Tatry. Niepełnosprawny zawstydził turystów. "Niemożliwe nie istnieje"
Tomek Ryś cierpi na porażenie czterokończynowe. Porusza się przy pomocy balkonika, jednak nie powstrzymało go to przed spełnieniem marzenia, jakim było samodzielne wejście na Morskie Oko i zejście z niego. - Mój organizm zaczął się konkretnie buntować, a ciało przestawało współpracować - mówi w rozmowie z WP.
Tomek planował realizację swojego celu od dłuższego czasu. Decyzję o tym, że pragnie o własnych siłach wejść na Morskie Oko i z niego zejść, podjął już w zeszłym roku. Od tamtej pory skrupulatnie przygotowywał się do swojej wyprawy. Kilka dni temu to marzenie udało się spełnić.
- Nie byłoby to możliwe bez osoby, która gdy tylko dowiedziała się, że zaplanowałem sobie taki "trip", bez jakiegokolwiek zawahania postanowiła mi towarzyszyć. Wsparła mnie i zaoferowała swoją pomoc podczas tej wyprawy - mówi Tomasz Ryś w rozmowie z WP.
Tą osobą jest Weronika Nowakowska - biathlonistka, dwukrotna medalistka Mistrzostw Świata i medalistka Mistrzostw Europy oraz trzykrotna uczestniczka Igrzysk Olimpijskich. Towarzyszyła Tomkowi podczas jego drogi do spełnienia marzeń.
Morskie Oko - Tomek wszedł na Morskie Oko mimo niedyspozycji
Samodzielne wejście na Morskie Oko było dla Tomka nie lada wyzwaniem. Mimo momentów kryzysu i trwogi w chwilach, gdy czuł, że niepełnosprawność może pokrzyżować jego plany, nie poddał się i zawstydził niejednego turystę.
- Momentami wątpiłem w swoje siły w ciężkiej i wyboistej drodze powrotnej i miałem kilka naprawdę dużych kryzysów. Nie poddałem się jednak nawet wtedy, kiedy mój organizm zaczął się konkretnie buntować, a ciało przestawało ze mną współpracować. Udało mi pokonać ten kryzys dzięki wsparciu Weroniki i mojej rodziny. - mówi nam.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Nic nie daje jednak takiej satysfakcji, jak pokonanie własnych słabości oraz udowodnienie sobie i światu, że wszelkie bariery, jakie napotykamy na swojej drodze, istnieją jedynie w naszej głowie. - Udowodniłem sobie i wielu innym osobom, że niemożliwe nie istnieje - cieszy się Tomek.
Moskie Oko - Tomek zawstydził niejednego turystę
Można sobie wyobrazić zawstydzone miny turystów, którzy mimo wszelkich predyspozycji do pokonania trasy pieszo, zdecydowali się dotrzeć do popularnej atrakcji wozem konnym. Widok zmagającego się z przeciwnościami losu mężczyzny, niejednego lenia wprowadził w zakłopotanie.
- Myślę, że zawstydziłem setki, jak nie tysiące ludzi, którzy zamiast iść o własnych siłach, posadzili swoje cztery litery na bryczkach - śmieje się Tomek. - Nawet kiedy było mi naprawdę ciężko, postanowiłem mimo wszystko zacisnąć zęby, powtarzając sobie, że tę walkę sam ze sobą muszę po prostu wygrać - opowiadan nam. - Miałem świadomość tego, że nie mogę oglądać się za siebie i nie pozostaje nic innego, jak napierać bardzo mocno do przodu jak taran i czołg.
Oprócz nieśmiało spoglądających z furmanek turystów znaleźli się jednak i tacy, którzy razem z Tomkiem dziarsko pokonywali kilometry do Morskiego Oka. Wielu nie szczędziło słów uznania, gratulując odwagi i samozaparcia.
- Ludzie byli pełni podziwu. Mówili, że trzymają kciuki, poklepywali po plecach, a nawet bili brawa, patrząc na to, czego się podjąłem. No i oczywiście życzyli, aby wyprawa w obie strony zakończyła się "happy endem" - mówi nam Tomek.
Morskie Oko - internauci zachwyceni wyczynem Tomka
Relacją ze swojej wyprawy na Morskie Oko Tomek podzielił się w mediach społecznościowych. Na Facebooku opublikował zdjęcia ze swojej drogi w towarzystwie Weroniki Nowakowskiej. Trudno się dziwić zachwytom internautów, w końcu zrobił to, na co niejednej osobie zabrakło odwagi.
"Brawo!"; "Wiedziałam, że dasz radę! Jesteś dzikiem!" - czytamy w komentarzach pod udostępnionym postem. "Udowodniłeś wszystkim, którzy cię mijali, jadąc w bryczkach, ciągniętych przez megazmęczone konie, że są słabi i mają tzw. znieczulicę do zwierząt" - piszą inni.
Morskie Oko - turyści wolą dojechać furmanką
Niestety, dramat koni wożących turystów na drodze do Morskiego Oka oraz dyskusje na ten temat trwają od lat. Media wielokrotnie informowały o naruszaniu dobrostanu koni: przeciążaniach wozów, upadkach wycieńczonych zwierząt. Na nic jednak zdają się relacje, apele, nawoływania.
Co gorsza, w żółwim tempie zmienia się również świadomość Polaków w tym temacie. Turyści nadal chętne korzystają z tego środka transportu. Nie zniechęca ich nawet widok takich osób jak Tomek, które udowadniają, że to już najwyższy czas, by pożegnać tę niechlubną polską tradycję.
- Mijając tych ludzi na bryczkach, widziałem na ich twarzach zdziwienie, że taka osoba jak ja podjęła wyzwanie, na które oni się nie zdobyli - mówi nam. Wiedziałem, że droga powrotna nie będzie łatwa, ale postanowiłem podjąć rękawice - podsumowuje Tomek.