Polacy utknęli w Polinezji Francuskiej. Wciąż nie wiedzą, jak ani kiedy wrócą do domu
Gdy wylatywali z Polski do Polinezji nie spodziewali się, że mogą mieć problem z powrotem. Granice były otwarte, a linie lotnicze nie odwoływały masowo połączeń. Dziś są uwięzieni w akademiku na drugim końcu świata, gdzie lokalni mieszkańcy odbywają kwarantannę. Czują się oszukani.
"Sytuacja trochę się skomplikowała" – napisał na swoim Facebooku pan Andrzej, który w połowie marca wybrał się ze znajomymi w podróż do Polinezji. Lecieli w 7 osób. Po niecałym tygodniu wakacji rząd Polinezji ogłosił natychmiastową ewakuację turystów.
Rząd Polinezji poinformował ich, że po 22 marca loty z okolicznych wysp mają być dostępne jedynie dla lokalnych mieszkańców, a międzynarodowe lotnisko zostanie zamknięte dla lotów standardowych na minimum 5 tygodni. Linie lotnicze zaczęły anulować loty, a hotele wyrzucać turystów na bruk.
"Gdy nasz kolega Maciek próbował pójść do pobliskiego supermarketu, aby kupić jedzenie, na ulicy mijał już tylko bezdomnych i lokalnych "gangsterów", okupujących krawężniki. Dawali mu jednoznacznie do zrozumienia, że ma "wypier….ć" do kraju" - tłumaczy pan Andrzej. "Jeszcze na wyspie Raiatea ostrzegano nas, że lokalsi zaczynają wariować i robią się agresywni w stosunku do turystów. Uważają, że to właśnie oni przywieźli wirusa" - pisze w oświadczeniu dla mediów.
W jednym budynku z ludźmi na przymusowej kwarantannie
Rząd Polinezji przydzielił poszkodowanym darmowe pokoje w akademiku. Okazało się jednak, że w tym samym obiekcie przebywają Polinezyjczycy, wysłani na 14-dniową kwarantannę. Polacy są od kilku dni zamknięci na odizolowanym terenie, pilnowanym nieustannie przez strażników.
"Zostaliśmy oszukani" – czytamy w liście dla dziennikarzy. "Nie możemy wychodzić i nie mamy możliwości zapisania się na tzw. "waiting list" na ostatni samolot do Paryża. Siedzimy w tym akademiku jak w więzieniu. Możemy poruszać się tylko wokół budynków po małym parkingu. Zabrano nam klucze do pokojów, więc w każdej chwili możemy zostać okradzeni. W dzień i w nocy ktoś nieustannie otwiera drzwi i sprawdza, czy jesteśmy na swoich miejscach" – opisuje pan Andrzej.
Na wyspie Tahiti utknęło kilka tysięcy Europejczyków. W akademiku zamknięto osoby starsze, kobiety w ciąży oraz dzieci. Małżeństwo z trójką potomstwa próbowało wydostać się na samolot do Nowej Zelandii, gdzie mieli lądować tranzytem. Nie pozwolono im, mimo iż mieli wykupione bilety, a ich lot nie został odwołany. W Polinezji jest teraz z panem Andrzejem łącznie co najmniej 14 Polaków – 12 na Tahiti oraz dwoje, którzy nie mogą wydostać się z okolicznej wyspy.
- Jedna z przebywających z nami osób, dowiedziała się od pracowników Ambasady w Nowej Zelandii, że konsul w Paryżu wie o dwóch Polakach, którzy utknęli na polinezyjskiej wyspie. Nie wiadomo jednak na której. Krążyły plotki, że mieszkają w szałasie. Na szczęście mają namiot – mówi pan Andrzej w rozmowie z WP.
Jest szansa na francuski samolot rządowy
Póki co, nie wiedzą, co dalej. Andrzej przekazał mi, że w rozmowie z konsulem otrzymali informację o możliwości transportu. Jest szansa, że z wyspy zabierze ich samolot linii Air France, który być może francuski rząd wyśle po swoich obywateli w ramach akcji sprowadzania Francuzów do domu.
- Nie wiadomo jednak, kiedy ani czy w ogóle to nastąpi - informuje. – Nie wiemy nawet, czy międzynarodowy port lotniczy Faa'a na Tahiti został rzeczywiście zamknięty, bo nie możemy opuszczać terenu akademiku. Zarejestrowaliśmy się na stornie "lotdodomu.com", ale jak dotąd nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Nie wiem, czy mamy jakiekolwiek szanse na samolot rządowy z Polski – dodaje.
"Gdy 12.03 startowaliśmy z Warszawy, jedyną częściowo zamkniętą granicą było USA. Nasz samolot mógł tamtędy lecieć, zanim wprowadzono restrykcje. Po 14 dniach mogliśmy również tamtędy wracać. Nie było stanu epidemii. Wiedzieliśmy, że może być różnie, np., że będziemy musieli wracać przez inne kraje. Nikt z nas nie poleciał bezrefleksyjnie. 12 dni temu świat wyglądał inaczej [...] Nie jesteśmy lekkoduchami, których ściąga się z Giewontu w szpilkach i adidasach” – tłumaczy Polak w mediach społecznościowych. Może się okazać, że w Polinezji Francuskiej utkną na dłużej.
Redakcja Wirtualnej Polski skontaktowała się z Ambasadą RP we Francji oraz z biurem prasowym Polskich Linii Lotniczych LOT. Poprosiliśmy o interwencję w sprawie Polaków uwięzionych na polinezyjskiej wyspie. Otrzymaliśmy odpowiedź z biura prasowego MSZ, że konsul RP w Paryżu pozostaje w kontakcie z Polakami przebywającymi w Polinezji. "Z informacji posiadanych przez konsula wynika, że wszyscy mają zapewnione środki do życia a ich bezpieczeństwo nie jest zagrożone. Ponadto informujemy, że konsul czyni starania, aby wszyscy zainteresowani tym Polacy mogli opuścić Polinezję. Do tej pory udało się to w przypadku 7 osób. W najbliższych dniach planowane są kolejne wyloty" - czytamy w komunikacie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl