Śmiertelne niebezpieczna moda w Tatrach. "Pół biedy, gdy dorośli robią idiotyczne rzeczy"
Kasprowy Wierch to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Tatrach. Dzięki kolejce linowej na wysokość niemal 2 tys. m n.p.m. może wjechać każdy, co niestety powoduje sporo problemów. Podczas tegorocznej zimy turyści przechodzą samych siebie. "Niedługo może dojść do tragedii" - ostrzega Krzysztof Baraniak, założyciel popularnego "Tatromaniaka" po tym, jak turystka zjeżdżająca z Suchej Przełęczy nie wyhamowała i spadła do Kotła Gąsienicowego.
O niebezpiecznej "modzie" na Kasprowym Wierchu pisaliśmy już kilkukrotnie. Turyści, nie zdając sobie sprawy z zagrożeń, coraz częściej próbują zjeżdżać z Suchej Przełęczy np. na jabłuszkach.
Nieodpowiedzialne zachowanie turystów na Kasprowym
W styczniu do sieci trafiło wideo, na którym widać turystkę zjeżdżającą dla zabawy na pupie. Krótkie nagranie pokazuje, jak kobieta szybko nabiera prędkości i traci panowanie nad swoim ciałem, wpadając na inną turystkę. Choć wideo wyglądało przerażająco, ostatecznie nikt nie ucierpiał.
20 lutego doszło do kolejnego groźnego wypadku, który mógł zakończyć się tragicznie. Tym razem turystka zjeżdżająca z Suchej Przełęczy nie była w stanie wyhamować i spadła do Kotła Gąsienicowego. Kobieta została zabrana przez TOPR do szpitala, a konsekwencją zjazdu są złamane żebra i obrażenia wewnętrzne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ceny w Tatrach. "Górnej granicy nie ma"
Głos w sprawie zdecydował się zabrać Krzysztof Baraniak, założyciel i jedyny prowadzący portalu Tatromaniak, który na Facebooku zgromadził ponad 650 tys. obserwatorów.
"Dziś doszło do groźnego wypadku, niedługo może dojść do jeszcze większej tragedii. Niestety, każdego dnia wielu turystów zachowuje się na Kasprowym, tak jak na górce w parku miejskim. Wwożą na szczyt sanki, jabłuszka i jakby nigdy nic radośnie zjeżdżają w kierunku Suchej Przełęczy. Przy odrobinie pecha taki zjazd może zakończyć się w Dolinie Gąsienicowej lub po drugiej stronie - w Dolinie Cichej" - napisał w poście na Facebooku.
Dodał, że obecnie panują trudne warunki - śnieg jest twardy, w wielu miejscach występują oblodzenia, nierówności terenu, więc nietrudno stracić kontrolę i nie wyhamować dokładnie tam, gdzie się chce.
"I pół biedy, kiedy dorośli robią idiotyczne rzeczy. Ale totalnie nieświadomi potencjalnego niebezpieczeństwa dopingują do tego dzieci. Drodzy turyści - dzięki kolejce linowej na Kasprowy Wierch możecie łatwo dostać się w partie szczytowe, zobaczyć, jak wygląda zima w górach, podziwiać piękne widoki. Ale to NIE JEST miejsce na sanki, jabłuszka czy inne zabawy. Miejcie wyobraźnię, a przede wszystkim nie narażajcie niczego nieświadomych dzieci" - zakończył Baraniak, prosząc o udostępnienie apelu.
Czytaj także: Ferie w Zakopanem. Tak spędziłam dzień w paszczy lwa
Nawet kilkaset osób na szczycie
- Takie osoby stwarzają przede wszystkim zagrożenie dla innych - przyznaje Marcin Strączek-Helios, leśniczy obwodu ochronnego Kuźnice. - Szybko nabierają prędkości i są dużym niebezpieczeństwem dla każdego, kto znajdzie się na ich drodze. A tych osób na Kasprowym potrafi być naprawdę sporo. W słoneczne dni na szczycie może przebywać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset osób - podkreśla.
Leśniczy dodaje, że nieodpowiedzialni turyści zazwyczaj wyhamowują na śniegu, ale po drodze mogą zahaczyć o skały, więc zabawa szybko i dla nich samych może skończyć się tragedią.
- Turystów, którzy wpadają na pomysł takiej niebezpiecznej zabawy jest niestety sporo - przyznaje Strączek-Helios.
Dodaje, że warto przytoczyć historię sprzed niespełna 20 lat, gdy dziecko nie przeżyło upadku z Kasprowego. W marcu 2005 r. sześciolatek spacerował z rodziną w okolicy Obserwatorium Meteorologicznego. Najprawdopodobniej poślizgnął się na oblodzonym szlaku i przeleciał przez rozwieszone tam liny zabezpieczające. Nie był to pierwszy tego typu przypadek w rejonie Kasprowego Wierchu. Kilka lat wcześniej w identycznych okolicznościach zginął dziewięciolatek.