Piekło zwierząt. Ciemna strona turystyki
Przejażdżka na słoniu, zabawa ze słoniątkiem, pływanie w basenie z delfinami - w taki sposób biura podróży kuszą turystów. Spotkanie z egzotycznymi zwierzętami jest dziś praktycznie na wyciągnięcie ręki. Warto jednak wiedzieć, co tak naprawdę kryje się za takimi atrakcjami, bo często jest to prawdziwe piekło zwierząt.
Planując egzotyczną podróż, mamy do wyboru bogatą listę atrakcji. Za niewielkie pieniądze agencje turystyczne oferują m.in. możliwość bliskiego kontaktu z egzotycznymi zwierzętami, takimi jak słonie czy delfiny. Smutna prawda o tym, co tak naprawdę kryje się za kolorowymi reklamami i ulotkami, sprawia jednak, że coraz więcej osób świadomie rezygnuje z tego typu atrakcji, nie chcąc uczestniczyć w cierpieniu zwierząt.
Phajaan - posłuszeństwo za wszelką cenę
Mało który turysta zdaje sobie sprawę z tego, jak długą i pełną okrucieństwa drogę przechodzi słoń od chwili narodzin do momentu, gdy jest gotowy do pracy z ludźmi. Phajaan, czyli proces nauki, a w dowolnym tłumaczeniu: proces łamania ducha, rozpoczyna się bardzo wcześnie, gdy słoniątko ma od trzech do sześciu lat. Prawda o bezmiarze cierpienia, jakiego doświadczają słonie w trakcie tego procesu, wyszła na jaw dopiero przed kilkoma laty, wywołując ogólnoświatowe szok i niedowierzanie.
Jak więc przebiega phajaan? Mały słoń jest zabierany od matki i zamykany w ciasnym pomieszczeniu lub klatce, bez dostępu do wody i pożywienia. Wszystko po to, aby wymusić na nim posłuszeństwo. Jeżeli zwierzę walczy, zostaje przywiązane do klatki linami, które z czasem zastępują metalowe łańcuchy, prawdziwy symbol niewoli. Za każdy przejaw nieposłuszeństwa słonia spotyka kara. Jest bity, zaś jego uszy, najwrażliwsza część jego ciała, są przekłuwane metalowymi hakami.
Po wielu tygodniach tresury, gdy zwierzę poddaje się i przestaje stawiać opór, pojawia się mahout, czyli wybawca, który nie uczestniczył w procesie phajaan i który "uwalnia" słonia z niewoli, karmi go i podaje mu wodę. Od tej pory zwierzę ufa mu bezgranicznie. Zakończenie tresury słonia to jednak dopiero początek cierpienia, które ciągnie się jeszcze długimi latami, gdy zwierzę pracuje ponad siły, zabawiając turystów. W rzeczywistości bowiem nieprawdą jest to, w co wiele osób nadal zdaje się wierzyć. Słonie nie są stworzone do noszenia na grzbiecie człowieka.
Ciemna strona turystyki to jednak nie tylko przejażdżki na słoniach, to również wykorzystywanie słoni w różnego rodzaju przedstawieniach, przede wszystkim słoniątek, które za niewielkie pieniądze wykonują cyrkowe sztuczki.
Sanktuaria dla słoni – ucieczka z piekła niewoli
Sanktuarium to miejsce, do którego słonie trafiają po latach niewoli, jeśli zostaną wykupione z rąk właściciela. W ten sposób otrzymują szansę na nowe, spokojne życie. Z założenia sanktuaria zapewniają słoniom komfort przebywania w ich naturalnym środowisku. Turyści mogą je odwiedzać, karmić i obserwować, ale wyłącznie z pewnej odległości. Jeżeli więc ktoś marzy o spotkaniu ze słoniem, powinien rozważyć wizytę właśnie w takim miejscu.
Tutaj jednak także zdarzają się pułapki, o których opowiada w rozmowie z WP Monika Karlińska, autorka bloga podróżniczego GeoZakręcona. – Wiele miejsc, które określa się mianem sanktuariów, niestety nadal oferuje przejażdżki na słoniach – wyjaśnia. – W takich miejscach zwierzęta są źle traktowane, bite, zdarza się, że w ruch idą też metalowe kolce, które opiekun wbija w szyję i uszy słonia. To zdecydowanie nie są prawdziwe sanktuaria – ostrzega.
Jak więc rozpoznać, że mamy do czynienia z sanktuarium, a nie tylko turystyczną atrapą, nastawioną na zysk? – Jeżeli w ogłoszeniu znajdzie się choćby wzmianka o przejażdżkach na słoniach, to powinniśmy takie miejsce omijać z daleka – wyjaśnia Monika. – Dla pewności, przed wyborem sanktuarium warto też dokładnie przeczytać ulotkę, poszukać dodatkowych informacji bądź sprawdzić opinie zamieszczone w internecie – radzi.
Delfiny – udręka życia w niewoli
Pływanie z delfinami to atrakcja, która przyciąga rzesze turystów. Delfinaria na całym świecie, m.in. popularny, amerykański park SeaWorld, oferują szeroką gamę wydarzeń, w których uczestniczą delfiny. Należą do nich przede wszystkim pokazy i przedstawienia, jak również możliwość karmienia i pływania z delfinami. Przez wiele lat delfinaria i agencje turystyczne zrobiły wiele, aby utrwalić w świadomości odwiedzających obraz delfina jako pogodnego, wręcz uśmiechniętego i przyjaznego człowiekowi zwierzęcia. Tymczasem prawda o życiu delfinów w niewoli jest zgoła inna.
- Aby delfiny były posłuszne, często ogranicza się im pokarm, nagminne są również kary natury emocjonalnej, jak zamknięcie w izolatce, odseparowanie od grupy czy ignorowanie przez opiekuna - opowiada w rozmowie z WP Jakub Banasiak, zoopsycholog, absolwent m.in. psychologii zachowań zwierząt i współpracownik Marine Connection, instytucji badającej delfiny i wieloryby, ich zachowania i dobrostan. Te wyjątkowe i inteligentne zwierzęta są bardzo wrażliwe na stres i źle znoszą życie w zamknięciu, a przebywanie latami w betonowym zbiorniku jest dla nich prawdziwą udręką.
Czytaj także: Wenecja. Delfiny w Canal Grande
- Żyjąc w niewoli, delfiny są nie tylko zestresowane, ale też przepracowane, dodatkowo nie mają możliwości ucieczki przed agresją międzyosobniczą – wyjaśnia Banasiak. – Warunki w basenach bardzo często wywołują u nich choroby skóry i oczu, dodatkowo nieustanny szum urządzeń filtracyjnych, hałas i natłok panujący w delfinariach są prawdziwą torturą dla tych akustycznych zwierząt - dodaje.
Niestety, o ile w Europie coraz częściej odchodzi się od tego typu praktyk, o tyle już poza Europą proceder wykorzystywania delfinów do celów rozrywkowych ma się wciąż bardzo dobrze.
Co z tą delfinoterapią?
Obok typowych pokazów z udziałem delfinów, delfinaria często oferują usługi w zakresie tzw. delfinoterapii. Dzięki temu uwiarygadniają dodatkowo swoją działalność względami medycznymi. Czym właściwie jest delfinoterapia? Jest to bezpośredni kontakt z delfinem, który w założeniu ma na celu wspieranie rozwoju m.in. dzieci z autyzmem. Jednak to, co przed laty wydawało się być przełomowym odkryciem, dziś wzbudza kontrowersje i uważane jest za metodę niekonwencjonalną. Brak bowiem naukowych przesłanek, które dowodziłyby skuteczności tego typu terapii.
- Żaden delfin nie leczy, ani ten w morzu, ani ten w basenie - z całą stanowczością podkreśla Jakub Banasiak. - To, co oferują delfinaria pod postacią tzw. delfinoterapii, to wyłącznie marketing i próba dorabiania pseudonaukowej obudowy do komercyjnej i bardzo zyskownej działalności - kończy.
Podobnego zdania jest również profesor dr. hab. Tadeusz Kaleta, zoolog i specjalista w zakresie behawiorystyki zwierząt. - Mogę to powiedzieć jasno, nie ma absolutnie żadnych dowodów, które przemawiałyby za skutecznością tego rodzaju terapii - wyjaśnia. - Jeśli obserwujemy jakiś efekt, to jest on krótkotrwały, spowodowany najprawdopodobniej czynnikiem psychologicznym, ekscytacją, wynikającą z obecności delfina - dodaje.
Na ratunek zwierzętom
Coraz więcej osób, które na własne oczy przekonały się, jaki los spotyka zwierzęta wykorzystywane w celach turystycznych, chciałoby realnie wpłynąć na tę sytuację. Co można więc zrobić? Na pewno warto uświadamiać innym, jaką cenę za kilka lub kilkanaście beztroskich chwil płacą zwierzęta. Dodatkowo, jeżeli w danym miejscu ktoś zaobserwował, że zwierzęta są źle traktowane, warto podzielić się tymi spostrzeżeniami, napisać opinię lub zgłosić zdarzenie pośrednikowi lub odpowiedniej agencji.