Polka w Chile. "Brak narzuconego wszystkim zamknięcia działa lepiej na psychikę"
W Chile nie wprowadzono narodowej kwarantanny, izoluje się i zamyka tylko najbardziej podejrzane rejony. - Brak narzuconego wszystkim zamknięcia działa lepiej na psychikę - opowiada Magdalena Bartczak, Polka mieszkająca w Chile, dziennikarka i autorka książki "Chile Południowe. Tysiąc niespokojnych wysp".
Anna Jastrzębska: Chilijski rząd nie zdecydował się na wprowadzenie narodowej kwarantanny, za to w niektórych miastach obowiązuje kwarantanna dynamiczna. Na czym ona polega?
Magdalena Bartczak: Polega ona na tym, że nie wprowadzono kwarantanny w całym Chile, lecz zamiast tego od końca marca wprowadza się ją stopniowo tylko w tych miejscach, np. dzielnicach lub miastach, gdzie jest potwierdzonych najwięcej przypadków zarażeń. W tych rejonach, w których ta liczba nie spada, ograniczenia są utrzymywane, a tam, gdzie nie dochodzi do masowego roznoszenia wirusa – kwarantanna zostaje znoszona. Motywy wybrania tego typu metody są przede wszystkim ekonomiczne. Pojawiły się też sugestie, że przestrzeganie wielotygodniowej kwarantanny w całym kraju będzie na dłuższą metę trudne do utrzymania i lepiej zostawić ten środek na wypadek pogorszenia sytuacji – jako zupełnie ostateczną metodę walki z pandemią.
W kwietniu taka miejscowa kwarantanna obowiązywała m.in. w kilku dzielnicach Santiago i paru miastach, m.in. Concepción, Temuco i Punta Arenas, gdzie namierzono najwięcej przypadków zarażeń. Od piątku 15 maja kwarantannę ustanowiono w całym Santiago – liczba przypadków zaczęła tu bowiem na tyle dynamicznie wzrastać, że okazało się to nieuniknione. Aktualnie właśnie stolica, zamieszkana przez niemal połowę społeczeństwa (ok. 7 mln ludzi), stanowi największe ognisko koronawirusa i sytuacja wygląda tu najbardziej niepokojąco.
Zobacz też: Polka w Hiszpanii. Opowiada o sytuacji w Madrycie
Na ile więc ten pomysł dynamicznej kwarantanny rzeczywiście się sprawdza?
Opinie są podzielone. Niewątpliwym plusem braku zamknięcia całego kraju jest fakt, że wiele sektorów gospodarki nadal działa – w związku z tym wiele osób jest w stanie zachować pracę, a straty ekonomiczne może nie będą aż tak duże, jak można by sobie wyobrazić przy pełnym lockdownie. Działanie pozostaje punktowe – izoluje się i zamyka tylko te najbardziej podejrzane rejony, nie skazując na kwarantannę np. mieszkańców tych miejsc, gdzie wirus w ogóle nie dotarł. Brak narzuconego wszystkim zamknięcia działa też lepiej na psychikę – bez dwóch zdań.
Strategia braku całkowitej kwarantanny jest jednak krytykowana przez wielu, m.in. przez niektórych przedstawicieli lokalnych władz, a także środowisko związane z ColegioMédico, instytucją skupiającą grono wielu chilijskich lekarzy. Jej przewodnicząca, Izkia Siches, wielokrotnie wskazywała, że środki proponowane przez ministra zdrowia, Jaime Mañalicha, są niewystarczające i mało odpowiedzialne. Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że tam, gdzie nie ma obostrzeń, ludzie nadal żyją tak, jak gdyby pandemii nie było – narażając siebie lub innych na zarażenie, nie zachowując dystansu. Świadomość tego, jak groźny w swojej niewidoczności potrafi być wirus, nadal nie wydaje się zbyt powszechna. Tam, gdzie panują restrykcje, zakazy są egzekwowane, ale w pozostałych miejscach bywa różnie z przestrzeganiem zaleceń. Wiele osób nic sobie z nich nie robi.
Trzeba jednak dodać, że brak przestrzegania obostrzeń często wynika stąd, że wielu mieszkańców po prostu nie może sobie na to pozwolić – nie jest np. w stanie zarabiać na rodzinę pracując zdalnie. Wiele mówi się o tym, że w tym sensie dystans społeczny pozostaje ekonomicznym przywilejem. Teraz, gdy wprowadzono obostrzenia w całej stolicy, widać to wyraźnie – w ostatnich dniach pojawiły się m.in. protesty w biedniejszych dzielnicach Santiago, gdzie ludzie narzekają na bardzo trudną sytuację finansową. Wiele osób jest zdesperowanych i boi się nie tyle wirusa, ile po prostu głodu – sytuacja tysięcy mieszkańców stolicy w ciągu tylko tych kilku ostatnich dni stała się dramatyczna.
Jak zatem ocenia się kwarantannę wprowadzoną teraz w stolicy?
Głosy sprzeciwu wobec kwarantanny biorą się głównie stąd, że wsparcie ekonomiczne państwa nie jest wystarczające, samo jednak rozszerzenie restrykcji na całe Santiago jest postrzegane jako dobry krok. Wielu mieszkańców uważa, że został on postawiony zbyt późno i mogę się pod tym stwierdzeniem podpisać: zamiast zamykania stolicy na chwilę dzielnica po dzielnicy, lepiej było wprowadzić taką ogólną kwarantannę od razu – może teraz sytuacja wyglądałaby bardziej pomyślnie.
Tymczasem, ze względu na brak większych obostrzeń na terenie całego miasta, koronawirus SARS-CoV-2 mocno się tu zadomowił – aktualnie aż 75 proc. wszystkich przypadków zarażeń w Chile zarejestrowano w samej stolicy. O ile w innych regionach jest już lepiej, to w Santiago sytuacja wymknęła się spod kontroli.
W Chile jest znacznie więcej ozdrowieńców, a stosunkowo mniej zgonów. Tak dobrze działa służba zdrowia? A może wpływ na tę sytuację ma fakt, że władze liczą zmarłych jako wyleczonych?
Zaliczenie osób zmarłych do grupy wyleczonych było tak naprawdę przejęzyczeniem Mañalicha, który wkrótce potem z tego – delikatnie mówiąc niefortunnego – twierdzenia się wycofał. Wpadkę szybko jednak podchwyciły media w Chile i na całym świecie. Narrację rządu na temat pandemii ocenia się zresztą w ogóle jako chaotyczną – często pojawiają się błędy w liczbach i nieścisłości, czego ta niezręczna sytuacja była dowodem. Liczba ozdrowieńców jest jednak rzeczywiście dość wysoka: na tę chwilę (21 maja) 22504 osób uznaje się za wyleczone. Dane na temat zgonów też nie wyglądają źle: na 53616 potwierdzonych przypadków zarażeń zmarły dotąd 544 osoby.
Śmiertelność jest dość niska, wynosi 2 proc. i szacuje się, że pod tym względem chilijskie statystyki należą do jednych z lepszych na świecie. Co prawda wykonywanie testów nie jest tu tak masowe jak np. w Korei Południowej czy większości krajów Unii Europejskiej, ale w Chile przeprowadza się więcej testów niż np. w Polsce i najwięcej spośród krajów Ameryki Łacińskiej. Właśnie ten fakt można uznać za jeden z głównych powodów niskiej umieralności na COVID-19. Nie jest to zasługa stanu służby zdrowia, która – głównie w sektorze publicznym – pozostawia wiele do życzenia i pozostaje dla większości Chilijczyków powodem do niepokoju.
Chile będzie wydawać "paszporty immunologiczne" wbrew zaleceniom WHO?
Zdania na temat tego typu paszportów też są wśród tutejszych lekarzy podzielone. Z pewnością pomoże to oddzielić podejrzane przypadki od reszty społeczeństwa i umożliwi wyleczonym powrót do normalnego życia. Z drugiej strony uznanie kogoś za osobę niezarażającą i w tym sensie zupełnie bezpieczną pozostaje nadal dyskusyjną kwestią, biorąc pod uwagę przypadki ponownego zarażenia, o których często mówi WHO.
Pracownicy tej organizacji przyznają też jednak, że wiele ich zaleceń ma formę sugestii, a nie jednoznacznych nakazów czy zakazów. Pomimo sceptycyzmu WHO, chilijskie ministerstwo zdrowia nie zrezygnowało z pomysłu wprowadzenia paszportów. W związku z pogorszeniem się sytuacji w Santiago, zostało to przesunięte na późniejsze tygodnie, ale nadal jest w planach.
W pierwszej fazie epidemii Chilijczycy nieufnie podeszli do informacji o zagrożeniu ze strony koronawirusa. Dlaczego?
Wynika to z wielu czynników. Generalnie poziom zaufania Chilijczyków do elit politycznych nie jest zbyt wysoki, a wiara w dobre intencje aktualnego rządu zaczęła szczególnie mocno spadać w drugiej połowie zeszłego roku. W styczniu poparcie dla prezydenta Sebastiána Piñery wynosiło rekordowo niskie 6 proc. Ta potężna utrata zaufania wynikała głównie z tego, jak rząd zareagował na masowe protesty, które wybuchły w połowie października i trwały przez kilka kolejnych miesięcy. Zamiast propozycji reform, odpowiedzią była brutalna pacyfikacja manifestacji, wiele osób straciło życie. Stąd jeszcze w pierwszych dniach i tygodniach marca, gdy media zaczęły podnosić temat koronawirusa, pojawiały się głosy, że robią to dla odciągnięcia uwagi od tematu kryzysu społecznego.
A dziś Chilijczycy mają już zaufanie do rządzących?
To zależy. Poparcie dla prezydenta wzrosło, ale poziom zaufania wobec rządowych decyzji nadal nie jest zbyt wysoki. Przekłada się to m.in. na sceptycyzm wobec optymistycznych ocen rządu w kwestii walki z pandemią. Wielu Chilijczyków nie wierzy do końca w podawane dane, niedowierza m.in. liczbom dotyczącym ofiar śmiertelnych. Społeczeństwo dużo bardziej ufa opiniom niektórych epidemiologów, szacujących, że sytuacja jest mało stabilna, a rozwój pandemii może jeszcze różnie się potoczyć – szczególnie, że zima i sezon grypowy wciąż jeszcze przed nami.
Jak Chile radzi sobie z epidemią na tle innych krajów Ameryki Płd.?
Mimo że sytuacja jest daleka od pomyślnej, a liczba przypadków zarażeń błyskawicznie rośnie, to na tle regionu Chile radzi sobie całkiem dobrze. O pewnej skuteczności tutejszych metod świadczą głównie wspomniane wskaźniki dotyczące niskiej śmiertelności, które w niektórych krajach (takich jak Ekwador i Peru) wyglądają dziś, mimo restrykcyjnych środków, dużo bardziej dramatycznie.
Bardzo źle sytuacja wygląda w Brazylii, gdzie zakazy zaczęły wprowadzać lokalne władze, bo sam prezydent Jair Bolsonaro neguje zagrożenie i nie bierze na poważnie zaleceń WHO. Przeprowadza się tam zresztą zaledwie dwa razy więcej testów niż w Chile, a przecież brazylijska populacja jest kilkanaście razy większa niż chilijska, licząca ok. 19 mln mieszkańców. Niewiele testów robi się też np. w Argentynie, gdzie teoretycznie przypadków jest mniej niż w Chile, ale dane są tam dużo gorzej oszacowane.
Za którymi elementami swojego chilijskiego życia tęsknisz obecnie najbardziej?
Konieczność siedzenia w domu nie jest dla mnie uciążliwa, bo jestem do tego przyzwyczajona – jako dziennikarka dużo czasu spędzam za biurkiem, czytając i pracując nad tekstami. Pod względem zawodowym utrudnieniem jest jednak to, na co cierpi teraz wielu reporterów: nie jestem w stanie zbierać materiałów do tekstów w terenie. Kilku większych reportaży, jakie miałam zaplanowane, nie da się zrobić bez wyjazdów i osobistych spotkań z bohaterami. Tęsknię też za pracą przewodnika – wszystkie zlecenia, które miałam potwierdzone na najbliższe miesiące, z oczywistych względów przepadły. Brakuje mi także możliwości spotkania z przyjaciółmi, wyjścia do kina, odwiedzenia ulubionych miejsc w Santiago. I przede wszystkim podróży – np. spokojnego wypadu nad Pacyfik, choćby na jeden dzień.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl