Wybrała się do Helu. "Tego się nie spodziewałam"
Półwysep Helski należy do najchętniej odwiedzanych miejsc nad polskim morzem. Prawdziwym hitem jest położony na krańcu mierzei Hel. Jadąc tam tuż przed długim weekendem, spodziewałam się tłumów, ale nie wiedziałam, że największym koszmarem okaże się... podróż.
W zeszłym tygodniu przyjaciółka nie mogła znaleźć noclegu na weekend - wszystko było zarezerwowane, potem sama robiłam research przed długim weekendem i okazało się, że na Mierzei Helskiej dostępne są pojedyncze miejsca do końca wakacji.
Hel przed długim weekendem
Czy na miejscu jest tak źle? Postanowiłam wsiąść w pociąg i to sprawdzić jeszcze przed sierpniówką. Wybrałam połączenie z Gdyni o 9:47. Pociąg Polregio do Helu jedzie 1 godz. 39 min (czas przejazdu różni się w zależności od godziny wyjazdu - najszybciej można dotrzeć w 1 godz. 25 minuty, ale niektóre pociągi jadą więcej niż dwie godziny). Całkiem szybko i do tego z pięknymi widokami na zatokę - choć jechałam do paszczy lwa, cieszyłam się na tę podróż. Niestety życie szybko zweryfikowało moją idealną wizję.
Najpierw na tory w Kuźnicy spadło drzewo, więc utknęliśmy w Pucku, czekając aż trasa zostanie oczyszczona. Choć klimatyzacja była włączona, co podkreślał konduktor, nie pozwalając otwierać okien, w pociągu szybko zrobiło się jak w puszce, bo słońce mocno grzało. Drzewo to oczywiście wypadek losowy, więc po prostu miałam pecha. Prawdziwy koszmar zaczął się jednak później.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oblężenie polskiego kurortu. Rzeka ludzi na deptaku
Gdy dotarliśmy do Władysławowa, moim oczom ukazał się przedsmak tego, co spodziewałam się zobaczyć dopiero na półwyspie. Tłumy okupowały peron i wlewały się do naszego pociągu, a gdy ruszyliśmy, rzekę ludzi widziałam i na ulicach, i w mijanych sklepach czy kawiarniach.
Czytaj także: Pojechała pociągiem do Helu. "Wszędzie dziki tłum"
Kilkudziesięciominutowy odcinek do Helu musieliśmy pokonać w ścisku, a otwarte okna, na co w końcu wyraził zgodę konduktor, niewiele już dawały. Za oknem morze błyszczało zachęcająco, ale zaczynałam mieć wątpliwości, czy z tym wyjazdem będzie wiązało się trochę przyjemności.
W końcu, z 45-minutowym opóźnieniem, dotarliśmy do krańca półwyspu i wytoczyliśmy się za tłumem z pociągu. Rozlewał się w stronę miasta i powoli rozproszył w różnych kierunkach. Ruszyłam prosto nad wodę, wybadać, jak sytuacja w fokarium.
Gigantyczna kolejka do fokarium, tłumy na plaży
Była godz. 12:30, gdy ujrzałam gigantyczną kolejkę. Do pokazowego karmienia fok, które przyciąga zawsze największe tłumy, było jeszcze 1,5 godz., a w kolejce stała na oko setka ludzi. Strach się bać, co się tam dzieje przed godziną "zero".
Zaczęłam się przeciskać przez tłumy na deptaku, żeby dobrnąć do słynnego Cypla Helskiego. Nie było łatwo, bo na trasie stał stragan przy straganie, ludzi było mnóstwo, a po mieście kursuje przez cały dzień sporo meleksów.
Liczyłam, że na drewnianej kładce spacerowej, na której uwielbiam spacerować zimą, będzie trochę spokojniej. Nic z tego.
Cały Cypel Helski obłożony był plażowiczami, tłumy widać było też w wodzie, która na horyzoncie błyszczała, kusząc, żeby do niej wskoczyć.
Gdy dotarłam do brzegu, mijając gigantyczne dmuchańce i lawirując między ręcznikami, zapomniałam jednak o tłumach. Stałam wpatrzona w czyściutką wodę, w której pływały meduzy. Gołym okiem widać było wszystko, co leżało na dnie. - Pięknie tu. Polska jest piękna - przyznałam w duchu, mimo tego co działo się za moimi plecami.
Wracając z plaży rozmawiałam z jednym z kierowców meleksów (przejazd z plaży do centrum kosztuje 10 zł za osobę). Przyznał, że już czuć długi weekend, ale cały sezon turystów jest sporo. Gdy wspomniałam, że nie ma żadnych wolnych noclegów na sierpniówkę, więc chyba weekend będzie udany, kręci głową. - Noclegi to w sumie żaden wyznacznik. U nas tych obiektów po prostu nie ma za wiele. Dużo bardziej opieramy się na turystach jednodniowych - przyznał.
- No tak, przyjeżdżają z Trójmiasta tramwajami wodnymi? - dopytałam. - Też, ale największa grupa to osoby wypoczywające we Władysławowie. To stamtąd przyjeżdża najlepszy klient - dodał.
Tego się nie spodziewałam, ale gdy go słuchałam, przed oczami stanęły mi tłumy na peronie we Władysławowie. To prawda, to tam wsiadło najwięcej ludzi do naszego pociągu.
Kierowca, słysząc, że wybieram się na obiad, polecił mi restaurację z widokiem na zatokę. Sprawdziłam opinie - były dobre, więc postanowiłam skorzystać. Miałam szczęście, bo chociaż ludzi było sporo, znalazł się wolny stolik z widokiem na zatokę. Obserwowałam, jak kelnerzy uwijają się jak w zegarku, mimo gorąca i palącego słońca.
Hel - tłumy nawet przed sierpniówką
Obok obiad jedli turyści z Warszawy. Wypoczywają właśnie w Chałupach, do Helu wybrali się na jeden dzień. - Chcieliśmy zdążyć przed tłumami w długi weekend. Trochę nie wyszło - śmieją się.
Po godz. 18 plaża przy fokarium wciąż była pełna ludzi. Słońce powoli schodziło niżej, tworząc niezwykły klimat. Usiadłam na piasku, rozkoszując się widokiem i licząc, że podróż powrotna będzie przyjemniejsza niż poranna.
Gdy powoli zbliżałam się do peronu kilkadziesiąt minut później, już wiedziałam, że nic z tego. Pociąg miał tylko trzy wagony i już 10 minut przed odjazdem był szczelnie wypełniony turystami. Przy każdym wejściu ludzie kręcili głowami, że nie mają się już gdzie przesunąć. W końcu jakoś wcisnęłam się do środka, ale nie wszyscy mieli takie szczęście.
Na dodatek na każdej stacji na Półwyspie chcieli dosiąść się kolejni turyści. W pociągu było gorąco, a po 10 minutach szyby były zaparowane. Dopiero Władysławowo dało nam oddech. Więcej niż połowa pasażerów wysiadła, a reszta do Trójmiasta dojechała już w normalnych warunkach. Kierowca meleksa musiał mieć rację. Najlepszy klient jest z Władysławowa.
robiłam researcMasz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl