Trwa ładowanie...

Niezwykła podróż Polki. W poszukiwaniu nieznajomej kobiety

Przypadkowe spotkanie przed laty nie dawało jej spokoju. Ze zdjęciem kobiety, której imienia i nazwiska nie znała, Weronika Mliczewska wybrała się w podróż na zdrowy rozsądek skazaną na niepowodzenie. Wyruszyła do Indii, jednego z najbardziej zaludnionych miejsc na świecie, by znaleźć osobę, o której niemal nic nie wiedziała.

d3k3lqs
d3k3lqs

Antropolożka i podróżniczka Weronika Mliczewska postanowiła przeprowadzić eksperyment. Dość ryzykowny. Kupiła bilety do Indii i ruszyła na poszukiwanie kobiety, którą przed laty spotkała w Izraelu nad rzeką Jordan. – Gdy spotkałam tę kobietę, cały świat się nagle zatrzymał – mówi Wirtualnej Polsce Weronika. – Wtedy widziałam tylko ją, jej oczy. Zrobiłam jej zdjęcie, a ona – zakłopotana tą sytuacją – ściągnęła z szyi własnoręcznie zrobiony różaniec. Ten różaniec był bardzo ważny. Kobieta przywiozła go nad Jordan, bo miał symbolizować jej ponowne narodzenie, odnowienie chrztu. Przekazała go w ręce zupełnie obcej osoby – bardzo mnie to wtedy wzruszyło – dodaje.

Choć spotkanie wywarło ogromne wrażenie na podróżniczce (a być może właśnie dlatego), nie udało jej się zapamiętać imienia ani nazwiska kobiety. – Wiedziałam tylko, że pochodzi z Indii. Zostałam ze zdjęciem i myślałam, że w to będzie jeden z momentów, które mijają, jak wiele innych. Ale on trwał – opowiada Weronika. – Przez 6 lat zastanawiałam się nad tym, czym są te przypadkowe spotkania, zbiegi okoliczności, metafizyczne więzi, które łączą ludzi.

Weronika Mliczewska
Źródło: Weronika Mliczewska, fot: Weronika Mliczewska

Na zastanawianiu się nie skończyło. – Zainspirowana tą historią, wyjechałam nawet do dżungli amazońskiej, gdzie wraz ze znajomymi zrobiłam projekt "Totemy Mocy". Tak jak nieznajoma kobieta w Izraelu przekazała mi swój "przedmiot mocy", tak moi bliscy przekazali mi ważne dla siebie rzeczy. A ja zawiozłam je do dżungli i w Wysokie Andy i przekazałam osobom, które miały podobne historie, co osoby, od których pochodziły przedmioty. Chciałam sprawdzić, czy to ma w sens. Czy ci ludzie mogą być jakoś połączeni, niezależnie od tego, gdzie żyją.

d3k3lqs

Plan się powiódł, ale nie do końca. – W pewnym momencie stwierdziłam, że to jest niesprawdzalne. Bo to są historie innych ludzi. Ja nie jestem w stanie dowiedzieć się, co gra im w sercu. Zamiast więc uciekać w historie innych, postanowiłam zmierzyć się ze swoją. I było to zmierzenie się ze swoim strachem, wątpieniem, ze swoimi ograniczeniami. Ale zamiast siedzieć na kanapie, powtarzając sobie, że szukanie nieznajomej kobiety w jednym z najbardziej zaludnionych krajów na świecie, mając do dyspozycji tylko jej zdjęcie, jest szczytem głupoty, stwierdziłam, że to zrobię.

Weronika Mliczewska
Źródło: Weronika Mliczewska, fot: Weronika Mliczewska

Jak postanowiła, tak zrobiła. Zabrała ze sobą operatora i ruszyła w podróż po Indiach. Bez żadnych drogowskazów, oddając się w ręce spotkanych po drodze ludzi. – Codziennie słyszałam, że jestem szalona, że jestem wariatką. Ale kiedy tak bardzo się otwieramy i odsłaniamy swoją wrażliwości, jak to zrobiłam ja, w którymś momencie pojawiają się ludzie, którzy to doceniają. Którzy sami też się otwierają i stają się pomocni.

Byłam przekazywana z rąk do rąk, ci ludzie to był taki łańcuszek, kierowali mną, mówili: "Ta kobieta musi być z południa, jest z Kerali albo Goa". To była praca trochę detektywistyczna. "Ma ładne zęby, więc może być z bogatszej rodziny, ale z kolei ma sukienkę, która nie jest z Kerali, więc może jest z północy". Okazuje się, że jak Europejczykowi wystarczy pokazać osobę ze Skandynawii, by z łatwością stwierdziła, że nie jest np. z Hiszpanii, tak w Indiach ludzie potrafią mniej więcej powiedzieć, kto pochodzi z jakiego regionu. O tyle zadanie było łatwiejsze.

Weronika Mliczewska
Źródło: Weronika Mliczewska, fot: Weronika Mliczewska

Zapisem wyprawy jest film "Long Way", który przed kilkoma dniami miał premierę i pokazywany będzie głównie na festiwalach. – To była droga za wiarą w niemożliwe. Taki rodzaj obnażenia się i pokazania swojej najdelikatniejszej sfery. Podążenia za czymś, co mnie wydało się ważne, a innym – szalone lub zupełnie nieistotne. To była droga pełna znaków zapytania i wątpienia: w siebie, w sens, wiarę, Boga. Mierzyłam się z tym każdego dnia i to nie było łatwe. Jedyne, co na niej miałam, to nadzieja w to, że moja intuicja i silne wewnętrzne przekonanie mogą mnie do czegoś zaprowadzić.

d3k3lqs

Czy zaprowadziło? Tego oczywiście Weronika nie zdradzi, bo przecież nikt nie lubi spoilerów. Przekonuje jednak, że warto podążyć za tym, co w nas krzyczy, co mocno odczuwamy. – Każdy z nas może wyruszyć w taką drogę. A kiedy się na nią wejdzie, dzieją się rzeczy niesamowite, rzeczy, których nigdy byśmy sobie nie wyobrażali – zapewnia.

Weronika Mliczewska – antropolożka, podróżniczka, reżyserka, fotografka; studiowała w Londynie, Warszawie i Los Angeles. Jak pisze sama o sobie: "mieszkała w willach i szałasach, jadła mrówki, świerszcze i alpaki, gubiła się w ponad pięćdziesięciu krajach, odnajdywała kilka razy". W połowie lutego br. ukazała się jej książka ,"Na początku jest koniec. Na szlakach duchowości Majów" (Muza). Prowadzi bloga Veroetnika.com.

d3k3lqs
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3k3lqs