Na Śnieżkę zimą w krótkich spodenkach. Moda na suche morsowanie może być niebezpieczna
Ustanawiając Rekord Guinnessa, spędziła zanurzona w lodzie przeszło trzy godziny. Morsuje, kiedy tylko może. O zimnie mówi, że to jej przyjaciel. Jednak - choć sama pokochała suche morsowanie – ostrzega, że wchodzenie zimą w samych szortach na górskie szczyty nie jest sportem dla wszystkich. O nowym trendzie w morsowaniu rozmawiamy z Katarzyną Jakubowską.
Artykuł jest częścią zimowej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Magda Bukowska: Widziałam na twoich kontach w portalach społecznościowych kilka relacji z zimowych wyjść w góry w bardzo skąpym stroju. Dołączyłaś do entuzjastów suchego morsowania?
Katarzyna Jakubowska: Wiesz, że ja po prostu lubię zimno. Ostatnio nawet wybrałam się na łyżwy w stroju kąpielowym, czym wywołałam spore zdziwienie na lodowisku, ale ponieważ łyżwiarką jestem kiepską, tego eksperymentu chyba nie będę powtarzać. Za to suche morsowanie mi się spodobało. W tym roku byłam w Norwegii, w ubiegłym chyba na najpopularniejszych w Polsce szczytach wybieranych przez entuzjastów tego sportu – na Szrenicy i Śnieżce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Wyzwania życia za kołem podbiegunowym. "Gdy morze zamarznie, statek nie wpłynie"
Co jest takiego w tej Śnieżce? Widzę, że mnóstwo ludzi właśnie z tego szczytu wrzuca zdjęcia w strojach plażowych.
Rzeczywiście jest coś takiego, że wszyscy chcą "zaliczyć" Śnieżkę. Można na nią wejść w stosunkowo krótkim czasie, a jednocześnie jest dość trudnym szczytem. To ostatnie podejście od Domu Śląskiego jest wymagające. Dodatkowo na tym odcinku często mocno wieje, więc musimy się mierzyć z dużymi wyzwaniami. Zimą nierzadko zdarza się, że na dole, kiedy wychodzisz, jest słońce i bardzo przyjemna temperatura – nawet dodatnia, a na szczycie wiatr i odczuwalna -15, a nawet -20 st. C. To już są dość ekstremalne warunki.
Rozumiem, że trzeba się do nich jakoś specjalnie przygotować. I chyba większość morsujących to robi, bo biorąc pod uwagę rosnącą popularność tego sportu, nie słychać zbyt często o wypadkach wśród górskich morsów.
Na szczęście wraz z modą idzie też świadomość i większość osób rzeczywiście wcześniej się przygotowuje do takich wypraw. To zmniejsza ryzyko jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Bo to naprawdę nie jest sport dla wszystkich, a już na pewno nie dla osób, które nie mają doświadczenia z zimnem, które wcześniej nie morsowały, nie znają reakcji swojego ciała na takie ekstremalne warunki.
To może powiedzmy, jak się przygotować do wejścia na Śnieżkę zimą i to niemal bez ubrania.
Przede wszystkim warto sprawdzić, czy nie mamy medycznych przeciwwskazań do tego typu przedsięwzięć. Kolejny krok, to przygotowanie ciała na taką ekspozycję. Ja zdecydowanie polecam zacząć przygodę z zimnem od tradycyjnego morsowania, gdzie kontakt ciała z niską temperaturą trwa kilka, kilkanaście minut, podczas, gdy wejście na Śnieżkę zajmuje – w zależności od warunków i naszej wydolności - dwie i pół do trzech godzin.
Kiedy już wiemy, że dobrze reagujemy na zimno, powinniśmy przygotować organizm do dłuższego przebywania w kontakcie z nim. Czyli idziemy zimą np. na spacer do parku w letnim stroju – najpierw na kilkanaście minut, potem wydłużając ten czas. Dodatkowo uważam, że warto wcześniej wybrać się na Śnieżkę latem. Ja z moją grupą tak właśnie zrobiłam. To pozwala poznać trasę i dobrze rozłożyć siły podczas wejścia zimowego.
To bardzo ważne, bo powinniśmy utrzymywać stałe tempo marszu i zachować zapas sił na ostatni etap. Inaczej na tym stromym podejściu możemy być już mocno zmęczeni, zaczniemy się pocić, nasza skóra będzie się mrozić i w efekcie chłodzić nas i pojawi się duże ryzyko wystąpienia hipotermii. Powinniśmy więc iść stałym tempem, dostosowanym do naszych możliwości, trochę wolniejszym, niż robimy to zazwyczaj latem, żeby zachować zapas energii.
A jak technicznie powinniśmy się przygotować do samego wejścia - pytam o strój, rzeczy, które musimy ze sobą zabrać?
Jeśli chodzi o ubranie, które mamy na sobie, to wchodzimy w krótkich spodenkach, panowie zwykle bez koszulek, a panie w topach czy koszulkach na ramiączkach. Oczywiście w plecaku musimy mieć zimową odzież - bieliznę termiczną, spodnie, bluzę z polaru, kurtkę. Podczas wejścia mamy też na sobie rękawiczki i czapkę. Może się zdarzyć, zwłaszcza jeśli trafimy na ładną pogodę, że będzie nam w nich za ciepło, ale nie zdejmujemy tych elementów odzieży od razu - zsuńmy najpierw czapkę z uszu, potem podwińmy ją wyżej itd. Jeśli zrobimy to za szybko, może łatwo przewiać nam głowę.
W plecaku musimy też mieć termos z gorącą herbatą. Mogą się również przydać chemiczne ogrzewacze na takie newralgiczne miejsca jak dłonie czy klatka piersiowa. Nie zapomnijmy też o raczkach – to obowiązkowe. Jeśli na dole nie ma śniegu i lodu, wkładamy ciepłe skarpety i buty trekkingowe, ale musimy się liczyć z tym, że bliżej szczytu pojawią się oblodzenia i wtedy natychmiast zakładamy raczki.
Wspomniałaś o ciepłej herbacie. Bierzemy też jakiś prowiant?
Koniecznie jakieś batony czy żele proteinowe, orzechy, suszone owoce - coś, co zawiera cukier i da nam szybki zastrzyk energii. Podczas zimowej wspinaczki tracimy jej bardzo dużo na samo utrzymanie temperatury ciała, więc w drodze jak najbardziej podjadamy. Jeśli ktoś potrzebuje się nawodnić, to może też coś pić, ale nie powinna to być gorąca herbata. Po nią sięgamy dopiero, kiedy się już ubierzemy.
Czy na takie wyprawy zawsze chodzimy w grupie?
Nie musi to być grupa, ale jeśli wybieramy się samemu czy w nielicznym towarzystwie, to powinna nam towarzyszyć osoba asekurująca, czyli ktoś, kto jest ubrany i jeśli my nie dostrzeżemy momentu, w którym zaczynamy wpadać w hipotermię i tracimy zdolność realnej oceny sytuacji, to on pomyśli za nas i zadba o przerwanie wspinaczki. To naprawdę ważne.
Pod wpływem dłuższej ekspozycji na chłód i takiej adrenaliny, która pcha nas do góry, możemy nie zauważyć, że zrobiło nam się trochę zbyt chłodno, że pojawiły się lekkie zawroty głowy, a to są sygnały ostrzegawcze. Jeśli wystąpią, natychmiast musimy się zatrzymać, ubrać i napić czegoś ciepłego. Zgubne jest myślenie, że tyle osób to zrobiło i nikomu nic się nie stało, więc ja też dam radę. To naprawdę duże wyzwanie dla organizmu i ryzyko wystąpienia zagrażającej życiu hipotermii jest bardzo realne.
Czytaj także: Od 18 miesięcy w podróży. Spali chyba wszędzie. "Jesteśmy w stanie znieść każde warunki"
Dużo się mówi, że morsowanie, to tradycyjne, w wodzie, daje mnóstwo korzyści zdrowotnych. Suche morsowanie też?
Z pewnością świetnie działa na kondycję psychiczną, ale jeśli chodzi o pozostałe kwestie, to ja bym porównała tradycyjne morsowanie ze sportem amatorskim, a górskie - z wyczynowym. A wiadomo, że sport wyczynowy, gdzie eksploatujemy nasz organizm w dość ekstremalny sposób, nie zawsze jest zdrowy. Tym bardziej więc musimy zadbać, by był jak najbardziej bezpieczny.
Po co w takim razie wchodzić na Śnieżkę w czasie mrozu niemal bez ubrań?
Powodów jest mnóstwo i każdy ma swoje. Żeby się sprawdzić, żeby się przekonać, do czego zdolny jest nasz organizm, żeby mieć satysfakcję z tego, co robimy. To naprawdę daje potężnego energetycznego kopa i fantastycznie wpływa na poprawę nastroju. Oczywiście - raz jeszcze to podkreślam - jeśli jesteśmy do takiego wysiłku przygotowani. Wówczas jest to piękna przygoda.
Magda Bukowska dla Wirtualnej Polski