O gęsi, która jeździła koleją. W najlepszym towarzystwie!
Obok tej ekipy nie można przejść obojętnie. Gęś, kaczka, pies i człowiek. Razem żyją, razem podróżują i odkrywają świat. A przede wszystkim próbują go zmieniać. Starają się odwiedzić jak najwięcej miejsc i instytucji, które działają na rzecz zwierząt, ludzi i przyrody. W ostatnich dniach przyjechali do Trójmiasta.
26.11.2024 | aktual.: 26.11.2024 10:05
Wielogatunkowa rodzina
Spotkaliśmy się na dworcu w Gdańsku Oliwie. Pociąg SKM wjechał na peron z przenikliwym piskiem. Z hukiem otworzyły się drzwi wagonu i wysiedli oni. Najpierw gęś - niekwestionowana liderka stada i gwiazda tej wyjątkowej drużyny. Za nią kaczka - trochę wycofana, odrobinę nieufna, niemal trzymająca się ogona swojej śmielszej przyjaciółki.
Nad ptakami przeskoczył pies - zbyt ciekawski i niecierpliwy, by spokojnie poczekać na swoją kolej. Na końcu Darek - trochę zakręcony, pośpiesznie sprawdzający, czy ma plecak i telefon, ale pewnie trzymający końcówki wszystkich smyczy.
Oczywistym jest, że taka ekipa budzi zainteresowanie. Niemal wszyscy się za nimi odwracają, większość robi zdjęcia lub nagrywa filmiki. Bardziej śmiali podchodzą, zagadują. Zapytałam czy są już tym zmęczeni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nie - odpowiedział ze śmiechem Darek Brzeski, opiekun wielogatunkowej rodziny. - Spotykamy się zwykle z bardzo ciepłymi reakcjami, więc to jest miłe. Sunny (gęś) jest zachwycona i na widok telefonu lub aparatu sama rwie się do przodu. Wirek (kaczka) zachowuje pewien dystans, a Kundelino (pies) wykorzystuje okazję, by zebrać swoją porcję pieszczot - opowiada.
- A ty? - dopytuję. - A ja się cieszę z zainteresowania, z ciepłych reakcji, bo każde takie spotkanie, to okazja do tego, by zmienić spojrzenie ludzi na zwierzęta, uwrażliwić ich, wrzucić jakiś mały kamyczek do budowania wzajemnych relacji opartych na zrozumieniu i szacunku - wyjaśnia.
Wieczni tułacze
Widać, że dla tej ekipy podróżowanie to styl życia. Jak mówi Darek, to nie do końca był świadomy wybór. - Tak wyszło. Po przeszło 30 latach wróciłem do Polski z USA. W pandemii straciłem rodziców. Tę moją stratę, pustkę, postanowiłem wypełnić, zapraszając do mojej rodziny zwierzęta i żyjąc z nimi na wsi, w gospodarstwie odziedziczonym po rodzicach - wspomina. - Tam jednak nasza obecność nie jest mile widziana. Doświadczamy ostracyzmu, odrzucenia.
Te przeżycia uświadomiły Darkowi, jak wielu jest ludzi - zwłaszcza młodych - którzy mierzą się z podobnymi problemami. - Wystarczy, że choć trochę różnią się od rówieśników i są wyśmiewani, szykanowani - mówi. - Nasza sytuacja pokazała mi również, jak bardzo zwierzęta, zwłaszcza ptaki, są nierozumiane i traktowane przedmiotowo. Postanowiłem więc zrobić coś, żeby choć trochę to zmienić - deklaruje.
Razem ruszyli więc w drogę. Odwiedzają różne organizacje, które działają na rzecz poprawy losu ludzi, zwierząt i przyrody. W Trójmieście planowali być dwa - trzy dni. Zostali przeszło tydzień.
- Szukałem miejsca, gdzie będę mógł zobaczyć pokaz przedpremierowy filmu o Simonie Kossak razem z moją zwierzęcą rodziną i zaproszono nas do kina Żeglarz w Jastarni, gdzie zostaliśmy cudownie przyjęci. Kolejny przystanek w sposób naturalny wypadł więc w Gdyni - opowiada.
Dajmy głos zwierzętom
My spotkaliśmy się w fundacji Psia Krew, która uruchomiła specjalną aplikację ułatwiającą pomaganie zwierzakom w potrzebie - Animal Helper. - Wiedziałem, że taka organizacja istnieje i udało jej się uruchomić projekt, który moim zdaniem jest po prostu niezbędny - taki numer 112 dla zwierząt. Aż trudno uwierzyć, że wcześniej niczego takiego nie było.
Kiedy Darek przyjechał nad morze, koniecznie chciał się z nimi spotkać. - Chciałem się dowiedzieć, jak działają, czego potrzebują, jak można im pomóc - opowiada. - Bo Animal Helper robi fantastyczną robotę dla zwierzaków i takim organizacjom, a przede wszystkim takim ludziom trzeba pomagać, żeby oni mogli pomagać naszym braciom mniejszym, czyli tym, którzy są bezbronni i zdani na nas, na ludzi.
W fundacji Psia Krew spędziliśmy razem kilka godzin. Rozmawialiśmy, spacerowaliśmy ze zwierzakami, podpatrywaliśmy, jak Sunny, Wirek i Kundelino podbijają serca wszystkich, których spotykają. Darek opowiadał o mądrości ptaków, a one na tysiąc sposobów potwierdzały jego słowa. Piliśmy kawę, karmiliśmy zwierzaki (oczywiście nie zabójczym dla nich chlebem, a warzywami i słonecznikiem) i patrzyliśmy, jak pięknie odnajdują się w nowej przestrzeni. Każde zgodnie z własnymi potrzebami i charakterem.
Wirek ułożył się do snu w kąciku na plecaku Darka. Kundelino, odebrawszy swoją porcję pieszczot od wszystkich po kolei, spokojnie wskoczył na kolana opiekuna, a Sunny najpierw zrobiła sobie poduszkę z mojej kieszeni, a potem ulokowała się na środku pokoju, podniosła jedną nogę i zwyczajnie zasnęła. Prawdziwa gwiazda!
Migranci z wyboru
- Trójmiasto mnie zachwyciło - wyznał Dariusz, patrząc na śpiące zwierzaki. - Spotkaliśmy tu mnóstwo ludzi, którzy okazali nam życzliwość i kiedy tylko myśleliśmy, że czas ruszać dalej, okazywało się, że jest kolejna organizacja, inicjatywa, wydarzenie, w których koniecznie chcemy wziąć udział.
I tak zamiast dwóch dni zostali tu przeszło tydzień. Czytali wiersze o zwierzętach pod "psimi" pomnikami w Gdyni, spotykali się z młodzieżą, odwiedzili Dom Seniora, pomagali rozdawać jedzenie i ubrania z Food not Bombs Gdynia, zachęcali do wspierania Animal Helper, gościli w Vademecum - zwanej księgarnią marzycieli, odwiedzali przyjazne czworonogom kafejki i oczywiście Muzeum Emigracji w Gdyni.
- Ja sam jestem emigrantem i re-emigrantem, a teraz to takim trochę migrantem z wyboru. Na szczęście nie samotnym tułaczem (śmiech). Mam moją zastępczą rodzinę, mamy edukacyjną misję i w naszych podróżach spotykamy wielu ludzi, którzy czują i myślą podobnie. Tak jak Sunny, Wirek, Kundelino i ja, marzą o zmienianiu świata na lepsze. Dla wszystkich. To naprawdę budujące i dające nadzieję - podkreślił.