Od 18 miesięcy w podróży. Spali chyba wszędzie. "Jesteśmy w stanie znieść każde warunki"
Kasia, Kamil, Janek i Antek Sojka - bardziej znani jako Wędrowne Plemię. Ich sposobem na życie są podróże. I te bliskie, i te dalekie. Tym razem pojechali naprawdę daleko i na naprawdę długo. Złapałam ich na Tonga w Oceanii, w trakcie dwuletniej podróży na koniec świata, a właściwie na wiele jego końców. Co widzieli, co przeżyli i jak się przygotowali do swojej wyprawy życia?
Magda Bukowska: Jesteście w drodze już przeszło rok. Ciekawi mnie, czy jeszcze będąc w Polsce, zaplanowaliście całą podróż od początku do końca, czy ruszyliście w drogę z jakimś ogólnym pomysłem na kierunek i spontanicznie wyznaczaliście kolejne cele?
Wędrowne Plemię: Wyjeżdżając z Polski osiemnaście miesięcy temu, mieliśmy gotowy plan na całe dwa lata – bo tyle zamierzamy spędzić w drodze. Planowanie tej wyprawy samo w sobie było dużą przyjemnością, której nie moglibyśmy sobie odmówić. Wertowanie dziecięcych i młodzieńczych marzeń, szukanie destynacji, dopasowywanie czasu i miejsca tak, by np. wziąć udział w obchodach Dia de Muertos w Meksyku, zobaczyć kwitnące wiśnie w Japonii i przeżyć Everest Day w Nepalu zajęło nam prawie cztery lata.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielki sukces Polaków. Wytyczyli nową trasę na ścianie Kyajo Ri w Nepalu
To był szkielet, na którym oparliśmy resztę, zostawiając jeszcze sporo miejsca na spontaniczność. Właściwie nieustannie coś się w tym naszym planie zmienia. Np. pobyt na Tonga dodaliśmy do naszej wyprawy już w trakcie jej trwania. Na mapę wrócił też Uzbekistan, którego wcześniej nie udawało się nam wpasować.
Jak się przygotowaliście do wyprawy? Pytam o takie kwestie jak szkoła dzieciaków, wasza praca i zorganizowanie finansowania dla tak dużego przedsięwzięcia.
Decyzję o wyjeździe podjęliśmy bardzo szybko, w jedną dobę. Przygotowania do takiego wyjazdu wymagają jednak dużo więcej czasu, zaangażowania i determinacji niż samo postanowienie. My mieliśmy na nie kilka lat, mogliśmy więc to wszystko dość dobrze zaplanować. Przede wszystkim musieliśmy oswoić samych siebie i naszych najbliższych z myślą, że nie zobaczymy się przez dwa lata.
W podróży nie pracujemy, więc ten czas planowania poświęciliśmy też na to, by zgromadzić jak najwięcej oszczędności. Sprzedaliśmy część rzeczy z mieszkania, a samo mieszkanie wynajęliśmy, co w jakimś stopniu finansuje nasz wyjazd. Mogliśmy też na spokojnie załatwić wszystkie formalności związane z przejściem chłopców na edukację domową, którą realizują w podróży.
Tym, o co nie zapytałaś, a co też jest bardzo ważne przy tak długim wyjeździe, jest kwestia zadbania o swoje zdrowie. Wspominam o tym, bo może ktoś skorzysta z naszego doświadczenia, planując swoją podróż. Naprawdę warto poświęcić uwagę (i czas) tej kwestii i przed wyjazdem zrobić podstawowe badania, wykonać potrzebne szczepienia i znaleźć dobre ubezpieczenie medyczne.
Na waszych profilach na Facebooku i Instagramie widziałam superfilmiki podsumowujące rok 2024. Aż trudno uwierzyć, ile w tym czasie doświadczyliście. Jest tego tyle, że nie sposób w jednej rozmowie opowiedzieć o wszystkich niezwykłych miejscach, ludziach i przeżyciach. Czy mogę poprosić o taki telegraficzny skrót tego, co najbardziej utkwiło wam w pamięci z ostatnich kilkunastu miesięcy?
Pewnie, sami chętnie sobie przypomnimy (śmiech)! Nasza podróż zaczęła się w Ameryce Północnej - zjeździliśmy kamperem USA, przemierzyliśmy Kanadę ze wschodu na zachód, zakochaliśmy się w Meksyku, gdzie spędziliśmy ponad półtora miesiąca i w kolorowej Gwatemali.
Dalej, przez niesamowite pod względem przyrodniczym Kostarykę i Panamę, dotarliśmy do Ameryki Południowej. Najpierw było Peru, które zaskoczyło nas swoją różnorodnością, później kawowa Kolumbia, w której przeżyliśmy trzęsienie ziemi. Z kolei ekwadorskie wyspy Galapagos, tak jak kiedyś Karola Darwina, oszołomiły nas swoją fauną pełną gadów. Odwiedziliśmy też najbardziej wysunięte na południe partie Chile i Argentyny, czyli Patagonię wraz z Ziemią Ognistą. Z Patagonii polecieliśmy na przepiękne Hawaje. Po miesiącu spędzonym na czterech tamtejszych wyspach udaliśmy się przez Ocean Spokojny do Japonii i zaczęliśmy kilkumiesięczną przygodę z Azją.
Wiosnę 2024 oglądaliśmy w Korei Południowej, Malezji i Nepalu, gdzie byliśmy na kilkunastodniowym trekkingu po Himalajach. Lato na Tajwanie dało nam popalić, ale nie zraziło nas do tego kraju – to nasza kolejna wielka miłość. Indonezję poznaliśmy, pływając promami między jej wyspami, a Wietnam – jeżdżąc po nim w kosmicznych nocnych autobusach. Wietnam to zresztą jeden z naszych ulubionych krajów: wspaniała kuchnia, mili mieszkańcy, cudowne krajobrazy.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła nas też wciąż bardzo autentyczna Kambodża, z której lądem przeszliśmy do Tajlandii. Po kilku tygodniach i kilku rodzinnych spotkaniach (mieliśmy gości z Polski) udaliśmy się do Singapuru, a stamtąd już na nowy kontynent - do Australii. Ostatni miesiąc spędziliśmy w Nowej Zelandii, a teraz właśnie zaczynamy naszą przygodę w Królestwie Tonga.
Przed nami jeszcze około pół roku w podróży i wiele wspaniałych miejsc: Samoa, Fidżi, krótka wizyta w Chinach, długa – w Uzbekistanie i przeskok do Afryki, gdzie zamierzamy odwiedzić zarówno kraje Maghrebu, jak i część subsaharyjską. Mam poczucie, że właściwie nic nie powiedziałam o tych miejscach, a każde z nich jest warte własnej opowieści. Ale miało być w telegraficznym skrócie (śmiech).
Biorąc pod uwagę rozmach waszej eskapady, aż nie umiem wybrać, o które z miejsc dopytać. Może więc nie pójdę tropem geograficznym, tylko waszych przeżyć. Jakieś niesamowite spotkania, historie mrożące krew w żyłach, niespodziewane zdarzenia?
O, tak. Mamy materiał na książkę i to w kilku tomach! Poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, doświadczyliśmy nieskończonej ilości życzliwości i dobra, co może nie jest zbyt ekscytujące i nie mrozi krwi w żyłach, ale jest budujące i cieszę się, że taki właśnie świat, dobry i otwarty, oglądają nasze dzieci. Podróż nie dobiegła jeszcze końca, a my mamy już tyle wspomnień, że zaczynają się wymykać pamięci.
Mieszkanie z rodziną amiszów w Pensylwanii, wspólne tańce z plemieniem Abenaków podczas pow wow (zjazdu plemiennego - dop. red.) w Quebecu, pianki pieczone w cieple wulkanu w Gwatemali, przeprawa powolną łodzią towarową z Peru do Kolumbii po majestatycznej Amazonce, krótki wolontariat w rezerwacie przyrody na Hawajach, samodzielne zdobycie Everest Base Camp na 5364 m n.p.m., wypożyczenie tuk-tuka w Kambodży, praca na farmie u nowozelandziej rodziny i nasze wspólne wieczory oraz wiele, wiele innych. I znów wyszło w telegraficznym skrócie (śmiech). Zdecydowanie za dużo tych doświadczeń jak na jedną rozmowę.
Moje kolejne pytanie raczej nie rozwiąże nam tego problemu (śmiech), ale nie mogę się powstrzymać. Powiedzcie coś o niezwykłych miejscach, w których nocowaliście.
Spaliśmy chyba wszędzie: w pociągach, na promach, na lotniskowej wykładzinie, w hamakach, na łodzi towarowej, w ciasnych pokoikach, schroniskach, hostelach, namiotach, kamperach, a nawet w zwykłym aucie. Czasem mamy lekko pleśniejącą chatkę wielkości szafy, czasem ładny dom z widokiem na wulkan czy górskie pasmo.
Dzięki tej podróży już wiem, że jesteśmy w stanie znieść każde warunki i... prawie każde towarzystwo. W tropikach często żyją z nami karaluchy giganty, w Kambodży co wieczór mała myszka wychodziła z kąta, żeby myszkować w naszych rzeczach, w Indonezji całkiem spory gekon nasikał mi z sufitu na głowę. Ciężko wygrać walkę o terytorium z naturą.
Znam już wasze plany na najbliższe miesiące. Interesuje mnie jednak, czy macie takie poczucie, że w niektórych miejscach spędziliście za mało czasu, że będziecie chcieli do nich wrócić i lepiej je poznać?
Zdecydowanie! Drugiej takiej podróży już nie zorganizujemy, ale mamy w planach wiele małych powrotów do miejsc, które najbardziej chwyciły nas za serce. Najbardziej tęsknimy za Meksykiem. Czuliśmy się tam tak dobrze, że moglibyśmy nawet na jakiś czas zamieszkać w którymś z jego miast, choćby w ogromnej stolicy. Duży niedosyt mamy też po wizycie w Japonii - tam wszystko było dla nas nowe, odmienne, świeże. Chcemy znów poczuć to zdziwienie. No i zobaczyć walkę sumo, koniecznie! Oby wystarczyło nam życia i dni urlopowych.