Norwegia zamyka granice dla obcokrajowców. "Pojawiają się głosy, że to m.in. Polacy mogli przyjechać zarażeni"
Norwegia, ze względu na wzrost liczby zakażeń brytyjską mutacją koronawirusa, zamyka od 29 stycznia granice dla obcokrajowców. Ta decyzja przysporzyła problemów m.in. pracującym tam tymczasowo Polakom. O aktualnej sytuacji w Norwegii mówią w rozmowie z WP przebywający tam rodacy.
Wielu Polaków utknęło w ojczyźnie, nie mogąc wrócić do pracy w Norwegii. Martwią się nie tylko o stracone pieniądze na bilety lotnicze, ale przede wszystkim o to, co będzie dalej z ich zatrudnieniem i kiedy granice zostaną ponownie otwarte. Sprawa dotyka zarówno norweskich pracodawców, którzy z dnia na dzień stracili część pracowników, jak i samych zatrudnionych.
Zamknięte granice to problem szczególnie tymczasowych pracowników
Niektórzy rodacy zdążyli jednak wyjechać jeszcze przed nowymi zasadami. Pan Janusz pracujący tymczasowo w branży budowlanej miał dużo szczęścia, bo udało mu się wrócić z Polski do Norwegii na trzy dni przed zamknięciem granic. – Na granicy musiałem pokazać kontrakty na pracę i mieszkanie. Zrobiłem też w Polsce test na COVID-19, zarejestrowałem wjazd do Norwegii i otrzymałem SMS-em potwierdzenie z kodem – mówi WP Janusz Zagdan. – Później w Norwegii miałem kolejny test i 10-dniową kwarantannę po przyjeździe samochodem.
Polak planuje wrócić do Polski na święta wielkanocne. – Mam nadzieję, że do tego czasu wszystko się uspokoi i będę mógł spotkać się z bliskimi – mówi pan Janusz. - W Norwegii nie chodzę wiele po mieście, tylko na spacerek nad rzekę oddaloną 100 m od domu.
- Podczas przejazdu z lotniska na miejsce, gdzie spędza się 10-dniowa kwarantannę, nie można wychodzić z samochodu - mówi pan Paweł, który zdążył dotrzeć do Norwegii tydzień przed zamknięciem granic. - Podczas kwarantanny test na COVID-19 robiony jest co 3 dni.
- Dla Norwegów jest to spory problem - dodaje pan Paweł. - Muszą kończyć projekty, a na nich pracują głównie Polacy, Niemcy, Litwini i Szwedzi. Za przestoje płacą gigantyczne kwoty - dodaje.
Zamknięcie granic dotyczy osób, które nie mają stałego zameldowania w Norwegii. Istnieje od tego kilka wyjątków. Osoby ze stałym zameldowaniem nie powinny mieć większych kłopotów, jednak jak przypomina Ministerstwo Spraw Zagranicznych, stałe zameldowanie nie jest równoznaczne z zamieszkiwaniem i pracą w Norwegii oraz posiadaniem numeru D lub numeru personalnego. O szczegółach wjazdu można przeczytać na stronie gov.pl.
Zamknięcie granic i obowiązujące obostrzenia oczami Polek zameldowanych w Norwegii
A co o obowiązujących restrykcjach i zamknięciu granic myślą osoby mieszkające w Norwegii od kilku lat?
Pani Agnieszka żyje w Norwegii od ponad 3 lat i aktualnie pracuje w Oslo. Przyznaje, że zamknięcia granic można się było raczej spodziewać. Trudno jednak znaleźć jedną, konkretną przyczynę rozprzestrzeniania się nowej, zmutowanej wersji SARS-CoV-2. Premier Norwegii wskazywała, że to być może wina zagranicznych wyjazdów Norwegów i powrotów studentów na święta do różnych krajów.
- Pojawiają się też głosy w norweskich mediach, że to pracownicy tymczasowi, w tym m.in. Polacy, mogli przyjechać zarażeni i przyczynić się do roznoszenia koronawirusa. Ale oczywiście prywatnie żaden Norweg nie powie takich słów komuś prosto w twarz – mówi WP Agnieszka Zastępa.
Polka przyznaje, że największym problemem w powrocie do kraju były często odwoływane loty, jeszcze przed zamknięciem granic. – Jednak Polacy mieszkający tu od dawna i będący na stałe zameldowani nie powinni mieć trudności z wjazdem do Norwegii – tłumaczy pani Agnieszka. – Bardzo dużo podróżuję po świecie i marzę, żeby wszystko wróciło do normy. Chciałabym też bez problemu móc odwiedzać rodzinę w Polsce – dodaje autorka dwujęzycznego bloga „Worldering Around”, m.in. o życiu w Norwegii.
Pani Paulina, mieszkająca w okolicach Oslo od prawie 6 lat, również nie jest bardzo zaskoczona decyzją o zamknięciu granic. – Rząd podjął ten drastyczny krok m.in. ze względu na wzrost liczby zakażeń i szybkie rozprzestrzenianie się nowej mutacji koronawirusa z Wielkiej Brytanii – wyjaśnia WP Paulina Wodzikowska.
Pracownicy tymczasowi szerzą wirusa?
Część m.in. Polaków i Szwedów pracujących w Norwegii jest oburzonych sugestiami, że mogli przyczynić się do rozprzestrzeniania wirusa i uważają takie podejrzenia za niesłuszne, a nawet dyskryminujące. Inni twierdzą jednak, że faktycznie mogło tak być, bo nieprzestrzeganie restrykcji, niepoddawanie się testom lub przedstawianie fałszywych wyników, a także naruszanie zasad kwarantanny przez przyjeżdżających do Norwegii przedstawicieli różnych krajów, mogły przyczynić się do wzrostu liczby zachorowań.
Jednego źródła zakażeń próżno szukać, bo tych jest z pewnością wiele. Winni mogą być zarówno sami Norwedzy, jak i osoby z zagranicy. – W moim odczuciu nie wszyscy norwescy politycy, nie wszystkie media, zrzucają winę tylko na obcokrajowców. Weźmy za przykład ostatnie wystąpienie premier Norwegii, która na konferencji podkreśliła stanowczo, że to nie tylko pracownicy zagraniczni są problemem, ale także Norwedzy i osoby w Norwegii osiedlone. Jej zdaniem część Norwegów zbyt "luźno" podchodziła do sprawy i pozwalali sobie, np. na podróże zagraniczne w czasie świąt. Nowe restrykcje mają to zmienić – mówi pani Paulina.
Niektórzy Polacy zarezerwowali bilety na piątek (29.01), więc nie zdążą już wylecieć. Często były one wykupione przez norweskich pracodawców, którzy również nagle dowiedzieli się o zamknięciu granic. – To rozwiązanie jest testowane na żywym organizmie i, jak zauważają rządzący, z pewnością będzie miało wpływ na norweską gospodarkę. Podkreślają też, że musieli podjąć tę decyzję i liczą się z jej konsekwencjami – tłumaczy pani Paulina.
Norwegia - aktualne obostrzenia
Nowa mutacja koronawirusa wiąże się z koniecznością wprowadzenia ostrzejszych restrykcji w Norwegii. Na terenie całego kraju obowiązuje noszenie maseczek, zachowywanie dystansu społecznego oraz ograniczanie spotkań towarzyskich. Wiele sklepów (z wyjątkiem np. spożywczych, aptek, stacji benzynowych itp.) jest zamkniętych, a imprezy masowe odwołano już znacznie wcześniej.
Ograniczenia mogą różnić się w poszczególnych częściach kraju w zależności od występującej w nich liczby zachorowań. Wielu obywateli uważa, że obowiązujące restrykcje są właściwe. Norwedzy w większości przestrzegają zaleceń i ufają rządowi.
- Rozmawiałam z norweskimi kolegami z pracy i faktycznie łatwo tu zauważyć jedną prawidłowość. Bez względu na to, na kogo głosują w wyborach i za jaką są partią, darzą władzę zaufaniem i stosują się do zasad związanych z zapobieganiem rozprzestrzeniania się koronawirusa. Podkreślają też, że nie robią tego dla rządu, tylko dla siebie. Odpowiedzialność społeczna jest tu wysoka. Fajne i ciekawe jest to ich podejście do tematu – podsumowuje pani Paulina.