W PodróżyNajsmaczniejszy koniuszek Europy. Algarve w południowej Portugalii

Najsmaczniejszy koniuszek Europy. Algarve w południowej Portugalii

Południowe wybrzeże Portugalii cieszy wszystkie zmysły: urodą ceramicznych azulejos, którymi wyłożone są ściany kamienic, różnorodnością plaż i smakiem świeżych owoców morza. Najlepiej zatrzymać się w miasteczku Tavira i włóczyć się, i wygrzewać, i smakować.

Najsmaczniejszy koniuszek Europy. Algarve w południowej Portugalii
Źródło zdjęć: © Joanna Klimowicz
Joanna Klimowicz

17.10.2018 12:41

- A dalej są tylko smoki - napisaliby pewnie dawni kartografowie, jeszcze przed epoką odkryć geograficznych, bo pojęcia nikt nie miał, że może być coś dalej. Przylądek Świętego Wincentego (port. Cabo de São Vicente) jest najbardziej na południowy zachód wysuniętą częścią Starego Kontynentu. Pionowe klify, smagana wiatrem solidna latarnia morska, kamienna twierdza i malownicze zachody słońca dziś przyciągają tłumy romantycznie nastrojonych turystów. Jednak w nazwie, jaką nadali temu miejscu dawni żeglarze, nic romantycznego nie ma: Przylądek Ciepłych Gaci - bo tu, po wypłynięciu zaczynają się chłodniejsze strefy Atlantyku. Zimno jest też na klifach, więc turyści omotują się w ręczniki i chłoną widoki.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Każda plaża inna

Warto wypożyczyć auto i odkrywać Algarve po kawałku. Region rozciąga się na przestrzeni około 150 km od Przylądka Świętego Wincentego na zachodzie do rzeki Gwadiany na wschodzie - granicy z Hiszpanią. Portugalia ma dobrą sieć autostrad, więc podróż nie jest męcząca. Od przylądka, położonego kilka kilometrów od sielskiej wsi Sagres, można odbić na północ, na Costa Vincentina. To wybrzeże, którego bezkresne plaże z wysokimi falami ukochali surferzy i kitesurferzy. Praia de Bordeira jest przedziwna: niewielki strumyk odgradza piasek od stromej skały, po piasku ściele się mgła, krajobraz nieco... księżycowy. Przed plażą parkują kampery (baza noclegowa i gastronomiczna w tej części jest słabsza), wokół bawią się psy, a ich spacerujący plażą właściciele mają coś z luzu hippisów. Do wody wchodzą tylko śmiałkowie w piankach, z deskami - fale są naprawdę wysokie. Jeszcze lepsze warunki do surfowania panują na kolejnej plaży na południe - Praia do Amado.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Wystarczy cofnąć się tylko trochę na południe i ruszyć na wschód, by trafić na zupełnie inną linię brzegową. O, choćby te cuda w pobliżu miejscowości Lagoa: plaże ze złotym piaskiem ukryte są w zatoczkach pomiędzy kilkudziesięciometrowymi klifami, kuszą przejrzystą, turkusową wodą. Są bardziej zaciszne, częściej wyposażone w jakąś knajpkę, ale też bardziej zatłoczone.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Słońce w jaskini Benagil

Patrząc z góry na wodę pieszczącą różnokolorowe wapienne skały, rzeźbiącą w niej groty i jaskinie, aż chce się do nich zajrzeć. Nic prostszego! Jedziemy do Portimao - największego w regionie portu, który obsługuje także ruch turystyczny: od wielkich statków wycieczkowych (stają na redzie, nie wypływają do samego portu), poprzez promy, jachty i małe motorowe pontony - takim właśnie wybieramy się na oglądanie jaskiń od strony morza (na promenadzie można od ręki kupić bilety, rejsy przed południem są częste, zajmują około dwóch godzin; cena: ok. 100 zł). Niektóre groty są mroczne, pełne zakamarków, w innych można obserwować piękną grę świateł. Tak jak w najsłynniejszej - Benagil - wielkiej, ze złotym piaskiem, doświetlonej słońcem wpadającym przez okrągłą szczelinę i wydobywającym wszystkie odcienie wapienia ścian. Dotrzeć do niej można wyłącznie od strony wody, stąd turyści na wszelkiej maści sprzęcie pływającym. Miejscowi ostrzegają tylko, by zwracać uwagę na przypływ i zmieniającą się pogodę. Były już przypadki utknięcia na noc w jaskini.

Obraz
© Benagil / Joanna Klimowicz

Jeśli chodzi o miasta, w których można się zatrzymać, wybór jest ogromny. Od osad, jak Carvoeiro - w samym miasteczku plaża jest mała, ale wokół niego piękne klifowe wybrzeże. Poprzez tętniące życiem kurorty, typu: Quarteira, Vilamoura (uwaga, poziom luksusu znacznie przekroczony!) i Albufeira. Aż po samo Faro - stolicę prowincji, metropolię południa, która przechodziła z rąk do rąk: Fenicjan, Kartagińczyków, Rzymian, Wizygotów, Maurów. Nie sposób pominąć też Lagos, które ma opinię najbardziej imprezowej miejscówki na południu Portugalii.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Autentyzm i azulejos

Mnie urzekła Tavira - autentyczna, kameralna, z historią równie bogatą co Faro, zachowaną w architekturze starówki. Starówka jest tam, gdzie zaczyna się bruk. Przy wąskich uliczkach tłoczą się niewysokie, maksymalnie dwupiętrowe kamienice. Każda inna! Bielone, nadgryzione zębem czasu, niektóre mają całe fronty pokryte azulejos - ceramicznymi płytkami, zdobionymi bogatym wzornictwem. Większość wywożonych z Taviry pamiątek nawiązuje do azulejos. Ba! można też nauczyć się tworzyć je samemu, na oferowanych na miejscu bądź w okolicy kursach. Maria (Algarve Azulejos Art w mieście Estoi) jest projektantką tkanin, a techniki malowania płytek uczyła się w znanym Azulejos Atelier w Lizbonie. Podczas warsztatów opowiada o historii kafli i technice ich zdobienia, ale przede wszystkim daje możliwość stworzenia dwóch własnych (jeden ze wzorów tradycyjnych, a drugi zupełnie dowolny). Po malowaniu płytki muszą być wypalone, a taki proces zajmuje od 2 do 10 dni, ale bez obawy - jeśli nie zdążymy ich odebrać, Maria dośle pocztą. Koszt warsztatów to około 150 zł.

Obraz
© Tavira / Joanna Klimowicz

Prawdziwi "zwiedzacze" z pewnością zechcą obejrzeć najstarszy kościół Igreja de Santa Maria do Castelo i ruiny samego Castelo, czyli zamku. Ciekawym miejscem jest Camara Obscura na szczycie Torre de Tavira (kiedyś była wieżą ciśnień) jest usytuowana ciemnia optyczna, gdzie można uczestniczyć w seansie prezentującym panoramę miasta. Tavira daje luz powłóczenia się po niezatłoczonym jeszcze, wolnym od komercji miasteczku: po rzymskim moście - Ponte Romana nad rzeką Gilão, po targu Mercado de Ribeira, gdzie można kupić świeże produkty wprost od rolników, czy po butikach z oryginalnymi pamiątkami (ja po tą marokańską torbę jeszcze wrócę, nie daruję!). Albo posiedzieć z cafezinho - a kawusię robią świetną - i nigdzie się nie spieszyć.
No, chyba że na plażę, bo warto (zdjęcie na górze).

Obraz
© Tavira / Joanna Klimowicz

Podróż na Ilha de Tavira

Tyle tylko, że jeśli przeczytacie w przewodnikach, że Tavira leży nad szerokimi piaszczystymi plażami, to jest to prawdą... nie do końca. Miasteczko nie jest położone nad samym oceanem. Na najpiękniejsze według mnie plaże Portugalii na wyspie na południe od Taviry płynie się kilka minut promem (bilet około 8 zł w dwie strony), mijając po drodze saliny (zakłady odparowujące sól morską) i - przy odrobinie szczęścia - stada flamingów. Punkty docelowe wycieczki mają w nazwie słowo Ilha, czyli wyspa, np.: Ilha de Tavira, Ilha de Cabanas. Są podłużne, płaskie, z wydmami, lasami piniowymi i ciągnącymi się kilometrami plażami. Taki typ wybrzeża uformował się na skutek trzęsienia ziemi z 1755 roku, jego część obejmuje dziś rezerwat Ria Formosa. Woda na Ilha de Tavira nie jest tak rześka jak na zachodzie. Bywają dni, że ocean jest tak ciepły, że nie chce się z niego wychodzić.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Chyba że po to, żeby zjeść. Bo o portugalskich potrawach niejedną książkę napisano. W całym Algarve króluje kuchnia prosta i niezwykle smaczna, z grillowanymi sardynkami, suszonym dorszem bacalhau, wszelkimi owocami morza. Polecana (i sprawdzona) restauracja w Tavirze to Zeca de Bica. A parę kilometrów od Taviry znajduje się rybacka osada Santa Luzia, zwana „światową stolicą ośmiornic”. Tutejsi rybacy codziennie dostarczają świeże kalmary, małże krewetki, a przede wszystkim - ośmiornice, w których przyrządzaniu specjalizują się okoliczne restauracje. Wszystkie dania i przystawki smakują tak, że czyści się talerze chlebem, wylizuje sos. To chyba koronny argument, by wybrać Tavirę na bazę wypadową podczas wakacji w Algarve.

Obraz
© Joanna Klimowicz

Do Faro dolecimy tanimi liniami lotniczymi Ryanair, które zwłaszcza po sezonie oferują niewiarygodne promocje, np. jeszcze niedawno była dostępna opcja trzech portugalskich miast za 189 zł na przełomie października i listopada: z Wrocławia do Faro za 40 zł, stamtąd jeszcze do Porto za 47 zł, z Porto do Lizbony za 44 zł i z Lizbony z powrotem do Wrocławia za 58 zł. Można też lecieć do Lizbony linią Wizzair i stamtąd dojechać na południe pociągiem lub autobusem (bilet kosztuje około 80 zł).

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

w podróżyalgarveportugalia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)