Rovaniemi. Polka o życiu w krainie św. Mikołaja

Wigilię zaczynają od śniadania. Jedzą owsiankę, oglądają bajkę i idą na cmentarz. Jak święta spędzają Finowie oraz o tym, jak żyje się niedaleko wioski św. Mikołaja w rozmowie z WP opowiada Asia Kocon, autorka bloga "Ostra Finka". Polka ma możliwość odwiedzania Mikołaja częściej niż raz w roku.

Wioska św. Mikołaja w Rovaniemi
Wioska św. Mikołaja w Rovaniemi
Źródło zdjęć: © 123RF | Rui Baiao
Karolina Laskowska

17.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 21:46

Karolina Laskowska: Jesteś szczęściarą. Mieszkasz blisko wioski św. Mikołaja. Jak to się stało, że znalazłaś się niedaleko północnego koła podbiegunowego?

Asia Kocon: W Finlandii znalazłam się zupełnie przypadkowo. Najpierw pojechałam do Turku. Wydawało mi się, że będą tu białe święta i prawdziwe zimy. Niestety, bardzo się rozczarowałam, bo pogoda była podobna jak w Polsce. Później pojechałam kilka razy do Rovaniemi. Może nie jest to najpiękniejsze miasto pod względem architektury, ale panuje tu świetny klimat, a ludzie są jeszcze milsi niż na południu kraju. Podjęłam decyzję o przeprowadzce. Tutaj mam zimy ze śniegiem, na których tak mi zależało.

Jako przewodniczka możesz polecić pewnie wiele atrakcji?

Tak, szczególnie te na dworze. Zimą są to wyprawy na skuterach i rakietach śnieżnych, a także przejażdżki zaprzęgami psów husky oraz reniferów. Czasem można podziwiać też zamarznięte wodospady i arktyczne zwierzęta lub łowić ryby z przerębla. Największe dziedzictwo Finlandii to przyroda, a ta w Laponii jest wyjątkowa, bo niezniszczona przez człowieka. Można odciąć się tu od pędzącego świata.

Popularnością cieszą się też "polowania" na zorzę polarną?

W Rovaniemi jest ona widoczna przez około 150 nocy w roku, najczęściej jesienią i późną zimą. Ale potrzeba czasem dużo szczęścia, żeby ją zobaczyć. Pogoda bywa tu zmienna. Przede wszystkim muszą być aktywne wiatry słoneczne i przejrzyste, ciemne niebo.

Przyznam szczerze, że po pierwszym ujrzeniu zorzy byłam zawiedziona. W folderach promocyjnych wygląda nieco inaczej. Spodziewałam się zjawiska będącego na wyciągnięcie ręki, przypominającego "złoty deszcz". Teraz już wiem, że była piękna i prawdziwa, a nie podkoloryzowana w programach graficznych. Czasem zorzy nie widać gołym okiem, ale można ją uchwycić przez obiektyw aparatu.

Turyści bywają zawiedzeni?

Miałam kiedyś zabawną sytuację z turystami z Włoch. Oglądaliśmy zorzę i robiliśmy jej zdjęcia. Nie uwierzyli mi do końca, że te małe, zielone plamki są tym, czego szukaliśmy. Moją wewnętrzną misją jest uprzedzanie ludzi wcześniej, czego mogą się spodziewać. Rzeczywiste zorze mogą być takie jak w reklamach, ale najczęściej tak nie wyglądają.

Główną atrakcją Laponii jest wioska św. Mikołaja. Jedni ją uwielbiają, a inni uważają, że jest zbyt komercyjna. A jak ty ją oceniasz?

Moje zdanie na ten temat się zmienia. Początkowo byłam sceptyczna wobec tego miejsca. Faktycznie, wioska jest bardzo komercyjna i dość mała, bo można ją zwiedzić w 2-3 godziny. Nie jest to Disneyland, po którym można chodzić przez tydzień.

Jednak trzeba przyznać, że św. Mikołaj robi duże wrażenie zarówno na dzieciach, jak i dorosłych. Samo przejście obok kufrów wypakowanych prezentami jest magiczne. Można spotkać elfy i renifery. Ciekawostką jest zegar do zmieniania czasu, żeby Mikołaj zdążył obskoczyć wszystkie dzieci na całym świecie. Te atrakcje są urocze i uważam, że warto je zobaczyć. Ale polecam też odwiedziny na pobliskich prawdziwych farmach, gdzie można prowadzić zaprzęgi psów husky i reniferów na dużo większym obszarze.

Brzmi cudownie.

I tak jest. Podzielę się też ciekawostką. Zaprzęg św. Mikołaja składa się tylko z samic reniferów, bo samce tracą na zimę swe poroża. Reniferowe "dziewczyny" zachowują je, podczas ciąży która przypada na czas zimowy, by chronić nowo narodzone dzieci.

W wiosce św. Mikołaja warto uroczyście przekroczyć linię północnego koła podbiegunowego i pójść na pocztę, gdzie znajduje się specjalna witryna z oznaczeniami krajów, z których przysłano listy. Dorośli mogą też wypić sobie drinka w lodowym kieliszku.

Wyścigi reniferowe to też jedne z nietypowych atrakcji. Na czym one polegają?

Wyglądają trochę podobnie do konnych. Jest arena i można również obstawiać zwycięzcę. Każdy renifer ma swojego dżokeja, a żeby nie było za łatwo, musi on ważyć chyba minimum 60 kg. Renifery są specjalnie trenowane do zawodów od ok. 3 r. ż. Zwykle są dosyć leniwymi zwierzętami i wolno się poruszają. A tak naprawdę mogą osiągnąć prędkość nawet do 80 km/h. Jedno okrążenie trwa kilkadziesiąt sekund. W kilku miastach w Laponii organizuje się coroczne wyścigi. Nie wiadomo, czy ta tradycja przetrwa, bo coraz mniej osób ma pozwolenie na hodowlę reniferów. Praca przy nich nie jest bowiem łatwa, mimo tego, że dużą część roku spędzają w lasach na wolności.

A jak Finowie przygotowują się do świąt Bożego Narodzenia?

Traktuje się je z dużym namaszczeniem. Nie tyle kościelnym, a bardziej zwyczajowym. To najważniejsze święto oprócz Juhannusa (nocy świętojańskiej). Przygotowania ruszyły już po Halloween. Choinka stoi więc od dawna. Prawie wszyscy mają w oknach świetlne ozdoby. Z jednej strony wprowadza to w świąteczny klimat, a z drugiej to metoda na uporanie się z ciemnością i "oświecenie" życia. Pijemy glögi i zajadamy się pierniczkami. To małe rzeczy, a cieszą. Finowie dość wcześnie obchodzą też pikkujoulu (małe święta). Można spotykać się wtedy ze znajomymi i grzać się w saunie lub siedzieć w jacuzzi. Wtedy też można upiec specjalną świąteczną szynkę.

Jak wyglądają już same święta?

Fińską wigilię rozpoczyna uroczyste śniadanie, które zaczyna się od dania podobnego do ryżowej owsianki z mlekiem, cynamonem, masłem i cukrem. Największym zaskoczeniem były dla mnie mięsne potrawy, bo w Polsce w ten dzień zwykle się ich nie jada.

Po śniadaniu bliscy wspólnie oglądają co roku tę samą świąteczną animację "Lumiukko" - o przyjaźni małego chłopca i bałwanka, z podkładem klasycznej muzyki. Później Finowie idą na cmentarz. Odwiedzają zmarłych częściej w wigilię niż we Wszystkich Świętych. Po powrocie do domu nadchodzi czas na świąteczną saunę. A potem wszyscy szykują się do kolacji i rozdania prezentów. Nie ma tutaj opłatka, sianka pod obrusem ani dwunastu potraw. Jedzenie niestety nie jest tak pyszne jak polskie. Finowie nie lubią próbować nowych smaków, np. mają jeden ulubiony ser pleśniowy (aurajuusto) i nie kupią żadnego innego. Rzadko też wyjeżdżają poza kraj. Czują się u siebie dobrze.

Czy pandemia koronawirusa może przeszkodzić Finom w tradycyjnych obchodach świąt?

Na razie trudno powiedzieć. W Wielkanoc był lockdown. Aktualnie nie mamy praktycznie żadnych ograniczeń, bo niewielu ludzi tutaj zachorowało, ale gęstość zaludnienia też jest niska. Trzeba przyznać, że Finowie z natury zachowują dużą przestrzeń osobistą, co też może ich teraz chronić. W Laponii nie mamy innych zaleceń oprócz noszenia maseczek w sklepach i dezynfekcji rąk. Póki co, granice pozostają zamknięte dla turystów. Co ciekawe, widziałam statystyki, według których 20 proc. Finów odczuło poprawę jakości życia w czasie wiosennego lockdownu.

Zamierzasz zostać tu na dłużej?

Na razie zostanę. Mój chłopak jest Finem. Zamierzamy tu mieszkać może nie na zawsze, ale chociaż do emerytury. Nie chcę teraz wracać ani do Polski, ani wyjeżdżać do innego kraju. Przeprowadzka do Rovaniemi absolutnie nie była w moich planach, lecz wyszła mi na dobre. Może Laponia nie jest bardzo turystycznym kierunkiem, ale warto ją odwiedzić choć raz w życiu. Jest tu naprawdę pięknie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)