Miejsca znane z gdańskich legend. Wieczni kochankowie, odwrócone lwy i złoty trunek
Gdańsk słynie z Neptuna, Żurawia, Westerplatte, stoczni i wielu innych zakamarków o ciekawej historii. Z pewnością nie brak tam miejsc do zwiedzania czy plażowania. Dzisiaj jednak schodzimy nieco z utartych szlaków i zabieramy was na spacer śladami trzech gdańskich legend.
Tak jak Warszawa ma swoją syrenkę, a Kraków smoka wawelskiego, tak też i Gdańsk ma własnych legendarnych bohaterów. Kto wie, kogo uda nam się "spotkać" podczas małej przechadzki?
Legenda o gdańskich kochankach – Annie i Jakubie
Miłość cierpliwa jest, ale nie zawsze łaskawa. Potwierdza to legenda o gdańskich kochankach. Mowa o Annie i Jakubie, którzy chodzili do tej samej szkoły dla ubogich, która mieściła się przy kościele Mariackim. Wspólna droga do szkoły i siedzenie w tej samej ławce zapoczątkowały trwałą przyjaźń. Chłopak był typowym urwisem, który od nauki zdecydowanie wolał bijatyki i psoty. Anna była za to prymuską i wielokrotnie wybawiała przyjaciela z opresji.
Mijały lata, a dawni przyjaciele ze szkoły wydorośleli. Jakub wyrósł na silnego i wysokiego przystojniaka, a Anna na piękną kobietę. Nic dziwnego, że przyjaźń przerodziła się w miłość. Para bardzo się kochała i planowała ślub, ale cały czas doskwierała jej bieda. Jakub postanowił wyruszyć w morze i jako marynarz zdobyć pokaźny majątek dla przyszłej rodziny. Anna płakała z powodu tej decyzji, ale szanowała zdanie ukochanego i obiecała czekać na jego powrót nawet i 30 lat. Wtedy jeszcze zapewne nie przypuszczała, jak długa będzie ich rozłąka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Mieszka w Korei Południowej od 15 lat. "Tutaj to ja jestem kurą domową"
Mężczyzna zaciągnął się na statek, a kobieta podjęła na lądzie pracę służącej. Z każdym rokiem miała coraz więcej wątpliwości. Nic nie wskazywało na to, żeby Jakub kiedykolwiek do niej powrócił. Dała mu jednak słowo, że będzie czekać tyle, ile będzie trzeba. Nadeszła starość, a wraz z nią przeminęła uroda. Jedyne co pozostało to dokuczliwa bieda.
Anna zamieszkała w przytułku św. Ducha i prosiła przechodniów o jałmużnę. Pewnego dnia przy kościele Mariackim pojawił się nowy nędzarz. Okazało się, że to stary Jakub, który podczas jednego z rejsów dostał się do niewoli tureckiej, gdzie dopadła go starość. Żebrzący kochankowie mimo upływu lat od razu się rozpoznali i zamieszkali razem w przytułku.
Co ciekawe, w tamtych czasach na żebranie trzeba było uzyskać specjalne pozwolenie. Wymagane było zdanie egzaminu ze znajomości prawd wiary i modlitwy. I tak oto historia zatoczyła koło. Anna znowu pomagała w nauce Jakubowi, dzięki czemu zdał egzamin i mógł oficjalnie prosić o jałmużnę. Zakochani zmarli razem podczas epidemii dżumy. O ich legendarnej miłości przypominają dwie figury starców na barokowym portalu dawnego domu opieki szpitala św. Ducha przy ul. U Furty 3.
Legenda o lwach z gdańskiego ratusza
W herbie Gdańska znajdują się lwy. Dlaczego akurat one? Wyjaśnienia spróbujmy poszukać w miejscowej legendzie. Dawno temu zapadła decyzja o przyozdobieniu miejskiego ratusza nowym herbem. Jego wykonania miał podjąć się mistrz Daniel Eggert, który lubował się w rzeźbieniu lwów. Jak na prawdziwego artystę przystało, chciał stworzyć wyjątkowe dzieło, które będzie podziwiane przez mieszkańców i przyjezdnych.
Miejscy radni urządzili huczne wydarzenie, które miało podtrzymać na duchu mieszczan obawiających się represji ze strony Prus. Gdy w końcu nastąpiło uroczyste odsłonięcie herbu, zamiast oczekiwanych oklasków rozległy się głosy oburzenia. Z koroną, krzyżami i tarczą było wszystko w porządku, ale dlaczego lwy patrzyły w jednym kierunku zamiast spoglądać na siebie?
"Czyżby Daniel mógł aż tak się pomylić?" - zastanawiali się coraz bardziej zdenerwowani gdańszczanie. Wtem z tłumu wyszedł Krzysztof, stary mistrz kamieniarstwa. Spojrzał uważnie na nowy herb i oznajmił, że lwy przecież patrzą w kierunku Drogi Królewskiej – Wyżynnej i Złotej Bramy, które czekają na uroczysty wjazd polskiego króla Stanisława, który udzieli wsparcia Gdańskowi. To wytłumaczenie ostatecznie przekonało mieszkańców, a mistrz Daniel mógł odetchnąć z ulgą.
Niestety, przepowiednia do końca się nie sprawdziła. Pomoc nie nadeszła, a Gdańsk wkrótce dostał się pod pruską strefę wpływów. Ale ostatecznie wrócił po latach do Polski. A lwy dalej zdobią fasadę Ratusza Miejskiego, patrząc w tym samym kierunku (choć w innych miejscach i oficjalnym herbie są już zwrócone ku sobie).
Legenda o Neptunie i słynnej nalewce
W czasie spaceru po Gdańsku nie można oczywiście pominąć fontanny Neptuna, stojącej przy Długim Targu, przed wejściem do Dworu Artusa. Według kolejnej legendy gdańszczanie byli tak zadowoleni z nowej fontanny powstałej w miejscu studni, że zaczęli masowo wrzucać do wody złote dukaty.
Czytaj także: Wyjątkowe zjawisko na jeziorze. "Jak pływanie w szkle"
Władca mórz podobno nie był zachwycony zaśmiecaniem, więc uderzył swoim trójzębem i rozbił monety w drobne płatki, które od tej pory zdobią złocistym blaskiem słynny likier ziołowo-korzenny Goldwasser (co można przetłumaczyć jako "złota woda"). Podobno raz na sto lat, o północy, przy dźwiękach carillonu, powtarza się owe zjawisko, podczas którego fontannę zalewa złoty trunek. Ciekawe, czy uda nam się doczekać tego niecodziennego "wydarzenia"?