Paryż inny niż znają wszyscy. Polka odkrywa niezwykłe miejsca
Paryż jest dziś prawdziwą stolicą światowego sportu. Podczas telewizyjnych relacji oglądamy miasto zakochanych z bardzo różnych perspektyw. Jednak oko kamery raczej nie zajrzy w miejsca, do których zaprasza Katarzyna Bryś, autorka bloga "Paryż moimi oczami", która organizuje kameralne spacery dla turystów po francuskiej stolicy.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Magda Bukowska: Słyszałam, że w czasie igrzysk w Paryżu są głównie turyści. To prawda, że mieszkańcy wyjeżdżają w tym czasie z miasta?
Katarzyna Bryś: Wielu faktycznie wyjeżdża, ale igrzyska to nie jedyny powód. We Francji sierpień jest miesiącem urlopowym. Wiele firm zawiesza działalność na cały miesiąc, więc pracownicy mają 30 dni wolnego. W tym roku różnica jest taka, że zamiast zamknąć się od pierwszego sierpnia, zrobiło to kilka dni wcześniej, więc wcześniej było widać, że w mieście zdecydowanie ubywa paryżan, za to przybywa turystów.
Generalnie we Francji wakacje to rzecz święta. Nie tylko te letnie. Tak samo w okresie świąteczno-noworocznym, gdzie większość przedsiębiorstw przez dwa tygodnie jest nieczynna. Wiele osób dodatkowo bierze kilka dni wolnego wiosną i jesienią, to czas na city breaki. No i oczywiście urlopujemy w czasie ferii - to zwykle czas wyjazdów na narty lub do ciepłych krajów.
Ile wy macie dni urlopu we Francji? Czterdzieści?
Nie, ale faktycznie jakoś tak to wychodzi, że sporo mamy wolnego (przyp. red. 30 dni za cały przepracowany rok). Francuzi wolą być niż mieć i są gotowi wziąć kilka dni bezpłatnego urlopu, zrezygnować z większego mieszkania czy droższego samochodu, na rzecz np. wyjazdów czy kolacji w restauracji zamiast w domu. Poza tym, kiedy zakład się zamyka, to i tak nie masz jak pracować. Faktycznie więc tego odpoczynku jest sporo. I nie tylko w czasie urlopów. Także w ciągu tygodnia znajdujemy czas na relaks. Na wyjście ze znajomymi w poniedziałkowy wieczór. Na leniwą kawę w trakcie przerwy w pracy. To chyba właśnie ten sposób życia, dawanie sobie prawa do odpoczynku, do spaceru, do takiego zwolnienia, był tym, co urzekło mnie przeszło 20 lat temu w Paryżu i sprawiło, że tu zostałam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jarmark św. Dominika to prawdziwa kopalnia skarbów. "Można złowić fajne perełki"
Twoje spacery z gośćmi po Paryżu też są w takim właśnie rytmie?
Tak. Wymyśliłam sobie trochę inny sposób na pokazywanie stolicy Francji moim gościom. Jest on zgodny z tym, co pokazuję na blogu "Paryż moimi oczami". Zapraszam turystów w miejsca, w które sami prawdopodobnie by nie trafili, do miejsc, gdzie toczy się prawdziwe życie. Nie oprowadzam dużych grup. Maksymalnie do sześciu osób. Dzięki czemu możemy wejść w przestrzenie, gdzie grupy zorganizowane po prostu nie są mile widziane, bo zwyczajnie się nie mieszczą, albo zaburzają dynamikę danej przestrzeni. W kilka osób bez problemu wejdziemy do małej kafejki, gdzie był kręcony film czy do lokalu, gdzie jest wyjątkowy sufit i warto go zobaczyć. Gdybym w takie miejsca zaczęła zapraszać duże grupy, właściciele daliby mi do zrozumienia, że nie jest to dobry pomysł. Tak samo na najstarszy w Paryżu targ kwiatowy. Kiedy spacerujemy w kilka osób, nikomu nie przeszkadzamy, ale 30 turystów, którzy przecież nie kupią ciętych kwiatów, zwyczajnie przeszkadzałoby i sprzedającym i kupującym.
Czy to znaczy, że omijasz główne atrakcje miasta?
Nie, ale staram się je pokazać z innej strony. Trudno nie pokazać gościom Katedry Notre-Dame, ale wiadomo, że pod nią zawsze jest tłum. Więc proponuję, żebyśmy zatrzymali się za nią, a nie przed wejściem, a potem skręcili dosłownie kilkadziesiąt metrów w lewo czy w prawo, bo tam zaczyna się prawdziwy Paryż. Tuż obok znajduje się właśnie ten nastraszy targ kwiatowy, kilkadziesiąt metrów dalej jest restauracja z piękną fasadą, a w bocznej uliczce są wyjątkowe sklepy z tradycyjnymi serami.
Staram się też wcześniej rozmawiać z moimi gośćmi, poznać ich oczekiwania i tak układać trasy, by mogli trafić w miejsca, które ich mogą zaciekawić. Czasem robimy sobie spacery filmowe. Dzieci chcą zobaczyć miejsca z "Biedronki i czarnego kota", dorośli z "Emily w Paryżu" czy "O północy w Paryżu". Przyjeżdżają osoby bardzo zainteresowane kuchnią, wtedy większy nacisk kładziemy na restauracje, kafeterie, paryskie cukiernie i piekarnie, małe sklepiki z serami. Oczywiście idziemy na ślimaki - choć muszę zdradzić, że Francuzi, zwłaszcza młodsze pokolenia jadają je bardzo rzadko, ale turyści zwykle chcą ich spróbować, więc większość restauracji ma ślimaki w ofercie. W przeciwieństwie do żabich udek, które dostaniemy w bardzo niewielu miejscach.
Opowiedz proszę o konkretnych miejscach, które twoim zdaniem warto zobaczyć. Takich właśnie nieoczywistych, które mijamy nieświadomi tego, że takie perełki znajdują się tuż za rogiem.
Zacznijmy więc od Bazyliki Sacre Coeur. Do niej trafiają chyba wszyscy turyści zwiedzający Paryż. Wszyscy oczywiście oglądają ją od frontu, w tłumie ludzi. Ja podpowiem, żeby obejść ją dookoła - z tyłu znajduje się malutki park ze śliczną pergolą. Jest tam niemal pusto, kilku miejscowych spacerowiczów, osoby trenujące tai chi. Cisza, spokój, a widok jest niesamowity.
Całe Montmartre, gdzie bazylika się znajduje, to historyczna dzielnica, którą dawno temu upodobali sobie artyści i to oni tworzą klimat tej części miasta. W tej chwili Montmartre przyciąga wielu turystów, ale jeśli pojedziemy tam rano, kiedy malarze dopiero wyjmują sztalugi, mamy szansę wypić spokojną kawę oddychając prawdziwym artystycznym Montmartre’m. A najlepiej wybrać się tu w listopadzie, albo w lutym - jeszcze lepiej w czasie deszczu, bo Paryż w deszczu jest magiczny i znacznie mniej zatłoczony. Do takich dzielnic, które ja sama chętnie się wybieram należą też znacznie rzadziej odwiedzane przez przyjezdnych - dzielnica łacińska i żydowska. Główne atrakcje znajdziemy w każdym przewodniku i zwykle wystarczy "wejść na ich zaplecze", by zobaczyć prawdziwy Paryż.
Widziałam na twoim blogu zdjęcia z pasaży. Wiem, że bardzo je lubisz.
To prawda. Są niesamowite i uwielbiam pokazywać je gościom. To taka moja perełka, a właściwie perełki usytuowane w samym centrum, a mało kto do nich trafia. Zaczynają się tuż koło Luwru - tam mamy trzy pierwsze, ale jest ich oczywiście więcej. Jeśli ktoś ma ochotę się w nich zagubić, to proponuję zacząć spacer od Galerii Vivienne. Osoby wrażliwe na piękno architektury zachęcam też, by zajrzały do Biblioteki Narodowej z niesamowitą Salą Owalną. Z kolei turystom o artystycznej duszy poza wizytą na Montmartre polecam znalezienie kamienicy artystów przy Rivoli 59. To sześciopiętrowy piękny budynek zajmowany przez malarzy, rzeźbiarzy i innych twórców. Zwykle pracuje tam ok. 30 artystów z całego świata, słychać najróżniejsze języki, zmienia się wnętrze budynku, a czasem i fasada. Wiele osób zwyczajnie boi się otworzyć drzwi i wejść do środka, a naprawdę warto to zrobić. To brama do innego świata.
Francja bardzo mi się kojarzy z pchlimi targami. To prawdziwy obraz czy wykreowany przez filmy i książki?
Jak najbardziej prawdziwy! Od kwietnia do października takie targi organizowane są regularnie. Trzeba tylko sprawdzić w internecie, kiedy będzie targ w danej dzielnicy. Sprzedawane jest na nich wszystko - to taka wyprzedaż garażowa mieszkańców. Sama biorę w nich udział, pozbywając się już niepotrzebnych rzeczy np. ubranek dziecięcych, książek, ozdób. I oczywiście zawsze też coś kupię. To także wydarzenia towarzyskie - spotkania sąsiedzkie, z jakimś ciastem, kawą, pogaduszkami. To jak najbardziej prawdziwe paryskie życie.
Zaczęłyśmy tę rozmowę od sportu, więc zakończmy ją też na sporcie. Czy Francuzi faktycznie grają w parkach w bule?
Tak. Myślę, że poza tymi ślimakami, wiele takich wyobrażeń o Francuzach, a zwłaszcza mieszkańcach Paryża jest prawdziwa. Francuzi kochają sport, dużo biegają, ćwiczą w parkach, a także grają w bule i w szachy. Kochają też artystów i przyjmują ich z otwartymi ramionami, więc u nas - co często dziwi turystów - wielu artystów wcale nie głoduje. Paryżanie kochają też wino, czas spędzany ze znajomymi w kafejkach czy restauracjach i oczywiście bagietki. Może nie wygląda to tak, że każdy mieszkaniec Paryża od rana do wieczora chodzi z nadgryzioną bułką pod pachą, ale dwa razy dziennie - rano i wieczorem - zobaczysz na ulicach mnóstwo ludzi z bagietkami wystającymi z torby. Dodam jeszcze, że ktoś zbadał, że faktycznie 70-80 proc. osób nie donosi ich do domu. Ja też. To wszystko to jest właśnie prawdziwy Paryż - a dokładniej mój Paryż, Paryż moimi oczami - taki jakim ja go widzę, jak ja go odbieram.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.