Podróżnik zamieszkał w jurcie, zamiast wyruszyć w trzynastą wyprawę dookoła świata
Gdy wybuchała pandemia, Piotr Śliwiński, zamiast kolejny, trzynasty już raz ruszyć dookoła świata albo zamknąć się w czterech ścianach mieszkania, wybrał życie w... mongolskiej jurcie. Nie zbudował jej jednak na drugim końcu świata, a w Krakowie.
Piotr Śliwiński ma na koncie 12 wypraw dookoła świata, zdobył 7 szczytów korony ziemi i Mount Everest.
W życiu podróżnika, himalaisty, zdarzają się momenty ekstremalnie trudne. Na szczycie Kilimandżaro Piotr uniknął śmierci z powodu choroby wysokościowej i obrzęku mózgu. Przed trzema laty dał się zamknąć w temperaturze -50 st. C w komorze technoklimatycznej na okres 100 godzin w ramach sportowo-naukowego eksperymentu. Pandemia koronawirusa też do najlżejszych doświadczeń nie należy, ale on wypracował na nią własny sposób, znajdując jednocześnie i przestrzeń wolności, i wyzwanie, i płaszczyznę współpracy naukowej ze swoją macierzystą uczelnią - Politechniką Krakowską.
Przed rokiem zamieszkał w jurcie w dzielnicy Czerwony Prądnik. Kilka miesięcy później zbudował tego typu namiot, używany głównie przez ludy tureckie i mongolskie, na terenie Politechniki Krakowskiej. I nadal mieszka w nietypowym domu, ale dla odmiany w Warszawie, na Ursynowie. Mało tego, w kwietniu wybuduje kolejną jurtę!
WIDEO: Jadą tam, by przejść rytuał. "Daje pogodzenie się z przeszłością"
Joanna Klimowicz, WP: Skąd pomysł zamieszkania akurat w mongolskiej jurcie przez cztery pory roku?
Piotr Śliwiński*: Klimat wewnątrz panuje jak w podróży lub w Azji, a czuję się jak w górach, bo mieszkam w namiocie, gdzie słyszę odgłosy deszczu, wiatru i ptaków. Było to też swoiste wyzwanie. Uznałem, że jeśli mi się uda je zrealizować, to później mogę próbować żyć tak przez cztery pory roku, ale już samodzielnie, w dzikim terenie. Kolejnym trudnym wyzwaniem jest połączenie kilku tysięcy lat mongolskiej tradycji z polskimi nowoczesnymi materiałami, żeby adaptować taką konstrukcję do polskiej strefy klimatycznej, która jest całkiem inna. Wiele osób mi powtarzało, że to niemożliwe. Uznałem, że spróbuję, choć do tej pory nie spotkałem jeszcze nikogo, kto to robił.
Skąd w ogóle ją miałeś?
Moja jurta pochodzi w całości z Mongolii. Przyjechała do Polski drogą lądową, z pomocą przyjaciół. Podróżując po świecie, lubię przywozić pamiątki mniejsze i większe, dzięki czemu łatwiej mogę przybliżyć ludziom w Polsce kultury odległych krajów. Jadąc przez Mongolię, mieszkałem wiele razy w jurtach z lokalnymi rodzinami, bardzo mi się podobała ich gościnność, atmosfera i taki styl życia. Te cenne doświadczenia były też moją inspiracją, żeby zamieszkać w okrągłym domu w Polsce.
W mojej pierwszej wyprawie dookoła świata przejechałem z Delhi do Krakowa na indyjskim motocyklu Royal Enfield przez Pakistan i Iran, bo uznałem ten pojazd za najlepszy do przemieszczania się. Natomiast ze wszystkich domów mieszkalnych, jakie odwiedziłem w innych krajach, najbardziej spodobały mi się jurty. Między innymi dlatego, że można je z łatwością składać, przenosić i budować w innym miejscu.
Jak ta jurta wygląda, jak jest wyposażona?
Na środku znajdują się dwa centralne drewniane słupy, które podtrzymują duże koło z oknami w dachu i zamocowanymi tyczkami tworzącymi dach. Ściany składają się z drewnianych sosnowych listewek ułożonych ażurowo. Wszystko mocowane za pomocą sznurków, bez użycia gwoździ i śrubek. Na zewnątrz układa się materiał izolacyjny, potem materiał nieprzemakalny, na koniec białą powłokę. Całość wiążemy sznurkami. Niskie drzwi drewniane w Mongolii są skierowane na południe, natomiast w Kazachstanie na wschód.
W wyposażeniu mojej jurty jest pomarańczowy tradycyjny zdobiony stół mongolski ze stołkami. Znajdują się dwa łóżka oraz dużo miejsc siedzących, gdzie mogę usadzić około 20 osób. Mam bardzo dużo dekoracji na ścianach - pamiątek z wypraw dookoła świata. Nie brakuje elektryczności i rozwiązań ułatwiających życie, bo jest mikrofalówka, kuchenka, piecyk elektryczny. Z łazienki korzystam w sąsiednich budynkach i wodę do gotowania muszę przynosić.
W wywiadach przyznawałeś, że po latach pakowania dobytku w plecak jurta to jednak luksus?
Dokładnie, po 12 latach podróży z dobytkiem upchniętym w kilkunastolitrowym plecaku albo mieszkając miesiąc czy dwa w dwumetrowym namiocie na lodowcach, to zamieszkanie w stabilnej i ciepłej ponad 30-metrowej jurcie było dla mnie na początku ogromnym luksusem i wygodą. Teraz jest standardem.
Ale zima chyba jednak była trudna?
Tak, zgadza się, najbardziej obawiałem się mrozów. Dlatego miałem w rezerwie mój śpiwór puchowy, który zabieram w Himalaje i który jest wyprodukowany do maksymalnych mrozów minus 73 st. C. Ale go nie użyłem, bo bym się ugotował. Z pomocą przyjaciół rozebrałem jurtę w grudniu i porządnie zaizolowałem przed zimnem. Na drewnianą podłogę położyliśmy grubą warstwę styropianu, a na ściany i sufit rozłożyliśmy folię Aluthermo, która się bardzo dobrze sprawdziła podczas dwudziestostopniowych mrozów.
Upały też nie były łatwe, a sposobem na ich przetrwanie było dodatkowe wentylowanie poprzez podniesienie ścian namiotu oraz… całkowite ogolenie głowy [śmiech].
Pewnie jurta stanowiła sensację. Dużo osób Cię odwiedzało?
Tak, wstępowali nie tylko znajomi, ale też osoby zupełnie obce, zainteresowane nietypową konstrukcją, chcące dowiedzieć się, jak wygląda ona od środka. Kiedy zaczął się rok akademicki, odwiedzali mnie studenci i pracownicy naukowi uczelni, przynajmniej dopóki nie wprowadzono nauki zdalnej. Ale i zdarzało się, że ktoś pytał, czy tu jest punkt pobrań wymazów na obecność koronawirusa [śmiech].
Jurta ma walor edukacyjny?
Tak, dzięki temu pomysłowi jestem w stanie przybliżyć i pokazać inną kulturę, przenieść gości w inny świat bez wyjazdu do Azji, co jest szczególną wartością w tych trudnych dla nas wszystkich czasach. Na uczelniach jurta jest wyśmienitą nie tylko atrakcją, ale obiektem edukacyjnym dla studentów. Na Wydziale Mechanicznym jurta posłużyła mi w celach prezentacyjnych dla słuchaczy MBA w Polsko-Amerykańskiej Szkole Biznesu.
Bardzo mnie cieszy, że wiedza o takich konstrukcjach i obecność jurty na terenie Politechniki może się przyczynić do odkrywania nowych obszarów, niebadanych do tej pory. To pokonywanie nowych granic i zdobywanie kolejnych szczytów - tylko nie takich geograficznych jak to robiłem do tej pory - a teraz naukowych. Okazało się, że można siedzieć wygodnie, w jednym miejscu, bez jeżdżenia przez pół świata i też odkrywać nowe horyzonty.
Jaki będzie ciąg dalszy tego eksperymentu? Teraz urządzasz się w Warszawie w drugiej jurtowej bazie i jeszcze nie powiedziałeś ostatniego słowa.
Za tydzień zbuduję jeszcze jedną jurtę w nowym miejscu, gdzie będę konsultantem w punkcie obsługi obcokrajowców. Następne jurty planuję w różnych miejscach w Polsce, z różnym zastosowaniem i zgłasza się do mnie coraz więcej osób zainteresowanych takimi konstrukcjami.
Jako inżynier budownictwa będę budował kolejne jurty. Za każdym razem, wykorzystując swoje doświadczenia, będę je modernizował i ulepszał, żeby się w nich przebywało wygodniej i przyjemniej. Sprawia mi to wiele radości i satysfakcji, że mogę połączyć swoje wykształcenie z doświadczeniami podróżniczymi. W Polsce rozwija się tzw. glamping, czyli luksusowy kamping, więc na pewno nie zabraknie zastosowań dla jurty. Teraz, kiedy na własnej skórze przekonałem się, że można w niej wygodnie żyć przez wszystkie cztery pory roku, jestem pewien, że moje mieszkanie w jurtach będę liczył w latach, a nie w miesiącach.
Piotr Śliwiński - krakowski podróżnik, himalaista, przedsiębiorca, inżynier budownictwa, absolwent Politechniki Krakowskiej, wykładowca, pilot paralotni i szachista.