Nie boją się koronawirusa. "Wolimy grzać się w azjatyckim słońcu, niż siedzieć w Polsce"
"Czujemy się tu bezpiecznie. Nie planujemy skorzystać z akcji #LotDoDomu" - mówi Aleksandra, która od grudnia jest na Bali. Podobne zdanie ma Adam, przebywający na Phuket w Tajlandii. Nie boją się, dlatego postanowili kontynuować wakacje i wspierać lokalne biznesy.
25.03.2020 | aktual.: 26.03.2020 10:40
Nie znają się, nie podróżują razem. Ich historie są z pozoru niezależne. Łączy ich jedno: gdy większość turystów uciekała w popłochu z indonezyjskiej wyspy Bali, oni postanowili zachować zimną krew. Dla lokalnych mieszkańców są dziś na wagę złota. Adam z kolegą wybrali się na wakacje i są obecnie w Phuket w Tajlandii, a Ola jest blogerką podróżniczą i razem z mężem korzystają aktualnie z uroków niemal bezludnej, na tę chwilę, Wyspy Bogów. Na Instagramie pokazują, jak Bali wygląda bez tłumów.
Trudna sytuacja Balijczyków
Indonezja potrafiła podnieść się z niejednej katastrofy ekologicznej. Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, tsunami, a nawet zamachy bombowe. To wszystko blednie w obliczu katastrofy, jaką może zafundować mieszkańcom epidemia koronawirusa. Ponad trzy czwarte gospodarki na wyspie Bali powiązane jest z turystyką. Na tym sektorze opiera się również ok. 80 proc jej PKB. Zamknięcie granic może przynieść tragiczne skutki dla ponad czteromilionowej populacji.
W ciągu ostatnich 15 lat bardzo wielu młodych Indonezyjczyków przeprowadziło się do obszarów turystycznych w poszukiwaniu pracy. Ich rodzice sprzedali wówczas deweloperom swoje pola ryżowe. Teraz są całkowicie uzależnieni finansowo od turystów.
Ross Taylor, prezes indonezyjskiego instytutu zajmującego się polityką zagraniczną na uniwersytecie Monash w Melbourne, tłumaczył w rozmowie z portalem "Aliazeera", że większość ludzi na Bali zarabia zaledwie kilkaset dol. miesięcznie. Żyją z dnia na dzień lub z miesiąca na miesiąc. Ola Najda w rejony Azji Południowo-Wschodniej wyjechała na ok. pół roku. Widzi, jak epidemia koronawirusa z każdym kolejnym dniem dotyka wyspę coraz bardziej.
- Odwołano wszystkie imprezy i wprowadzono dodatkowe środki ostrożności. Zamknięto także większość lokali gastronomicznych. Jedzenie można dostać już tylko na wynos. Lokalni przedsiębiorcy ciężko to znoszą. Na Bali dawno nie było tak pusto - mówi blogerka w rozmowie z WP.
Turyści uciekali w popłochu
Zgodnie z danymi z międzynarodowego lotniska Ngurah Rai na Bali, podczas gdy w styczniu koronawirus szalał w Chinach, liczba turystów odwiedzających indonezyjską wyspę wzrosła o 3 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem w ubiegłym roku. W lutym spadła o 20 proc. Mimo to, Bali odwiedziło 400 tys. turystów z Australii, Rosji, Koei Południowej, Indii, Japonii i ponad 100 innych krajów. W ciągu pierwszych 12 dni marca przybyło kolejnych 114 tys. cudzoziemców.
A potem ogłoszono pierwszy przypadek śmiertelny. Z powodu wirusa SARS-CoV-2 zmarła 52-letnia Brytyjka. Turyści i emigranci tłumnie opuszczali Bali w obawie przed zarażeniem, zamknięciem lotniska i wizją tego, że rajska wyspa zamieni się w piekło. Do tej pory na Bali zachorowało 6 osób. W całej Indonezji potwierdzono 686 przypadków zarażenia koronawirusem.
- Ryzyko zachorowania w Azji jest w tym momencie porównywalne do tego w Europie. Nie boję się. Zachowuję ostrożność. Wiem, że Bali bez turystów może nie przetrwać. Już na początku marca przyjezdnych było zauważalnie mniej. Kumplowaliśmy się z lokalnym kucharzem. Powiedział nam, że takiego przestoju nie było od czasu zamachu bombowego na Dżakarcie w 2016 r. – mówi w rozmowie z WP Adam Albiński, który do Azji udał się na wakacje. – W Phuket jest teraz podobnie, jak na Bali. Gdy idę ulicą, sprzedawcy i restauratorzy wręcz błagalnym głosem zapraszają mnie do skorzystania ze swoich usług. Podobnie taksówkarze i masażyści. Ludzie żyją tutaj z turystów. Nie wiem, jak przetrwają epidemię – tłumaczy.
Nie chcą lecieć do domu
Ola i jej mąż postanowili ten ciężki czas przeczekać na Bali. Póki co, nie chcą się z stamtąd ruszać. Czują się bezpiecznie. Unikają dużych skupisk ludzi, spędzają czas na świeżym powietrzu i korzystają z uroków pustej – jak nigdy – wyspy. Z rządowej akcji #LotDoDomu nie chcą skorzystać. Na Wyspie Bogów jest im po prostu dobrze. Podobnie myśli Adam, który Bali opuścił dwa tygodnie temu. Nie panikuje, zwiedzając Tajlandię i nie uważa, że z powodu epidemii koronawirusa powinien pilnie wracać do domu. Na wakacje wybierał się od dawna.
- Mieliśmy trochę inne plany niż pobyt na Phuket. Wirus zablokował nam wyjazd do Australii i powrót przez Holandię. Wczoraj w Tajlandii weszło w życie rozporządzenie m.in. o zakazie podróżowania aż do końca kwietnia. Chcieliśmy spędzić 2 tygodnie na wyspie Koh Phangan, ale zdaje się, że nie da się tam teraz dostać. Prom prawdopodobnie nie kursuje, a jeśli już, to tylko dla lokalnych - opowiada Adam. - Nie sądzę, żeby zamknięto hotele. Tutaj wciąż jest jeszcze sporo turystów. Czytałem, że przyjezdnym zostaną przedłużone pobyty, jeśli będą mieli problem z powrotem do domu. Zanim dojechaliśmy do Tajlandii był luz. Dopiero potem zaczęto zamykać kolejne bary, kluby i restauracje. Jedzenie dostaniemy już tylko na wynos. Na szczęście plaże nie są zamknięte. Wolimy grzać się w azjatyckim słońcu, niż siedzieć w domu w Polsce. Tym bardziej, że loty proponowane przez rząd wcale nie są takie tanie - komentuje.
Mimo dofinansowania, cena przelotu w ramach rządowej akcji jest wysoka i nie każdy turysta może sobie na niego pozwolić. W przypadku przelotów dalekiego zasięgu (w tym przypadku krajów Azji Południowo-Wschodniej) cena za przelot wyniesie od 1,6 – 2,4 tys. zł. Z lotniska Denpasar na Bali zaplanowano trzy loty: na 24, 25 i 26 marca. Ola i jej mąż, Łukasz wolą zostać. - Czujemy się tu bezpiecznie. Nie planujemy skorzystać z akcji #LotDoDomu - mówi Aleksandra w rozmowie z WP. Adam również nie wybiera się do domu najbliższym lotem z Bangkoku
- Największym problemem dla nas i naszych przyjaciół okazała się polityka wizowa Indonezji. Długo nie mieliśmy pewności, czy wizy dla Polaków przebywających na Bali dłużej niż 30 dni na darmowej wizie turystycznej zostaną przedłużone ani w jaki sposób - opowiada blogerka. - Ostatecznie Indonezja zniosła wizy dla ekspatów, których kraje są zamknięte. Mamy zatem bezpieczeństwo wizowe, dopóki granice Polski nie zostaną otwarte. Pracuję m.in. na Instagramie, więc mogę to robić niemal z każdego zakątka świata. Trzymamy się z dala od ludzi, zwiedzamy wyspę i podziwiamy, jak zjawiskowo wygląda, gdy nie ma na niej ludzi. Jesteśmy dobrej myśli i mamy nadzieję, że świat już niedługo wróci do zdrowia. Natura potrzebowała od nas odpoczynku. Przesyłamy Wam dużo słońca i pozytywnej energii! - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl