LudzieUltramaraton – wyzwanie nie tylko dla biegaczy

Ultramaraton – wyzwanie nie tylko dla biegaczy

19 sierpnia rusza 3. edycja Ultramaratonu Magurskiego – wyjątkowej imprezy biegowej, odbywającej się w Krempnej w Beskidzie Niskim. To jedno z najpiękniejszych miejsc w polskich górach, olśniewające wyjątkową dziką przyrodą i przesycone ciekawą historią. O tym, jak to jest organizować ultramaraton, rozmawiamy z Michałem Zawadzkim – głównym dowodzącym biegu w sercu Magurskiego Parku Narodowego.

Ultramaraton – wyzwanie nie tylko dla biegaczy
Źródło zdjęć: © Ultramaraton Magurski
Jakub Czajkowski

27.05.2017 15:40

WP: Od jakiegoś czasu prawie wszyscy biegają "ultra" w górach. Skąd wzięła się ta moda?

Michał Zawadzki: Myślę, że ludzie mają dosyć biegania w miastach. To już trochę spowszedniało. Ile razy można biegać po mieście w słuchawkach, by nie słyszeć samochodów? Ludzie szukają czegoś nowego i trudniejszego, czegoś gdzie się mogą naprawdę sprawdzić. Startów w górach trochę się boją, ale jak już raz pojadą na jakiś bieg górski, to wkręcają się na całego. Wrażenia są sto razy fajniejsze niż w typowych biegach miejskich. Sam najpierw biegałem w mieście, potem przerzuciłem się na biegi pod Warszawą, aż wreszcie trafiłem na Przejście Kotliny Jeleniogórskiej i tam załapałem bakcyla. Przejście to dużo bardziej wytrzymałościowa impreza niż biegi nizinne, ale panowała tam super kameralna atmosfera, no i oczywiście była połączona z pięknymi widokami.

Obraz
© Ultramaraton Magurski

Ale czy to nie jest tak, że ludzie wstają zza biurka i biegają ultradystanse bez odpowiedniego przygotowania?

Większość z nich jest nieźle przygotowana. Wydaje mi się, że dużo ludzi traktuje to w pewien sposób ambicjonalnie. Tyle że nie muszą komuś niczego pokazywać, a chcą trochę sobie udowodnić, że mogą coś osiągnąć poza pracą. Siedzą za biurkiem i mówią "muszę coś ze sobą zrobić". Próbują różnych rzeczy - jedni idą na przykład na kurs stolarski czy kurs tańca, a inni biegają ultramaratony. Przeradza się to w pasję. Zaczynają częściej i intensywniej trenować, momentami wręcz chorobliwie – nie można się z nimi umówić, bo trenują...

No właśnie, dużo ludzi z wielkich firm biega "ultra", ale nie wszyscy. Jak na tego typu biegi patrzą twoi niebiegający znajomi z pracy?

Da wielu osób przebiegnięcie 20 km to abstrakcja, a jak im mówię, że u nas na zawodach biegacze pokonują 92 km, to nie są w stanie w to uwierzyć. Podobnie jest, jak po skończonej pracy przebieram się i do zamiast jechać do domu tramwajem, po prostu biegnę. Pytają się często, w której dzielnicy mieszkam. Jak im mówię gdzie, to często patrzą na mnie z niemałym zdziwieniem. Dla nich to koniec świata, dla mnie trening na 10 km.

Obraz
© Ultramaraton Magurski

Pamiętam jak na pierwszym Ultramaratonie Magurskim w 2015 r. mówiłeś, że chcesz, aby to była najlepsza taka impreza w Polsce. Skąd w ogóle pomysł na jej organizację?

Idea powstała, kiedy w 2014 r. pojechałem z kolegą z Jasła na jeden z dużych biegów ultra. Wystartowaliśmy, dobiegliśmy, wypiliśmy piwo i stwierdziliśmy, że czegoś nam brakowało. Zaczęliśmy się zastanawiać: co było w pakiecie, czego nie było na trasie i co jeszcze więcej można by zrobić? Wracając do domu postanowiliśmy, że spróbujemy. Zrobimy bieg, w którym wszystko będzie dopracowane wzorowo.

Obraz
© Ultramaraton Magurski

To dość oryginalne. Chodziło wam tylko o to, żeby zrobić idealny bieg? Tak w ramach nadmiaru wolnego czasu?

Już wtedy nie mieliśmy zbyt dużo wolnego czasu. Chęć zorganizowania biegu wynikała raczej z takiego pozytywnego zacietrzewienia "a właśnie, że się da to zrobić lepiej!". Tak się to zaczęło, założyliśmy fundację "Z Górki", zaczęliśmy się starać o zgody z parku narodowego, nadleśnictw i Straży Granicznej. Wtedy już nie było odwrotu.

Praca, treningi, to skąd jeszcze czas na organizację imprezy biegowej? A przecież robisz jeszcze inne ciekawe rzeczy...

Przyznaję, że mam chorobliwie dużo pasji i najczęściej po prostu fizycznie nie mam na wszystko czasu. Mam rodzinę. Ponadto łódkę, którą zajmuję się na Mazurach. Jak najczęściej staram się też jeździć na skitourach – spędzam przynajmniej 2-3 tygodnie na nartach. Mam też kilka samochodów z PRLu, do których po części jeżdżę do Serbii. Czasem wydaje mi się, że to już klęska urodzaju. Jak jeszcze do tego dołożyłem sobie Ultramaraton Magurski, to już naprawdę jest bardzo ciężko. Myślę teraz o wystartowaniu w jakimś biegu, ale czekam do ostatniej chwili, aby zobaczyć, czy akurat wtedy będę miał wolny dzień, a nuż się coś zwolni...

Obraz
© magurski.com

Takich imprez jest w Polsce bardzo dużo. Nie bałeś się, że nie będzie chętnych na kolejną?

Jak planowaliśmy Ultramaraton Magurski trzy lata temu, w zasadzie nie mieliśmy konkurencji jeśli chodzi o termin. Dwa tygodnie wcześniej był Chudy Wawrzyniec, a trzy tygodnie później Festiwal Biegów w Krynicy. W tej chwili sytuacja sie zmieniła - imprez jest już trochę więcej. Jednak o datę byliśmy spokojni. Co innego jeśli chodzi o ludzi. Z Beskidem Niskim mógł być o tyle problem, że jest to dość nieznany obszar Polski. Niestety sporo ludzi nawet nie wie, gdzie leży Magurski Park Narodowy. Początkowo myśleliśmy o Sudetach. Jednak są one zatłoczone i organizuje się tam sporo biegów. Uznaliśmy, że zrobimy bieg w Beskidzie Niskim, skąd pochodzi kolega. Jak zaczęliśmy trackować trasę, nie spotkaliśmy na szlaku nikogo. To nas przekonało. Jest tam wspaniała dzika przyroda, a w Krempnej i okolicach mieszkają wspaniali ludzie, z którymi od razu złapaliśmy kontakt. Choć z początku co prawda nie byli pewni jak to wszystko będzie wyglądać. Dopiero na pierwszej imprezie wszyscy zobaczyli, że powstał świetny klimat. Przyjechało bardzo dużo osób, takich których chce się widzieć ponownie. Goście wynajęli wszystkie kwatery w okolicy, a w jedynej knajpie zabrakło jedzenia.

Obraz
© Ultramaraton Magurski

Czyli chwyciło. Bieg cieszy się dużą popularnością i robicie trzecią edycję.

Chwyciło. Od początku staramy się, żeby tworzyć dobry klimat podczas tej imprezy. Jestem cały czas na mecie, rozmawiam ze wszystkimi, wolontariusze są bardzo zaangażowani. Dostajemy dużą pomoc od lokalnej społeczności – stowarzyszeń, szkoły, Magurskiego Parku Narodowego. Staramy się współpracować też z miejscowymi firmami - na przykład przy produkcji koszulek, zaopatrzenia żywieniowego, obstawy ratowniczej itp. Mamy zdrowe podejście do tego, jak robimy Ultramaraton Magurski. Nie otwieramy list zapisów na rok przed imprezą. Pozwalamy na przepisanie pakietów startowych, gdy okaże się, że ktoś nie może przyjechać. Dajemy też bardzo bogate pakiety – nocleg i jedzenie, buffa, koszulkę, torbę, napoje. Wiemy, że ludzie stają się coraz bardziej wybredni i sytuacja na polu imprez biegowych się stabilizuje – wybierane są najciekawsze imprezy.

Ile osób jest zaangażowanych w organizację?

Mamy podzielone zadania. Główną organizacją zajmuję się ja oraz dwóch kolegów odpowiedzialnych za sprawy sportowe i techniczne. Poza tym są koledzy i koleżanki, którzy w ramach wolontariatu i czysto koleżeńskich relacji pomagają przy biegu. Bardzo mocno w wydarzenie angażuje się gmina, lokalne stowarzyszenia, szkoła w Krempnej i młodzież. Mamy też dobre relacje z Magurskim Parkiem Narodowym, na którego terenie biegniemy, a w siedzibie robimy odprawę, możemy zwiedzać muzeum itd. Organizując bieg przyciągnęliśmy także dużo osób, które wywodzą się też z branży reklamowej w której pracuję. Wśród nich są również biegacze zamykający trasy, osoby szukające sponsorów, zajmujące się wolontariatem, ale też koleżanka robiąca nam wyjątkowe projekty graficzne – w tym roku naszym znakiem będzie orlik krzykliwy. Podkreślę jednocześnie, że dotychczas wszystkie edycje były robione pro publico bono i cały bieg realizujemy przede wszystkim dzięki dobrym relacjom między nami oraz po prostu z chęci działania. Dzięki temu, że pracujemy na co dzień w branży mediowej może i jest nam trochę łatwiej promować imprezę, jednak nie jest tak, że z racji tego, że w "reklamie" jest dużo pieniędzy, to mamy jakiś specjalny budżet na nasze działania. Tak jak wszędzie, przekonanie sponsorów do wsparcia nie jest łatwe.

Obraz
© magurski.com

Czy ciężko jest zrobić taką imprezę jednocześnie normalnie pracując?

Roboty jest mnóstwo. Podczas pierwszej edycji bardzo dużo się nauczyliśmy i w kolejnych latach było już trochę mniej pracy. Jednak w dalszym ciągu, tak naprawdę od grudnia do sierpnia, codziennie trzeba coś robić. Niby wszystko jest ustalone, ale wciąż się coś załatwia - dużo takich rzeczy, które z samym bieganiem nie mają nic wspólnego, np. różne zgody formalne. Żeby to pogodzić z normalną pracą, trzeba po prostu robić to systematycznie, choć momentami nie ma na to po prostu czasu.

W jaki sposób ty i inni łączycie pracę w dużej firmie z organizacją biegu? Czy może to nie ma żadnego wpływu?

Praca w dużej firmie nastawionej na zadaniowe wykonywanie obowiązków przysparza raczej problemów niż zalet przy organizacji biegu. Nie można po prostu wyjść o 16:00 i zapomnieć o pracy. Często trzeba posiedzieć trochę dłużej, a do tego zdarzają się spotkania czy wyjazdy zupełnie poza godzinami. Taka sytuacja sprawia, że przy organizacji biegu trzeba wykorzystywać każdy wolny moment. Jadąc do biura, bądź z niego wracając staram się załatwić jak najwięcej tematów związanych z biegiem. Kiedy idę pobiegać po pracy, zawsze biorę telefon ze słuchawkami i obdzwaniam wszystkich partnerów. Nawet gdy siedzę w weekend w garażu coś majsterkując, obok stoi otwarty laptop, by odpisywać na maile, które spływają od biegaczy i partnerów.

A co na to Wasi bliscy? Wiem, że samo przygotowanie się do ultra pochłania dużo czasu, a co dopiero organizacja takiego biegu...

Nie jest lekko, ale kiedyś każdy z nas podjął tę decyzję i gdybym się nie spotkał ze zrozumieniem, to na pewno ten bieg by nie powstał. Myślę, że nasze rodziny widzą jak dużo radości sprawia nam zorganizowanie dobrego biegu i jak ważny jest dla nas balans pomiędzy codzienną pracą a realizowaniem pasji.

Jak wygląda organizacja takiej imprezy, co w tym jest najtrudniejsze?

Najtrudniejszy jak dla mnie jest sam bieg. Dużym obciążeniem psychicznym jest obawa, czy coś się komuś nie stanie podczas imprezy. Czuję się odpowiedzialny za uczestników, mimo że wszyscy są ubezpieczeni. Różne rzeczy mogą się przecież wydarzyć – na przykład duży upał podczas ostatniej edycji, który mocno pozmieniał plany biegaczom. W pewnej chwili zaczęliśmy się bardzo denerwować, że nikogo jeszcze nie ma na punkcie pomiaru czasu. Myśleliśmy, że ktoś zerwał taśmy z trasy - a to się zdarza - i ludzie się pogubili. Całe szczęście był to tylko upał, który spowolnił biegaczy. W takich sytuacjach jesteśmy bardzo zestresowani. Poza samym biegiem są trudności ze znalezieniem sponsorów, męcząca jest też cała papierologia związana z organizacją, zdobycie wszystkich pieczątek itd. Trudnych momentów podczas organizacji generalnie nie brakuje.

Obraz
© magurski.com

Jak chcesz rozwijać imprezę w kolejnych latach?

Nasza impreza zyskała już sporą renomę. W tym roku zwiększyliśmy trochę dystanse i dodaliśmy też nową, 20-kilometrową trasę "MaguRun". Jednocześnie potencjał do wykorzystania jest wciąż bardzo duży, ale też jak już wspominałem, sporo zależy od sponsorów. Ogólnie rzecz biorąc, mam nadzieję, że doprowadzimy nasz Ultramaraton Magurski do biegu wzorowego. Na pewno nie będziemy zwiększać liczby zawodników, bo jasno ustaliliśmy sobie z parkiem zasady współpracy. Myślę natomiast o edycji zimowej. Na pewno nie na tak długim dystansie, ale na 58 km i jednym krótszym. A zimą jest tu pięknie. Byłby to ciekawy bieg – dość trudny, bo zimą w okolicy śniegu potrafi nieźle dosypać, a na nieprzetartych szlakach poza samymi biegaczami i dzikimi zwierzętami na pewno nie spotka się nikogo...

wydarzeniamaratonludzie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)