Wakacje 2020. W Wilnie można odpocząć od koronawirusa. "Czekaliśmy na turystów z Polski"
Ostatni weekend lipca spędziłem w stolicy Litwy. I muszę przyznać, że był to najprzyjemniej spędzony czas w ostatnich miesiącach. Nasi sąsiedzi potrafią okazać gościnność. I zdecydowanie z większym dystansem podchodzą do "covidowego" kryzysu.
Jak wygląda podróżowanie w czasie pandemii? Przekonałem się o tym w piątek, 24 lipca. Tego dnia dotarłem do Wilna. Leciałem z Gdańska z przesiadką w Warszawie. Na głównym litewskim lotnisku - zarówno pasażerowie, jak i obsługa - mieli maseczki, cały port lotniczy był obwieszony broszurami, z których biły informacje dotyczące obostrzeń, zaleceń i nakazów, dostosowanych do aktualnej sytuacji epidemiologicznej na terenie Litwy. Trudno się było wczuć w wakacyjny klimat. Zastanawiałem się, czy podobna atmosfera będzie panować w mieście. Jedak szybko się przekonałem, że napięta atmosfera jest wyłącznie na terenie portu lotniczego.
Koronawirus? Jest, ale - jak mówią Litwini - "nie popadajmy w skrajność"
Nasi sąsiedzi swobodniej podchodzą do kwestii pandemii, co m.in. jest związane ze stosunkowo niewielką liczbą przypadków zachorowań na COVID-19 w tym kraju.
Koronawirusa wykryto tu u ok. 2 tys. osób. Dotychczas 80 pacjentów zmarło. Kwarantanna została zniesiona 17 czerwca. Premier Saulius Skvernelis, ogłaszając jej koniec, powiedział: "sytuacja epidemiologiczna na Litwie jest i będzie stale monitorowana i jeśli się pogorszy, zmienione zostaną zasady i wymagania". Mijają tygodnie, a obostrzenia nie zostały zaostrzone. Wręcz przeciwnie – są coraz bardziej łagodzone.
Litwa jest jednym z nielicznych państw europejskich, w którym nie obowiązuje nakaz noszenia maseczek. Co prawda władze tego kraju zalecają ich używanie, rekomendują też zachowywanie co najmniej metrowego odstępu w przestrzeni publicznej. Jednak w praktyce, poza szpitalami, przychodniami, urzędami i lotniskiem, niewiele osób zasłania twarz. Przekonałem się o tym zarówno w ciągu dnia, jak i podczas wieczornych wypadów.
Kiedy cały świat żyje pandemią, a w takich krajach, jak Hiszpania czy Włochy od kilku miesięcy dzieje się prawdziwy dramat, Litwa zdaje się nie popadać w panikę. To jeden z powodów, dlaczego to kuszący kierunek dla turystów, którzy są zmęczeni obostrzeniami i chcą pojechać tam, gdzie można poczuć namiastkę "normalności".
Litwa - Wilno w czasie pandemii
Wilno tętni życiem. Sklepy, muzea, kina i knajpy są czynne i działają w niemal takim samym stopniu, jak przed wybuchem pandemii. Wiosną pozwolono restauratorom rozstawiać nieodpłatnie stoliki na głównych placach i ulicach. Było to prawdziwym lekarstwem dla branży gastronomicznej.
Bardzo możliwe, że miasto zezwoli właścicielom lokali prowadzić działalność w atrakcyjnych lokalizacjach przez kolejne miesiące. Tak więc strefy, które do niedawna były "zarezerwowane" dla przechodniów, dzisiaj są miejscami spotkań mieszkańców i turystów, którzy chcą beztrosko spędzać czas, popijając kawę lub racząc się litewskimi specjałami.
Decyzja mera Wilna, dotycząca swobodnego prowadzenia działalności przez restauratorów, sprawiła, że na pustych przestrzeniach zrobiło się gwarniej i bardziej nastrojowo. Miałem okazję wcześniej odwiedzić stolicę Litwy i nie sądziłem, że poznam ją od tak wyluzowanej strony – zwłaszcza w czasach "korony".
Nocne życie w Wilnie? Ma się bardzo dobrze!
Wilno raczej nie kojarzy się jako najbardziej przebojowa stolica Europy i trudno ją porównywać do Barcelony czy Lizbony, ale zdębiałem, gdy w piątkowy i sobotni wieczór zobaczyłem, jak żyje miasto.
Włócząc się po centrum stolicy, trudno było uwierzyć, że w innych częściach świata szaleje wirus. Na ulicach tłumy Wilnian, spragnionych zabawy po ciężkim tygodniu pracy. Obcokrajowców też nie brakowało. A wszystko to w iście klimatycznych okolicznościach – wśród brukowanych ulic i wielowiekowych kamienic.
Historyczne aleje rozświetlało światło bijące ze stylowych lamp, a w wielu miejscach były rozstawione drewniane stoliki, na których blatach stały kufle wypełnione kraftowymi piwami i przekąski w postaci czosnkowych paluchów chlebowych i smażonych skrawków świńskich uszu (może nie brzmi to zbyt apetycznie, ale nie bez powodu są tutejszym przysmakiem – smakują zaskakująco dobrze!).
Zapytałem się barmana w jednym z lokali, czy nie obawia się epidemii i czy ma świadomość, że nadzwyczajnie wyluzowane podejście Litwinów w czasach epidemii jest ewenementem, jeśli spojrzymy na sytuację w innych krajach. Odpowiedział z uśmiechem na twarzy: "jesteśmy świadomi tego, co się dzieje na świecie, ale nie zachowujmy się tak, jakby jutro miał się skończyć świat, bo tak nie będzie. Cieszmy się życiem, póki możemy".
Litwini: "Polacy, czekamy na was"
Nasi sąsiedzi czekali na turystów z kraju nad Wisłą. Wszakże jesteśmy stałymi bywalcami zarówno w Wilnie, jak i w innych częściach Litwy. "Wiele osób czekało na przyjazd Polaków. Gdy po kilku miesiącach zastoju przyjechał do stolicy autobus z turystami z waszego państwa, Wilnianie zareagowali bardzo entuzjastycznie. To był dla nas początek powrotu do normalności" – usłyszałem od przewodniczki Julii. I rzeczywiście mogłem poczuć podczas 3-dniowej wyprawy, że jesteśmy tu niezwykle mile widziani. Litwini mówią wprost: "przyjedźcie do nas". I można przypuszczać, że sporo Polaków skusi się na urlop w Wilnie.