Stara Planina zaczyna się w Serbii
Sasza przyłożył kieliszek do ust. „Dzisiaj nie zdążę otworzyć sklepu przed siódmą” – pomyślał. Ociężale zdjął gumowe buty. Przepoconą i pełną źdźbeł koszulkę cisnął w kąt. „Czy te sianokosy nigdy się nie skończą?” – zastanawiał się przez chwilkę. Usiadł na ganku i wlał sobie kolejny kieliszek.
24.02.2009 | aktual.: 26.10.2016 15:02
| |
| (fot. Argymir Iwicki/Globtroter) | |
– „Cała wieś uważa mnie za alkoholika. Ale to tylko zazdrość. Nie piją, bo nie mogą już na wątroby. A moja jest najmłodsza we wsi, czterdzieści wiosen będę miał dopiero za dwa lata”!
Sasza zawsze miał drobne usprawiedliwienie na każdą okazję.
|
| --- |
| (fot. Argymir Iwicki/Globtroter) | Pierwsza w sklepie zjawiła się stara Slobodanka Mijič. Przyszła po czekoladę. Jutro rano przyjeżdża do niej wnuczka z odległego o 30 km Pirotu. To święto! Dzieci zjawiają się w Topli Do tylko na wakacje. No i czasem na pogrzeby dziadków. Przez większą część roku staruszkowie z wioski wciśniętej w staroplanińską dolinę nie wiedzą co to gwar dzieci. Szkołę w Topli Do zamknięto w 1986 r., bo nie było już we wsi małych mieszkańców. Jeszcze w latach siedemdziesiątych w trzech salach uczyło się kilkudziesięcioro dzieci. Potem cała młodzież ruszyła do miasta. Nikt nie chciał paść krów. Nawet żołnierze opuścili Topli Do odkąd sąsiednia Bułgaria wstąpiła do NATO, a granicy trzeba było pilnować od strony Bośni. W dawnej szkole do dzisiaj jeszcze straszą malunki z internacjonalistyczną propagandą. Eskimos, Chińczyk i Serb trzymają się połączeni we wspólnym tańcu. Nie ma już Jugosławii, nie ma już kto patrzeć na przyjaźń między narodami.
Sasza sprzedał czekoladę. Do chłodziarki włożył kilka butelek Zaječarsko. – „Jak Petar będzie wracał z gór, to będzie chciał się napić zimnego piwa”.
Właściciel sklepiku musi znać przyzwyczajenia swoich klientów. Słońce powoli zachodziło nad Babin Zubem.
– „Ech, dawno tam nie byłem. Za dzieciaka nieraz się skakało po skałkach. Potem okazało się, że paśliśmy krowy na najwyższej górze w Serbii! Wszystko przez Kosowo. Albańczycy zabrali nam nie tylko naszą historię, ale i najwyższy szczyt, Daravicę. Siedemset lat historii i czterysta metrów góry”.
Sasza chciał jeszcze pogadać ze Slobodanką, ale ta już pobiegła piec chleb dla wnuków. Potem w sklepie zjawił się Stefani Jovanovič. Osiołka uwiązał do gwoździa po rynnie. – „Turyści przyjechali do Topli Do”! – rzucił do sprzedawcy i od razu zapachniało sensacją.
– „Gdzie oni będą mieszkać? Przecież u nas nie ma żadnego hotelu. A Najde Jandrič niby wynajmuje pokoje, ale mieszka w Pirocie, to i tak się nie ma jak z nim skontaktować”.
Stefani przyniósł więcej wieści.
– „Przyjechali turyści z Polski, chodzili po wsi, szukali domowego chleba i sera”!
– „Po co komu zwykły chleb? W piekarni w Pirocie robią przecież lepszy. Szkoda że nie ma komu go do nas przywieźć. Latem jedzie się po tych serpentynach godzinę, a zimą to tylko czołgiem można dojechać do Topli Do”. – Sasza miał już kilka lat temu opracowany biznesplan na rozwój swego interesu.
– „Ci turyści mogliby pójść nad wodospad Pilj. To nasz drugi co wysokości wodospad. Ma 66 m i ma tylko kilka metrów mniej od największego w parku Kopaonik”
– Stefani znał ciekawostki z okolicy, bo gdy był uczniem pomagał nauczycielowi geografii rozkładać mapy.
– „Nigdzie nie dojdą. Tam nie da się trafić. Widziałem mapę Starej Planiny. Niby jest zaznaczony szlak do wodospadu, ale nie ma żadnej ścieżki. Pobłądzić można, bo od głównej drogi trzeba iść jeszcze ze dwa kilometry.” – Sasza realnie ocenił możliwość wycieczki.
|
| --- |
| (fot. Argymir Iwicki/Globtroter) | Do sklepu przyszła Zagorka Tošič po napój pomarańczowy. „Starzy ludzie lubią słodkie” – pomyślał Sasza. Kobiecina przychodzi do niego każdego wieczora. Kupuje dwulitrową, plastikową butlę napoju z płynem o smaku tropików. Po wsi rozpowiada, jak dobrze udało się jej wychować dzieci. Syn jest kierowcą. Ma żonę w Belgradzie, ale mieszka i pracuje w Wiedniu. Za zaoszczędzone pieniądze kupił już mercedesa! Córka skończyła medycynę. Sasza wie, że Milka jest zwykłą masażystką i prostuje ludziom kręgi w jakimś sanatorium. Ale Zagorka i tak ma lepiej niż Nikola Nikolič. Staruszek chodzi nad Toplodanski Potok paść kozy. Całe dnie spędza nad rzeką. Do nikogo się nie odzywa. Na ostatnich wojnach stracił dwóch synów. Pierwszego w 1999 r. podczas nalotu wojsk NATO na Belgrad. Drugiego zabili trzy lata temu Albańczycy w Kosowie. Odtąd staruszek zdziwaczał. Wariuje też reszta mieszkańców. Zostało ich siedemdziesięciu. Bo Topli Do to wieś starych ludzi. Niedługo Sasza nie będzie miał komu
sprzedawać konserw, czekolad i oleju. Zaraz po II Wojnie Światowej było nawet siedmiuset. Cmentarzyk nad wioską jest już pełen. Powoli nie ma też kto częstować zmarłych w czterdziestym dniu po pogrzebie. Deska z nekrologami w centrum wsi nigdy nie jest pusta. Nie ma młodych. A gdy ich nie ma, starzy chcą tylko rozmawiać o śmierci.
_ Tekst i zdjęcia: Argymir Iwicki Źródło: Globtroter _