekazać Twardowski hrabiemu Krasińskiemu, który pod koniec XVII wieku stał się nowym właścicielem tego miasta.
Siarką zdawało się tu pachnieć na kilometry. Czy można więc wyobrazić sobie bardziej idealne miejsce dla Twardowskiego niż Węgrów?
Czytaj więcej: Weekendowi.pl