Trwa ładowanie...

Polacy na tropie złota w Kamerunie. 500 kilometrów kwadratowych przygody

Po co kupować złoto, skoro można otworzyć kopalnię, by je wydobywać? I po co kupować diamenty, skoro można je sobie wykopać w ogródku? W Kamerunie to nie jest trudne. Jeszcze. Ale kraj zmienia się z dnia na dzień w szybkim tempie i wkrótce jego wyjątkowość zniknie. Krzysztof i Jarosław Jabłonowscy, bracia-biznesmeni, ruszyli śladem drogocennego kruszcu i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, afrykańskie ziemie przyniosą im milionowe zyski.

Polacy na tropie złota w Kamerunie. 500 kilometrów kwadratowych przygodyŹródło: Polacy na tropie złota, fot: Discovery Communications
d3nm1f7
d3nm1f7

Chociaż w Kamerunie poszukują złota, zachowują się jak żywe srebro. Spotkanie z nimi jest niczym zetknięcie z żywiołem. Mówią jednocześnie, przerywają sobie, opowiadają żarty i dodają wciąż nowe wątki. Równolegle puszczają filmy, pokazują zdjęcia i diamenty (tych ostatnich nie chcieli mi podarować; namawiają, bym poleciała z nimi do Kamerunu, gdzie "mogę sobie sama ukopać" świecidełek). Bo Krzysztof, finansista z wykształcenia, drogocennymi kamieniami zajmuje się na co dzień. W swojej siedzibie w Pałacu w Borowej na Dolnym Śląsku, który odremontował przed laty, urządził Europejskie Centrum Sprzedaży diamentów. Działa też społecznie – założona przez niego fundacja zajmuje się ratowaniem zabytków, wsparciem domów dziecka, szkół i Polaków mieszkających na dawnych Kresach Rzeczpospolitej. Jarosław z kolei handluje energią, prowadzi firmę IT, jest związany z medycyną i branżą budowlaną.

Jakiś czas temu bracia Jabłonowscy zainwestowali ok. 2 mln zł w badania geologiczne i uzyskanie niezbędnych licencji na poszukiwanie złota w Afryce. Otrzymali zezwolenie na poszukiwania kruszcu na działce o powierzchni 500 km kw. Ich przygody we wschodniej części Kamerunu, tuż przy granicy z Republiką Środkowoafrykańską, będzie można śledzić na małym ekranie. Premiera serialu "Polacy na tropie złota" już 16 listopada w Discovery Channel.

Discovery Communications, LLC
Źródło: Discovery Communications, LLC, fot: Jarosław i Krzysztof Jabłonowscy

WP: Podobno w poszukiwaniach złota w Kamerunie przydaje się coca-cola?

Krzysztof Jabłonowski: Bardziej wino i whisky. (śmiech) Bez tego trudno jest tu robić interesy. A jeśli chodzi o coca-colę, to trzeba powiedzieć, że w Kamerunie jest zawsze ciepła.

d3nm1f7

Jarosław Jabłonowski: Tam jest wszystko na ciepło. Piwo na ciepło. Wino na ciepło. Coca-cola na ciepło.
*KJ: *Tylko jajecznica na zimno.

JJ: Kurczaki już nie. Wystarczy wyjąć z zamrażalnika, położyć na słońcu i za chwilę są gotowe do smażenia. Tak robią w niektórych restauracjach. Ale tak naprawdę w Kamerunie jedzenie jest rewelacyjne. Codziennie niemal wprost do restauracji podpływają łódki i przywożą świeże ryby, krewetki, homary. W oceanie można wręcz brodzić między rybami.

*KJ: *Coś wspaniałego. W Kamerunie generalnie je się rzeczy świeże albo suszone. Specjałem są "chrupki" – zasuszone pancerniki lub szczury leśne.

JJ: Albo "smaczki". To są takie śliczne, smażone robaczki. Bardzo ostre. Dzieci z polskiego sierocińca mi je ostatnio przygotowały, przywiozłem do domu dla moich dzieciaków.

d3nm1f7

Próbowaliście tych wszystkich smakołyków?

KJ: Nie wiemy, może tak. Czasem lepiej nie pytać, jest smaczniej. (śmiech) Ale Kameruńczycy są do tych swoich przekąsek bardzo przywiązani. Nasz ochroniarz prawie miał łzy w oczach, kiedy nie pozwoliłem mu zabrać do samochodu suszonej antylopy leśnej.

JJ: Śmierdziała nieziemsko. (śmiech)

KJ: I miała sierść. Oni sobie odłamują po kawałku mięsa i przekąszają.

Discovery Communications, LLC
Źródło: Discovery Communications, LLC, fot: Discovery Communications, LLC

No dobrze, ale nie dlatego zapytałam o coca-colę, żeby rozmawiać o kuchni. Podobno wręczaliście ją jako dary dla "królów" pigmejskich wiosek, z którymi dobijaliście interesów.

KJ: Kamerun to całkiem inny świat. Żeby móc założyć biznes, trzeba najpierw poznać ludzi, z obcymi nikt tu nie chce rozmawiać. Możesz przyjechać do Kamerunu z miliardami na koncie, ale jeśli nikogo nie znasz, nie zostaniesz wprowadzony, to nic nie zrobisz. Musisz być "swój".

d3nm1f7

Jak się zostaje "swoim"?

*JJ: *Mnie wprowadzali w tę rzeczywistość dobrzy znajomi – Polak i jego żona Kamerunka. W zasadzie to oni właśnie zainteresowali mnie Kamerunem. Już w 2007 r. próbowałem biznesowo robić cos w kierunku Afryki Środkowej. Do Kamerunu po raz pierwszy pojechałem w 2011 r., ale zanim zacząłem inwestować, spotykałem się z przedstawicielami rządu, poznawałem ich podejście do życia i pracy. Odbyłem bardzo dużo rozmów z ministrami, bo żeby w Kamerunie zrobić coś bez wsparcia rządu czy jakiejś dużej organizacji, to jest niemal niemożliwe. Gdybym przyjechał do kraju sam i z nikim się nie spotykał, mógłbym siedzieć na miejscu pół roku i nic bym nie zrobił. Gdyby pojechali ze mną przedstawiciele polskiego rządu i oficjalnie mnie przedstawili, byłoby pewnie łatwiej. Tak zresztą robią Francuzi, Brytyjczycy, Japończycy, Chińczycy itd. Ale my nie mieliśmy takich możliwości, a zresztą nie było konieczności. Bo Kameruńczycy szanują Polaków, widzą, że traktujemy ich inaczej niż pozostałe nacje. Przede wszystkim nie patrzymy na nich z góry.

KJ: Francuzi czy Niemcy mają kolonialną przeszłość, a we krwi wciąż protekcjonalne traktowanie. Król jednej z wiosek powiedział nam kiedyś, że Polacy są uśmiechnięci, otwarci – zupełnie inaczej niż Europejczycy ze wspomnianych krajów, którzy są dla nich po prostu nieprzyjemni. W restauracjach niemal nigdy nie siadają z nimi przy stołach! My jesteśmy dla nich po prostu partnerami do biznesu. Poza tym trzeba pamiętać, że Polacy, m.in. Stefan Szolc Rogoziński, odkrywali Kamerun. W każdej dużej miejscowości do dziś są polskie kościoły.

JJ: Gdzie się nie pojedzie, tam się spotyka polskie misje. Rodacy są tu naprawdę dobrze postrzegani. Robią bardzo dobrą i bardzo ciężką robotę. Siostry zakonne prowadzą żłobki, przedszkola…

d3nm1f7

KJ: Dzieciaki na prowincji zazwyczaj nie idą do szkoły, bo szkoły nie ma. Od małego więc uczą się rozbijać tłuczkami skały i w miskach z wodą płukać złoto. Ich dziadkowie to robili, ich rodzice to robili, one będą to robiły, to jest ich przyszłość. Poza tym w małych miejscowościach nie ma jako takiej opieki zdrowotnej. Są szamani. A jedyne szpitale to te prowadzone przez siostry. Najczęściej właśnie z Polski.

Discovery Communications, LLC
Źródło: Discovery Communications, LLC, fot: Discovery Communications, LLC

Zobacz też: Niezwykłe nagranie z Parku Narodowego Krugera w Republice Południowej Afryki

A skąd w ogóle pojawił się pomysł, by Polacy zbudowali kopalnię złota w Kamerunie?

JJ: Parę lat temu znajomi poprosili nas, byśmy kupili im trochę złota w Kamerunie. Zwiedziliśmy kilka kopalń, rozmawialiśmy z przedstawicielami rządu, ale okazało się, że kupowanie złota w tym kraju jest trudne. I drogie.

d3nm1f7

KJ: Nikt nie chciał nam go sprzedać, bo wszyscy mają swoich odbiorców.

JJ: Wreszcie ktoś zapytał mnie, dlaczego zamierzam kupować złoto, skoro mogę je sam wydobywać. Pomysł na początku wydał mi się żartem, ale po jakimś czasie nabrał realnych kształtów. W 2015 r. wróciliśmy do Kamerunu, założyliśmy firmę i niemal od razu otrzymaliśmy koncesję i działkę o wielkości 500 km kw. na północnym wschodzie kraju.

KJ: Niedługo później dostaliśmy kolejne 2 działki (w tym jedną, na terenie której mieściło się jedno, kilkutysięczne miasto; musieliśmy je wykroić z naszych planów). No i zaczęliśmy szukać złota.

d3nm1f7

Jak się szuka złota?

JJ: Jeździ się po terenie, pobiera próbki z miejsc, w których lokalnie wydobywany jest kruszec. Potem jeździ się dalej, robi odwierty, pobiera kolejne próbki i sprawdza, gdzie z metra sześciennego można wydobyć najwięcej złota jednego dnia. Na razie jeszcze nie prowadzimy wydobycia. W tym momencie szukamy inwestorów i jesteśmy na drodze do uruchomienia kopalni.
Warto przy okazji wspomnieć, że Kamerun w ostatnich latach bardzo mocno postawił na rozwój, ściąganie inwestorów. Rząd bardzo dba o bezpieczeństwo i by kraj był stabilny politycznie. Zmienia prawo tak, by można było tam łatwo inwestować i bezpiecznie pracować. Z miesiąca na miesiąc powstaje coś nowego. My mamy ten luksus, że widzimy tę przemianę. Co roku to jest zupełnie inny kraj.

Discovery Communications, LLC
Źródło: Discovery Communications, LLC, fot: Discovery Communications, LLC

Jakieś przykłady?

JJ: Gdy w 2011 r. poleciałem po raz pierwszy do Kamerunu, byłem w szoku. Wcześniej znałem tylko afrykańskie resorty. A w Kamerunie resortów jako takich do dziś nie ma. Wtedy w hotelach nikt nie mówił po angielsku, ja nie znam francuskiego, więc z nikim nie mogłem się dogadać. Musiałem dzwonić do znajomych, żeby tłumaczyli najprostsze rzeczy. Hotele były w standardzie, w którym po prostu się nie sypia. Ich ceny za to – zachodnioeuropejskie. Między 80 a 100 euro za dobę.

A jak to wygląda dziś?

JJ: Slumsy są zastępowane przez nowe apartamentowce. Nie ma problemów z dogadaniem się po angielsku. Hotele pełne są Europejczyków.

KJ: Choć standard wciąż jest "nieco" inny niż europejski.

To już ostatni dzwonek, by zobaczyć "prawdziwy Kamerun"?
JJ: To już ostatni dzwonek, by móc w Kamerunie jeszcze coś zrobić. Obecnie jest tu masa zachodnich firm. Wciąż się coś buduje, wszystko się zmienia.

KJ: Ten kraj się obecnie rozwija jak żaden inny na świecie. Jeszcze kilka lat i wszystko tu już będzie zajęte. W Kamerunie są złoża węgla, gazu, złoto, diamenty. To miejsce, w którym jest dosłownie wszystko.

JJ: Nie ma chyba tylko słońca. (śmiech) To jest Afryka Środkowa, więc niebo jest niemal na okrągło zachmurzone. Teraz jest tam pewnie 28 st. C, maksymalnie 32. Zresztą tak jest w ciągu całego roku. Najbardziej uciążliwa jest wilgotność powietrza.

Nie bez powodu kraj reklamuje się jako "Afryka w miniaturze"?

KJ: Dokładnie. Są tu sawanny, dżungle, góry z ogromnym wulkanem Mount Kamerun. Na północy wybrzeże z ciepłym oceanicznym prądem. Wodospady schodzące wprost do oceanu. Piękne, piaszczyste plaże z pochylonymi palmami, np. w pobliżu Kribi. Zupełnie jak na Karaibach. I wciąż niemal bezludne. Wciąż bez kurortów. Ale już z rewelacyjnymi restauracjami.

JJ: A przy tym wszystkim w Kamerunie jest jeszcze wiele wiosek bez prądu, pośrodku niczego, ludzie ładują sobie telefony, korzystając z agregatów prądu. Jakiś czas temu byłem nawet w jednej takiej miejscowości, gdzie chciano doprowadzić elektryczność, ale szaman się nie zgodził – kategorycznie oświadczył, że jak jest noc, to ma być ciemno.

KJ: I to jest wspaniałe. Siedzisz sobie w dżungli, jest cisza, jak zapada noc, to po prostu idziesz spać.

JJ: W każdej z takich wiosek jest centralne miejsce, w którym bezustannie pali się ognisko. To miejsce spotkań, rozmów, tańców. Ogień nigdy nie gaśnie.

KJ: A palą drzewem mahoniowym! Serio, ono się świetnie żarzy. Kamerun jest naprawdę niesamowity. Choć to nie jest kraj do zwiedzania dla tych, którzy liczą na wygody i luksusy. Bardziej dla tych, którzy cenią ekstremalne wyzwania. Za parę lat to będzie już jednak zupełnie inne miejsce. Takie jak wszystkie.

Discovery Communications, LLC
Źródło: Discovery Communications, LLC, fot: Discovery Communications, LLC

Pięknie to wszystko opisujecie, ale przecież zamierzacie przyczynić się do tej zmiany. Kopalnie odkrywkowe to zazwyczaj smutny obrazek – degradacja środowiska i krajobrazu.

JJ: Bez przesady. Po 2 latach to wszystko ponownie zarośnie dżunglą.

KJ: Tam jest tak urodzajna gleba, że rzucasz na ziemię pestkę, a następnego dnia masz drzewo. (śmiech) Na Czarnym Lądzie nie ma głodu. Jeśli ktoś pani powie, że zbiera pieniądze na głodujące dzieci w Afryce, to właśnie panią okrada.

To chyba jednak zależy.

KJ: Oczywiście, głód zawsze można wywołać – sztucznie. Ale w Afryce Środkowej – Nigeria, Kamerun, Kongo itd. – wszystko rośnie. Nie trzeba pilnować porządku prac w polu, orać, siać, zbierać w określonych porach. Tu wszystko jest. Po mango i papajach, które spadły z drzew, czasami się po prostu chodzi.

A jest bezpiecznie?

*KJ: *Gdy pojechaliśmy tam z ekipą filmową, to oczywiście mieliśmy ochronę. Ale kiedy jeździmy prywatnie, podróżujemy sami. Oczywiście w ciągu dnia, bo nocą się nie jeździ. Głównie dlatego, że w wielu miejscach nie ma prądu, a Kameruńczycy dosyć dowolnie traktują przepisy drogowe. I mają chyba najmniej radykalne regulacje prawne dotyczące dopuszczania pojazdów do ruchu drogowego! Auta są zdezelowane, nierzadko bez świateł i lusterek, nawet szyb, a na dachach mogą przewieźć dosłownie wszystko. Na drogach mogą więc czekać liczne niespodzianki. O, kiedyś na przykład spotkaliśmy kierowcę tira z wielkimi belami drzewa, bez przedniej szyby, który jechał z jednym światłem skierowanym wprost na nas. Gdy się zbliżyliśmy, okazało się, że za reflektor służyła mu latarka, którą trzymał w ustach. (śmiech)

JJ: Ochrona przydaje się podczas wypraw do dżungli, ale poza tym, jak już wspomniałem, w Kamerunie rząd bardzo dba o bezpieczeństwo. Dlatego m.in. prowadzone są skrupulatne i bardzo częste kontrole drogowe.

KJ: Zresztą to wszystko będzie można zobaczyć w "Polakach na tropie złota". Zdjęcia kopalń, Afryki z dronów są niesamowite. Oglądam dużo tego typu programów, ale czegoś podobnego jeszcze nie widziałem. To będzie prawdziwy Czarny Ląd.

Krzysztof Jabłonowski / Archiwum prywatne
Źródło: Krzysztof Jabłonowski / Archiwum prywatne, fot: krzysztof jabłonowski
d3nm1f7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nm1f7