Tajemnicza "wyspa umarłych". Naukowcy dokonali na niej kolejnego odkrycia
Wyspa Beacon jest jedną z najbardziej tajemniczych spośród dziesiątek, okalających wybrzeża Australii. Naukowcy znaleźli na niej zbiorowy grób holenderskich pasażerów. Prawdopodobnie padli ofiarą kupca, chcącego stworzyć swoje własne królestwo. Jednak część szkieletów ludzkich nie należy do przybyszy z Europy. Badacze dotychczas sądzili, że przed rozbitkami nikt tu wcześniej nie mieszkał.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Dokładnie 27 października 1628 r. statek "Batavia" wypłynął z portu na wyspie Texel w Holandii w kierunku Batavii, czyli obecnej Dżakarty. To była ogromna wyprawa. Na pokładzie znajdowały się tony ładunków i ok. 350 pasażerów. Morskiego giganta konwojowało 7 mniejszych statków.
Kilkumiesięczna podróż mogłaby minąć bez większych ekscesów, jednak François Pelsaert, stojący na czele wyprawy, zaczął podejrzewać skippera Adriaena Jacobsza o chęć przejęcia statku. Gdy Pelsaert zachorował na gorączkę, skipper skorzystał z okazji i zboczył z kursu. W nocy z 3 na 4 czerwca 1629 r. statek wpłynął na rafę, ok. 50 km od zachodniego wybrzeża Australii.
Większość osób przeżyła i zostałli zabranych przez jeden z konwojujących statków na pobliską wysepkę. Mieli na niej oczekiwać, aż Jacobsz, Pelsaert oraz część załogi wrócą z Batavii. Zarówno jedni i drudzy mieli spore zapasy prowiantu, które udało się zabrać z tonącego statku.
Grupą ok. 250 osób na wyspie Beacon kierował kupiec Jeronimus Cornelisz. Jednak władza uderzyła mu do głowy i szybko stwierdził, że chce założyć nowe królestwo. Aby podporządkować sobie ocalałych, obmyślił plan. Zebrał grupę najsilniejszych mężczyzn i popłynął z nimi łódką na pobliską wyspę w poszukiwaniu wody pitnej i prowiantu. Tam ich zostawił i wrócił z powrotem, skazując ich niemal na pewną śmierć.
Gdy wrócił, na jego rozkaz lojalni zwolennicy zabijali każdego, kto jego zdaniem stwarzał zagrożenie. Łącznie na jego rozkaz zostało zabitych co najmniej 110 mężczyzn, kobiet i dzieci. Okazało się, że żołnierze pozostawieni na sąsiedniej wyspie przeżyli, ponieważ była na niej zarówno woda zdatna do picia, jak i pokarm. Gdy Cornelisz dowiedział się o tym, postanowił ich zaatakować. Ci jednak nie darowali mu tego, co zrobił. Zabili samozwańczego króla i jego poddanych.
Miejsce rozbicia statku zostało znalezione w 1963 r., a dopiero kilka lat temu zaczęto szukać ładunków i szczątków ludzi. Od 2014 r. znaleziono dopiero 10 szkieletów. Okazuje się, że sposób ich pochówku oraz ślady na kościach świadczą, że byli torturowani przed śmiercią i, jak podkreślają naukowcy z Uniwersytetu w Amsterdamie oraz Uniwersytetu Australii Zachodniej, mordercy musiało to sprawiać dużo satysfakcji.
Co ciekawe, badanie izotopowe, pozwalające ustalić skąd pochodzą zmarli, pokazuje, że część z nich nie pochodziła z Holandii. Z drugiej strony badacze są niemal pewni, że nikt wcześniej nie mógł żyć na wyspie Beacon. Chociażby dlatego, że nie ma na niej żywności w postaci zwierząt i jadalnej roślinności. Odpowiedzi na to, co dokładnie wydarzyło się na wyspie i gdzie znajduje się reszta szkieletów, naukowcy będą starali się dalej szukać. Jedno nie ulega wątpliwości – działy się na niej straszne rzeczy.
Zobacz też: Oto największy wycieczkowiec na Pacyfiku
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.