Trwa ładowanie...

Wilczy szaniec – główna kwatera Hitlera w Gierłoży

Dlaczego właśnie tam, na Mazurach, czyli w ówczesnych Prusach Wschodnich, skąd wszędzie daleko, dokąd prowadziły jedynie podrzędne drogi, lokalna linia kolejowa i gdzie oprócz lasów nie było nic, jedna z najpotężniejszych osób pierwszej połowy XX w. urządziła sobie kwaterę główną?

Wilczy szaniec – główna kwatera Hitlera w GierłożyŹródło: Poznaj swój kraj, fot: Paweł Cukrowski
dugg7uk
dugg7uk

Drogą do panowania nad światem było zdobycie co najmniej południa europejskiej części ZSRR, co zapewniłoby dostęp do surowców Donbasu i Azerbejdżanu oraz czarnoziemów Ukrainy. Na szczęście Hitler zrozumiał to dopiero wówczas, gdy już było za późno, ale kwaterę główną chciał mieć jak najbliżej frontu wschodniego.

Kamuflaż to podstawa

Budowę schronów rozpoczęto w 1940 r. Zbudowano tam około 80 budynków (nie licząc drewnianych baraków), w tym 7 monstrualnych schronów dla Hitlera, Goeringa, Bormana i innych wysokich rangą współpracowników. Budowa cały czas była maskowana, szalunki malowano na zielono, pilnowano tego bardzo, siatki zmieniano stosownie do pór roku, sprawdzano z lotu ptaka, czy rzeczywiście nic nie rzuca się w oczy. Jedną z form komuflażu było krycie farbą ochronną wszystkich elementów, które w jakikolwiek sposób „odstawały” od otoczenia. Ale i to było mało. Pokrywano je tynkiem będącym mieszaniną zaprawy murarskiej, trawy morskiej, słomy i zielonej farby.

Poznaj swój kraj
Źródło: Poznaj swój kraj, fot: Paweł Cukrowski

Wolfschanze budowano w kilku etapach. Pierwszy z nich zakończył się 20 czerwca 1941 r. Hitler przybył do kwatery kilka dni potem, gdy już wiedział, że jego armie szybko posuwają się naprzód i biorą dziesiątki tysięcy jeńców do niewoli. Ostatni etap, w tym modernizacja bunkra Führera, zakończył się na początku listopada 1944 r. Jeden dłuższy okres, gdy Hitlera tam nie było – to czas wielkich zwycięstw niemieckich na froncie wschodnim, gdy od lipca do listopada 1942 r. przeniósł się na Ukrainę. Miał tam kolejną spośród kilku takich kwater, o nazwie Werwolf – wilkołak.

dugg7uk

Bez luksusów

Gierłoskie bunkry nie były oazą luksusu. Owszem, miały udogodnienia: oświetlenie elektryczne, połączenia telefoniczne, bieżącą wodę, kanalizację, wentylację. Klimatyzacja nie była potrzebna, bo z trudem osiągano wewnątrz betonowych kolosów temperaturę 18 st. C.

Mało tego. Nie było tam okien, więc brakowało słonecznego światła. Panowała duża wilgotność. Bunkry ciężkie nie miały zewnętrzych drzwi. Chodziło o to, by w razie zagrożenia móc szybko schować się pod zbawienny, gruby strop. Dopiero dalej, już w ich głębi były podwójne pancerne wrota blokujące wejście do serca schronu. Tworzyły one swego rodzaju śluzę bezpieczeństwa zapobiegającą przedostaniu się np. trujących gazów.

Odporne, ale nie na wszystko

O ile taka budowa schronu podwyższa jego wytrzymałość na uderzenia zewnętrzne, tak na wybuch wewnątrz już nie. Gdy przyszedł czas na zawsze opuścić Mazury, Niemcy nie chcieli pozostawić fortyfikacji Rosjanom. Do każdego bunkra włożono od 4 do 11 ton trotylu lub melinitu, nastawiono zapalnik czasowy i wysadzono to, co z trudem i mozołem budowano przeszło 3 lata. Potężne ilości gazów, które powstały przy wybuchu, rozniosły bunkry na cztery strony świata.

Pierwszy wysadzono najmniejszy – ten z numerem 16, należący do Goeringa. W bunkrach lżejszych nie zdetonowano materiałów wybuchowych. Jeżeli uległy zniszczoniu, to tylko przez "bezpośrednie trafienie" odłamkami bunkrów ciężkich. Dlatego stoją do dziś. Niektóre z nich zresztą były wykorzystywane po wojnie do różnych celów, najczęściej magazynowych. W jednym z nich przechowywano jakieś substancje chemiczne. Nawozy sztuczne, a może coś bardziej niebezpiecznego? W każdym razie jeszcze po 30 latach wietrzenia smród wewnątrz jest nie do zniesienia.

dugg7uk

Wpuszczeni na minę

Wyzwolenie przyszło 27 stycznia 1945 r. wraz z wkroczeniem 31 Armii Radzieckiej. 3 dni wcześniej, po wysadzeniu bunkrów wynieśli się stamtąd ostatni Niemcy. Przystąpiono do rozbrajania terenu. Min ani innych „niespodzianek” wewnątrz nie znaleziono, okalały one jednak całą przestrzeń wokół kwatery.

Zdarzało się, że Niemcy umieszczali 2, a nawet 3 miny, jedna pod drugą. Unieszkodliwienie pierwszej miało być tylko chwilową satysfakcją dla sapera, bo gdy zadowolony próbował ją wyciągnąć, w tym samym momencie eksplodował kolejny, umieszczony niżej, a więc niewidoczny ładunek. Czasem pod tym drugim był jeszcze jeden.

Źle przygotowany zamach

Chichotem losu jest fakt, że najbezpieczniejsze dla Adolfa Hitlera miejsce na ziemi, mogło stać się końcem jego życia.
Zamach się nie udał, bo zaszedł splot różnych okoliczności. Przede wszystkim narada odbyła się w baraku, czyli schronie lekkim, a Claus von Stauffenberg, który dokonał zamachu, przybył do kwatery zbyt późno. Poza tym nie przećwiczył wcześniej włączania zapalników. Oficer miał tylko jedną rękę, a i w niej brakowało mu niektórych palców, uruchomił więc jeden, a nie dwa zapalniki (choć miał dwa ładunki). Teczka, którą postawił pod stołem, najbliżej, jak tylko mógł od Führera, została odsunięta, a w czasie wybuchu Hitler pochylił się nad ciężkim, dębowym stołem, który posłużył mu jako tarcza przed odłamkami.

dugg7uk

Zamach był przygotowany źle, a zamachowcy nie bardzo mieli pomysł, co dalej. Celem Stauffenberga i jego współpracowników nie było zakończenie wojny, ale uzyskanie separatystycznego pokoju na Zachodzie i dalsza walka już tylko na jednym froncie. Froncie wschodnim, oczywiście. Znane są poglądy Stauffenberga na temat Polski oraz Polaków, i w tym temacie niewiele różnił się on od Hitlera, Himmlera i pozostałych przywódców III Rzeszy.

Polecamy najnowszy numer miesięcznika Poznaj Swój Kraj.

Poznaj swój kraj
Źródło: Poznaj swój kraj
dugg7uk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dugg7uk