Spadł z Rysów, cudem uniknął śmierci. Dziś ostrzega innych
To miał był przyjemny weekendowy wypad w Tatry Wysokie ze znajomymi. Michał mało co nie przypłacił go życiem. Choć był dobrze przygotowany, a warunki do wspinaczki niemal idealne, wystarczył jeden niefortunny krok, by runął kilkaset metrów w dół. Teraz ostrzega innych.
30.10.2017 | aktual.: 08.03.2019 14:31
Michał wybrał się w Tatry kilka tygodni temu. Pogoda była piękna, warunki na górskie wyprawy idealne, razem ze znajomymi postanowił więc wejść na Rysy. Wyposażony był w raki, odpowiednie buty, zatem podejście od słowackiej strony nie nastręczyło żadnych trudności. W drodze powrotnej zdarzyło się jednak coś, czego mężczyzna nie zapomni do końca życia.
Tuż za fragmentem z łańcuchami, kilkanaście metrów poniżej szczytu, Michał źle postawił stopę i z całym impetem pokoziołkował w dół. Jak opisuje na swoim profilu na Facebooku, gdzie podzielił się swą historią, "leciał" ok. 20-30 sek. - Wyleciałem w powietrze i uderzyłem kręgosłupem i potylicą w pionową ścianę" - pisze. Wspomina pięć "fikołków", które zrobił z ciężkim plecakiem po wybiciu z kolejnych skał, uderzenia w kolejne ściany, bezskuteczne próby wyhamowania, które kończył się jeszcze bardziej dotkliwymi wyrzuceniami w powietrze.
"Chwilę wcześniej byłem przekonany, że to koniec. Ze ściany spadłem ponownie głową w dół. Twarzą uderzyłem w lód. Nie miałem już przy sobie nic za wyjątkiem jednej rękawiczki... Mimo to wbiłem się z całej siły rakami i gołymi palcami w śnieg, przycisnąłem nawet brzuch i klatkę do zbocza, modląc się, że może to cokolwiek da. Choć logicznie nie powinno dać nic. I... zatrzymałem się" – opisuje Michał.
Ale to wcale jeszcze nie był koniec przygody. Mocno poturbowany mężczyzna (noga i nadgarstek niesprawne, krew lejąca się z pokaleczonej dłoni), zatrzymał się na przełomie żlebu, w cieniu nawisu skalnego. "Na szlaku na Rysy po polskiej stronie bardzo szybko robi się oblodzenie. Zwłaszcza przy zachodzie słońca, które topi śnieg na (jeszcze oświetlonym) szczycie i ta woda po prostu spływa na dół, zamarzając w miejscach, gdzie już jest cień" – wyjaśnia Michał. I dalej: "Śnieg już powoli zamieniał się w firn. Pod jego kruchą warstwą po skałach spływała woda. Więc to wszystko kompletnie się siebie nie trzymało. Opierając cały ciężar ciała na czubkach jednej nogi i na jednej ręce, dodatkowo przeciążałem i tak niestabilne zbocze. Lód topił się pod ciepłem mojej gołej ręki i wszystko po kawałku zaczynało zjeżdżać".
Sytuacja wyglądała naprawdę paskudnie. Michałowi pomógł przetrwać znajomy, który zszedł do niego z góry z czekanem. Asekurując kolegę, zaczekał z nim na ratunek. A nie było to czekanie krótkie. Wezwanie TOPR-u okazało się trudniejsze, niż można by się spodziewać W miejscu, w którym wylądował turysta, nie było bowiem zasięgu. Ratowników wezwała dopiero koleżanka (pech chciał, że miała niesprawny telefon), a przylot śmigłowca się opóźnił, bo – jak opisuje Michał – "następnego dnia okazało się, że w tym samym czasie TOPR wzywała turystka na Orlej Perci, która poszła sobie w sportowym obuwiu i >>zapomniała<< zabrać raki, czekan, potrzebne rzeczy".
Mężczyzna tłumaczy, że w plecaku miał folię NRC, grubą puchówkę, drugi polar, zimowy śpiwór puchowy, karimatę, nawet sporo jedzenia i termos z gorącą herbatą, jednak na nic się to zdało, bo plecak wylądował zupełnie gdzie indziej niż jego właściciel. Na szczęście pomoc przybyła przed zapadnięciem zmroku.
Michał został ocalony, jednak postanowił opisać swoje doświadczenie, by stało się ono przestrogą dla wszystkich. Góry są niebezpieczne – przypomina w swoim tekście – i nigdy nie należy o tym zapominać - mogą stanowić śmiertelne zagrożenie nie tylko, gdy istnieje zagrożenie lawinowe i w innych trudnych warunkach pogodowych. Także przy dobrej pogodzie, zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa i odpowiednim sprzęcie coś może pójść nie tak.
"Pamiętajcie, że żadne pianki termiczne, puchówki czy inne cuda za parę tysięcy złotych nie uratują was w górach! Często są niezbędne żeby przeżyć, ale czasem możecie znaleźć się unieruchomieni, w (…) w miejscu (wydawałoby się prostym) takim jak ja, gdzie nawet nie będziecie mogli z nich skorzystać... Nie liczcie, że jak coś się stanie, to śmigłowiec przyleci w ciągu 15 min. – często NIE PRZYLECI! W wyższych partiach raki, czekan i dobry sprzęt obowiązkowe. Od teraz dla mnie również kask i podręczna lina. I przede wszystkim NIGDY NIE CHODŹCIE SAMI" – apeluje turysta.
Kupujesz głównie w internecie? Koniecznie zajrzyj na stronę Groupon kody rabatowe.