Polska polityk opowiada o Odessie. "Nawet dziś mieszkańcy powtarzają, że to miasto szczęśliwe"
Dwa lata temu po raz pierwszy odwiedziła Odessę. Zachwycała się miastem i ludźmi. Za nocleg w mieszkaniu w samym centrum zapłaciła wtedy 340 zł za tydzień. W rozmowie z WP zapowiadała, że szybko tam wróci, bo lista miejsc, których nie zdążyła odwiedzić, jest bardzo długa. - Miałam przyjechać tego lata. W lutym już wiedziałam, że nie będzie to możliwe - przyznaje polska polityk Jolanta Banach.
Magda Bukowska: Kiedy rozmawiałyśmy dwa lata temu, zachwycała się pani plażami Odessy. Dziś wybrzeże jest zaminowane, a tylko część plaż wydzielona została do użytku mieszkańców. W trakcie naszej rozmowy wspomniała pani też o miejscach, których nie zdążyła zobaczyć m.in. o studiu filmowym, od którego chciała pani zacząć kolejną wizytę w mieście. Udało się pani wrócić do Odessy?
Jolanta Banach: Niestety nie. Miałam przyjechać tego lata. W planach była Odessa i Gruzja. W lutym już wiedziałam, że nie będzie to możliwe. Jak tylko wybuchła wojna, wyraźnie było widać pierwotny plan reżimu rosyjskiego, który oczywiście nie dotyczył tylko Doniecka i Ługańska, ale także, a może przede wszystkim odcięcia Ukrainy od morza. Wiadomo było, że działania rosyjskich wojsk będą mocno nasilone zarówno nad Morzem Czarnym, jak i Azowskim.
Kiedy zadzwoniła pani z propozycją rozmowy o Ukrainie, wróciło takie nadmorskie wspomnienie z masowo odwiedzanej plaży Lanzheron. Krótka scena, obraz przed oczami, który dziś nabiera zupełnie innego wyrazu, niż miał w 2020 r. Kiedy byłam tam dwa lata temu, na plaży zobaczyłam grupę panów w zaawansowanym wieku, którzy celebrowali jakąś uroczystość związaną z flotą czarnomorską. Świętowali pod flagą z sierpem i młotem, pod flagą Rosji. Ten obraz nikogo nie oburzał, nie bulwersował, nie rodził żadnej agresji, co u nas na pewno miałoby miejsce. Uderzyło mnie to i zafascynowało. Uświadomiło, jak otwarci są mieszkańcy Odessy.
Przyczyny tej otwartości wyjaśniła mi moja przewodniczka Katia, cytując dane ze spisu powszechnego z 2020 r. Dwa lata temu mieszkańcy Odessy określi swoją przynależność do 134 różnych nacji lub grup etnicznych, które żyją ze sobą w doskonałych relacjach. Ich otwartość na innych nie wynika więc z jakiegoś teoretycznego akceptowania innych, a codziennego współżycia z ludźmi, którzy wyznają inną religię, mają inne tradycje, różnią się kulturowo, mają inne pochodzenie.
Kiedy o tym myślę, mając przed oczami rosyjską flagę na odeskiej plaży, nie mogę uwierzyć, że jest tak wielu ludzi, którzy uwierzyli w rosyjską propagandę.
Kiedy wspomina pani o tej fladze, mam przed oczami wypowiedź mieszkańca Odessy, którą kilka dni temu cytował PAP. "Nikt z nas nie chce dożyć dnia, kiedy w Odessie zawiśnie rosyjska flaga. Nie dopuścimy do tego". Dziś wydarzenie, którego była pani świadkiem dwa lata temu, nabiera zupełnie innego wyrazu.
Zdecydowanie. Wtedy była symbolem wielokulturowości Odessy i tolerancji jej mieszkańców, w tym wypadku trudnej nawet dla nas do zaakceptowania, dziś stałaby się symbolem klęski. Nie znam się na wojnie, ale wierzę ekspertom, którzy mówią, że będzie to konflikt długotrwały, a Odessa, nawet jeśli się obroni, dostanie rykoszetem. Dla miasta dwie najważniejsze gałęzie gospodarki to turystyka (głównie wewnętrzna) i handel portowy. W tej chwili oba te czynniki rozwoju zostały zahamowane.
Nasza rozmowa uświadamia mi także trzeci ważny aspekt, który dotknie Odessę i całą Ukrainę - bardzo głęboki resentyment rosyjski. Z pewnością po zakończeniu wojny Odessa będzie już innym miastem. Miastem, w którym żyją ludzie dotknięci tragedią rozerwania najważniejszych więzi - rodzinnych, przyjacielskich, zawodowych, które były tu niezwykle silne. To bardzo smutna wizja.
Odeskie plaże, cały pas nadmorski, to dzisiaj linia obrony miasta. Teren jest zaminowany, by utrudnić Rosjanom wejście od strony morza. Jednak część ludzi stara się żyć normalnie i rozkłada koce nad morzem, by choć trochę nacieszyć się latem. Przerażające jest myśleć, że odpoczywają na skraju pola minowego.
Niestety tak jest i co jakiś czas to ignorowanie ostrzeżeń wydawanych przez władze miasta kończy się tragicznie. Jednak większość mieszkańców zachowuje się rozsądnie i nie tylko popiera działania obronne miasta, ale się do nich włącza. Już na początku wojny, kiedy rozmawiałam ze znajomymi z Odessy, mówili, że martwią się nie tylko o swoje bezpieczeństwo, ale także o zachowanie materialnej kultury miasta. Powstało wiele oddolnych inicjatyw, mających na celu zabezpieczenie zabytków czy pomników, np. niedawno postawionego pomnika Mickiewicza.
Dla mieszkańców to bardzo ważne i oni naprawdę wierzą, że Odessie uda się uniknąć najgorszego scenariusza. Nawet dziś powtarzają, że to miasto szczęśliwe, które przetrwało niejedną historyczną zawieruchę i mają ogromną wiarę, że tym razem też tak będzie.
Pani też w to wierzy?
Tak. Wierzę, że Europa, a właściwie cały świat może zrobić wiele, by pomóc Ukrainie w zakończeniu wojny i niedopuszczeniu do tego, by Odessa i inne ukraińskie miasta zostały zniszczone. I mam nadzieję, że gdy tylko to będzie możliwe, okażemy Odessie solidarność, wybierając ją za cel turystycznych wojaży. To naprawdę ogromne wsparcie, którego to miasto będzie potrzebowało, a nikt, kto zdecyduje się na takie wakacje, nie będzie tego żałował. To wspaniały kurort z nową infrastrukturą plażową, hotelową, drogową i gastronomiczną. Miasto z przebogatą ofertą kulturalną, znakomitą kuchnią, fantastycznym klimatem, które w niczym nie ustępuje kurortom na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
Dla mnie to fascynujące, jak władze tego przecież niezamożnego państwa wspaniale rozwinęły ten region i to niemal bez pomocy funduszy zagranicznych. Mam nadzieję, że ta dramatyczna, wyniszczająca wojna, będzie miała choć ten pozytywny skutek, że świat, który zdecydowanie za późno zaczął interesować się Ukrainą, po wojnie nie zostawi jej samej sobie. Że znajdą się fundusze pomocowe na odbudowę zniszczonej infrastruktury i zrujnowanych zabytków. Zdaję sobie sprawę, że tu będzie potrzebny nowy Plan Marshalla, ale wierzę, że jak najwięcej państw, w tym Polska, zdecydują się w nim uczestniczyć.
Jolanta Banach - polska polityk, założycielka Stowarzyszenia Lepszy Gdańsk. W latach 1993-2005 była posłanką na Sejm RP z listy Demokratycznej Unii Kobiet i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Pełniła m.in. funkcję pełnomocnika rządu ds. rodziny i kobiet. W rządzie Leszka Millera była sekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, a później w Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej.
Sztuka podróżowania - DS7
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski