Szafszawan. Błękitna, surrealistyczna perła Maroka
Błękitne są nie tylko fasady domów, ale całe uliczki. Ba, żeby tylko błękitne - mienią się przeróżnymi odcieniami niebieskiego. Jeżeli ktoś widział kiedyś na Instagramie zdjęcia z Szafszawan i zastanawia się, czy miasteczko naprawdę wygląda tak odlotowo, to ja potwierdzam!
To żaden instagramowy filtr, żadna fotoszopowa sztuczka. Szafszawan zasłużenie dzierży miano "Błękitnej Perły" i z pewnością jest miejscem, którego w podróży po Maroku nie powinno się pominąć.
Autobusem lub taksówką, niedrogo
Jak tam dojechać? Niełatwo. Nie leży po drodze do żadnego większego miasta, do żadnej innej turystycznej atrakcji, tylko wysoko w górach Rif na północy Maroka - w najdalej na północny zachód wysuniętym paśmie Atlasu. Trzeba więc zaplanować sobie podróż tam jako oddzielną atrakcję. I to zaplanować z wyprzedzeniem, bo kameralny Szafszawan bije rekordy popularności wśród turystów.
My wybieraliśmy się do niego z Tangeru, w którym spędzaliśmy zaledwie parę dni i gdy wczesnym rankiem dotarliśmy na dworzec autobusowy linii CTM (wygodnych, klimatyzowanych, nowoczesnych autokarów), okazało się, że wszystkie bilety na kursy tego dnia do Szafszawan są już zarezerwowane (kursów jest tylko parę).
Zobacz też: Atrakcje Maroka
Co robić? Spokojnie, Marokańczycy są na wszystko przygotowani. Zawiedzionych miłośników błękitu zgarniają z dworca CTM taksówkarze, pakują do swoich aut i wiozą na lśniący nowością dworzec na oddalonym osiedlu Kaznaja na obrzeżach Tangeru (jeśli zbierze się czteroosobowa grupa, taksówka kosztuje tylko 6 zł od osoby; trzeba tylko pakować się do niebieskich tzw. petit taxi, które są tańsze).
Nowy dworzec otwarto w listopadzie 2019 r. i wciąż niewielu podróżujących do Maroka o nim wie. Jeżdżą z niego autobusy zwykłe, takie, jakimi przemieszczają się sami Marokańczycy, czyli o standardzie o wiele niższym niż CTM, ale cena ich jest zachęcająca - 16 zł za bilet z Tangeru do Szafszawan (przesiadka w Tetuan i przyjazne zagadywanie miejscowych - gratis). Jeśli przegapicie wszystkie autobusy, pozostaje ratować się zebraniem grupy na taksówkę (koszt wyniesie niecałe 40 zł od osoby przy czwórce pasażerów), a kierowca dowiezie na miejsce.
Naciesz oczy, szukaj ukojenia w górach
Droga do Szafszawan wiedzie górskimi serpentynami i kończy się w mieście położonym na zboczach gór, zaskakująco oznaczonym: Al-Ujun. Tak, to tutaj. To również obowiązująca nazwa "Błękitnej Perły". Mieszka tu ponad 40 tys. osób i przygotowana jest cała infrastruktura turystyczna - od hoteli, riadów i hosteli, przez knajpy, po sklepy z pamiątkami albo przepięknymi wyrobami rzemiosła z drewna lub skóry (lampy, tkaniny, lustra w rzeźbionych ramach są niepowtarzalne - można tu zostawić fortunę, zresztą jak na wszystkich marokańskich soukach).
Miasteczko ma specyficzny mikroklimat, rześkie powietrze dające wytchnienie od letnich upałów. Nocami temperatura, jak to w górach, znacznie spada, więc warto zaopatrzyć się w bluzę. My byliśmy w Szafszawan na koniec grudnia i w dzień temperatura dochodziła do 20 stopni, przy pięknym słońcu, ale warto pamiętać, że zimy na północy Maroka bywają mokre. Jednak przez większą część roku Szafszawan i jego okolice są idealne do zwiedzania. Ci, którzy zostają tu na dłużej niż jeden dzień, wybierają się na trekking po parku narodowym Talassemtane.
Tak poetycko zachęca do odwiedzenia tych okolic marokańska organizacja turystyczna na swojej stronie: "W samym sercu 150 000 akrów masywu górskiego i jego cedrowych, jodłowych oraz sosnowych lasów miłośnicy wędrówek będą zaskoczeni różnorodnością szlaków prowadzących do Kelaa, góry Tissouka, Akchour lub Azilane. Każde kolejne miejsce jest jeszcze bardziej urokliwe niż poprzednie. Twoje oczy zabłyszczą, gdy spojrzysz na słynny Most Boga (Pont de Dieu) - naturalny most skalny o wysokości 25 metrów, znajdujący się w pobliżu Akchour. Szukaj ukojenia w muzyce granej przez wodospady otaczające meczet Cherafat albo po prostu naciesz się źródłami Ras el-Maa i jaskinią Toughoubit".
Ci, którzy lubią tylko pospacerować, też znajdą coś dla siebie - choćby ruiny hiszpańskiego meczetu na wzgórzu tuż nad Szafszawan, z zachowanym minaretem i rozciągającą się stamtąd piękną panoramą.
W niebieskim labiryncie
Najpiękniejsza jest stara część miasta, medyna - to ona jest konsekwentnie błękitna. Wchodzi się do niej jedną z kilku bram. Szafszawan został założony w roku 1471 przez Mulaja Ali ben Raszida jako baza wypadowa do ataków na Portugalczyków w Ceucie.
W kolejnych wiekach licznie przybywali tu Żydzi i muzułmańscy uchodźcy ze zdobytych przez Hiszpanów południowych terenów Półwyspu Iberyjskiego. Był taki moment w dziejach, kiedy miasto było ośrodkiem na wpół niepodległego emiratu, a aż do zdobycia go przez Hiszpanów w 1920 roku było niedostępne dla chrześcijan. Przetrwała w nim społeczność żydowska, która przez kilkaset lat pielęgnowała swój dawny, średniowieczny język kastylijski. Jedna z teorii - tych bardziej romantycznych - dotyczących pomalowania miasteczka na niebiesko głosi, że to właśnie żydowscy uchodźcy tak zdobili swe domy, by przypomniały im o istnieniu nieba, Boga, dawały nadzieję na lepsze jutro. Z kolei ta prozaiczna dowodzi, że kolor niebieski świetnie odstrasza muchy i komary. Tak czy inaczej, tradycja kultywowana jest do dziś. Zresztą w Maroku każde miasto ma swój kolor, dla przykładu Marrakesz jest różowy.
W medynie trzeba się po prostu zgubić, wałęsając po krętych, wąskich uliczkach, znienacka wychodzących na malownicze place z fontannami zasilanymi wodą z górskich źródełek, rzeczywiście przypominające Andaluzję. Zwróćcie uwagę na miękką, falistą linię domów (przez nakładanie licznych warstw farby), zajrzyjcie do warsztatu rzemieślniczego - przy odrobinie szczęścia jakiś mieszkaniec Szafszawan odsłoni przed wami tajniki swojej sztuki. A mają co opowiadać!
- Cały świat tu przyjeżdżał w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. I Europa, i Ameryka. Sam byłem hippisem, do dziś uwielbiam słuchać Joan Baez - snuł swoją opowieść artysta malarz w sile wieku, z którym zasiedzieliśmy się w jednym z błękitnych zaułków na drodze do kazby - wybudowanej w XVII wieku fortecy.
Stamtąd już tylko krok do głównego placu miasta Uta el-Hammam czyli Placu Gołębiego z Wielkim Meczetem, ocienionego koronami drzew i otoczonego piętrowymi knajpkami z tarasami. Można tu odpocząć, wypić miętową słodką herbatę lub zjeść posiłek. Nie jest drogo. Za miseczkę warzywnej marokańskiej zupy harira i warzywny tajine (typowe marokańskie danie w stożkowym naczyniu) zapłacimy 20-30 zł. Szafszawan słynnie też z marokańskiego haszyszu, uprawianego w okolicznych górach i oferowanego często w pobliżu knajp, właściwie na każdym kroku.
Medynę można zwiedzać też wieczorem, zapuścić się w labirynt uliczek. Gdy słońce zachodzi, budzą się i wychodzą na łowy rozleniwione koty, a zakapturzone postaci dodają miasteczku surrealistycznego czaru, wszystkie odcienie błękitu lśnią księżycowo.