Maroko. Polka opowiada o sytuacji w Marrakeszu: "Nastała wielka pustka"
W Maroku obostrzenia związane z pandemią koronawirusa są radykalne. Wprowadzona została godzina policyjna, a wyjście z domu bez maseczki jest karane więzieniem. - Mogę wyjść jedynie w obrębie swojej dzielnicy zamieszkania po jedzenie - opowiada Katarzyna Ławrynowicz, autorka bloga "U mnie w Marrakeszu".
18.05.2020 | aktual.: 05.10.2020 08:30
W Maroku dotychczas odnotowano 6870 przypadków zarażenia koronawirusem. Najwięcej, bo ponad 2000 w Casablance. Drugi na liście jest Marrakesz. Wyleczonych jest już 3660 osób. Obostrzenia w tym arabskim kraju są jednak wciąż bardzo restrykcyjne. Mieszkańcy nie mogą wychodzić z domów, a wieczorami obowiązuje godzina policyjna.
Anna Jastrzębska: Zakaz wychodzenia z domu to na pewno nie jest sytuacja komfortowa. Czego brakuje ci najbardziej?
Katarzyna Ławrynowicz: W Maroku mamy bardzo surową kwarantannę, co oznacza, że od 20 marca nie wyszłam nigdzie i co najmniej do 20 maja ten stan wyjątkowy będzie utrzymany. Mogę wyjść jedynie w obrębie swojej dzielnicy zamieszkania po jedzenie. Jedna osoba w domu została upoważniona dokumentem do wyjść poza obszar dzielnicy – w razie konieczności zakupienia czy załatwienia czegoś. Bardzo gęsto w całym mieście rozstawione są policja oraz wojsko, które kontrolują ludzi…
Najbardziej brakuje mi przyrody i ogrodów, więc jak tylko będzie to mozliwe, to w pierwszej kolejności moje kroki skieruję w stronę natury. Może wypad do okolicznych gór Atlasu? Choć sam Marrakesz też posiada liczne zielone oazy, które kocham.
Czytałam, że od 7 kwietnia w Maroku wyjście z domu bez maseczki jest karane więzieniem. Jak to wygląda w rzeczywistości?
Dokładnie tak jest! Dla wielu, którzy nie znają Maroka zbyt dobrze, to wielkie zaskoczenie, że nagle wszystko tutaj jest tak restrykcyjnie respektowane. Marokańskie służby, jeśli wydane jest im polecenie z góry, naprawdę potrafią wprowadzić niezwykły porządek (widywałam ich w akcji np. podczas szczytu klimatycznego ONZ – COP22 czy FIFA Club World Cup w 2014 r. i wiem, co mówię)!
Jakie są nastroje społeczne?
Niektórzy są przestraszeni możliwością zachorowania, większość rozumie już powagę sytuacji. Myślę jednak, że konieczna była obecność wojska i policji do początkowego zdyscyplinowania ludzi. Teraz mają już coraz mniej pracy. Wielu Marokańczyków jest dumnych, że państwo potrafiło tak szybko i zdecydowanie zareagować oraz zmobilizować środki, by wesprzeć mieszkańców, w tych także tych najbiedniejszych.
W twojej opinii marokański rząd dobrze odpowiedział na pandemię?
Państwo w tej kryzysowej sytuacji zajęło się tym, by ludzie otrzymali wsparcie finansowe (bo trzeba pamiętać, że wiele osób tutaj nie ma stałego dochodu, oszczędności, często pracuje na czarno), by żywność i maseczki były dostępne w przystępnej, stałej cenie. Przeprowadzana jest (w Marrakeszu już kilkukrotnie) dezynfekcja miast… Utworzone zostało nawet specjalne konto, na które środki wpłacił najpierw król Maroka, a następnie rząd, najbogatsze firmy czy biznesmeni. Naprawdę Maroko udźwignęło tę sytuację i udźwignęło ją solidarnością.
Marokańczycy znajdują jakieś sposoby na zjednoczenie się w czasie społecznej izolacji?
Tak naprawdę Marokańczycy zawsze tworzą wspólnoty i sobie pomagają, więc wirus pod tym względem niczego nie zmienił. Tutaj większość ludzi nadal żyje blisko siebie, bo wspólnota na co dzień umożliwia przetrwanie jednostki. Starsi ludzie bardzo rzadko mieszkają sami, to wręcz niespotykane! Sąsiedzi są w bardzo bliskich relacjach.
Z Marrakeszu pamiętam przede wszystkim tłumy ludzi. Jak obecnie wygląda miasto?
Obecnie nastała wielka pustka – aż trudna do wyobrażenia sobie, jeśli ktoś był w Marrakeszu i widział to miasto od rana do późnej nocy tętniące życiem. Zamknięte jest wszystko oprócz sklepów spożywczych, aptek, banków czy stacji paliw – a i te zamykane są przed godz. 18, gdy nastaje godzina policyjna. Mieszkańcy jednak ogólnie mają skrytą głęboko w sobie elastyczność i akceptację tego, co się wydarza. W większości potrafią także bez trudu przejść na tryb bardziej pasywnego życia, który trwa chociażby podczas letnich upałów.
I Ramadanu?
Tak, na pewno. Ramadan sam w sobie jest swoistą pauzą od świata zewnętrznego. Ten miesiąc jest monotonny, bo skoncentrowany na ścisłym poście od wschodu do zachodu słońca (nie je się i nie pije), więc nawet jeśli wszystko jest otwarte, nie ma się ochoty na wyjścia i ogranicza się je do minimum. Po zjedzeniu pierwszego posiłku o zachodzie słońca i chwili oddechu zaczynają się wieczorne/nocne modlitwy, po czym czas na sen i wszystko zaczyna się od początku – i tak przez 30 dni. Mam wrażenie, że społeczeństwa, gdzie takie duchowe praktyki nadal są żywe, zupełnie inaczej radzą sobie w momencie kwarantanny. Np. w buddyzmie praktykuje się odosobnienia – koreańskie kyol che może trwać nawet 90 dni, w trakcie których nie ma wyjść, są tylko medytacje, śpiewy, proste codzienne prace: sprzątanie, gotowanie i sen. To wszystko ma pomóc człowiekowi wyjść poza swoje uwarunkowania, przyzwyczajenia, opinie, słabości.
A jak to jest – spędzać 24 godziny na dobę z marokańskimi teściami?
Z teściami mam bardzo dobry kontakt. Gdy wyszłam za mąż, przez pierwsze 3 lata mieszkaliśmy z mężem u nich w domu. Nadal mam tu pokój z moimi rzeczami. To właśnie dzięki temu, że na początku spędzałam z rodziną całe dnie, a oni nie znają żadnego innego języka, nauczyłam się marokańskiego dialektu języka arabskiego. Weszłam w tutejsze życie, poznając je dogłębnie i stając się członkiem lokalnej społeczności. Sama podjęłam decyzję, że na czas kwarantanny przeniosę się do teściów. Tak naprawdę żyję na dwa, a raczej trzy domy (trzeci jest w Polsce). Wszędzie są moje rzeczy i kawałek życia.
Obawiasz się, że tego polskiego domu nie zobaczysz prędko?
Mam nadal ogromną nadzieję, że wkrótce spotkam się z bliskimi w Polsce. W zaistniałej sytuacji ciężko cokolwiek planować, ale gdy tylko granice zostaną otwarte a loty wznowione, od razu kupię bilety, by spędzić lato w Polsce, jak to zwykłam robić co roku. Moja córka Leila tęskni za dziadkami, a oni za nią, więc zawsze spędzamy całe dwa letnie miesiące w Polsce. Bardzo mi zależy, by córka znała obydwa państwa, ich tradycje, kultury, języki. Od pierwszych dni swojego życia żyje tak naprawdę w tych dwóch światach równolegle i korzysta z ich różnorodności.
Katarzyna Ławrynowicz
Od 2011 r. mieszka w Marrakeszu na stałe, żyje w tradycyjnej dzielnicy miasta, wśród "zwykłych" Marokańczyków. Autorka bloga "U mnie w Marrakeszu" oraz przewodnika Pascal "Marrakesz". Z pasji oprowadza Polaków po mieście. Z wykształcenia artysta plastyk oraz współtwórca rodzinnego biznesu– manufaktury naturalnych kosmetyków, olei organicznych i sklepu Arganie.