Wypożyczalnia samochodów - horror klienta, koszmar pracowników
Wypożyczenie samochodu i jazda nim podczas wymarzonych wakacji może być drogą przez mękę. Ubezpieczenie, które niczego nie pokrywa, łyse opony, uszkodzenia, które magicznie pojawiają się już po zwrocie auta – to wszystko może się przydarzyć niczego nieświadomemu klientowi. Istnieje też druga strona medalu, a sami pracownicy wypożyczalni mogą niejedno opowiedzieć…
06.03.2014 | aktual.: 07.03.2014 09:31
Czas na wakacje
Wynajem samochodu to wbrew pozorom nie taka prosta sprawa. Sprawdzenie wszystkiego (stanu auta, dokumentacji, ubezpieczenia), kiedy chcemy jak najszybciej udać się na zwiedzanie pięknej wyspy czy po prostu wyruszyć przed siebie obniża nasz próg wrażliwości i podejrzliwości. Ufni, że przecież nikt nas nie oszuka, a auto, do którego kluczyki z dumą dzierżymy w dłoni spełni nasze oczekiwania nagle ślepniemy na oczywiste niedociągnięcia. Okazuje się wtedy, że rzeczywistość jest okrutna, a my grzęźniemy na pustkowiu z kawałkiem drążka zmiany biegów w dłoni.
*Bez kół, bez biegów *
Jeden z klientów australijskiego biura wynajmu samochodów (firma pozostała anonimowa) udał się wraz z pracownikiem na próbną przejażdżkę. Po przejechaniu niespełna pół kilometra okazało się, że odpadło jedno z kół i potoczyło się w dół drogi. Niezrażony tym pracownik biura wyskoczył z samochodu, pobiegł za kołem, a następnie zaoferował zniżkę na wynajęcie auta. Klient z tego już nie skorzystał.
Ten sam spragniony wynajęcia samochodu klient udał się do innej firmy w poszukiwaniu samochodu z napędem na cztery koła. Jakież było jego zdziwienie, gdy podczas jazdy próbnej, w czasie zmiany biegów, drążek został mu w dłoni. Do firmy wracał (dość długo) na drugim biegu.
Bogate życie... wewnętrzne
Oszczędzając na wynajmie samochodu i udając się do mało znanej firmy możemy się czasem nieźle "przejechać". Na południu Włoch pewna rodzina wypożyczyła auto, które po pewnym czasie zaczęło dziwnie śmierdzieć, a w czasie jazdy spod tapicerki nagle zaczęły wychodzić karaluchy. Okazało się, że pod dywanikami znajduje się substancja nieznanego pochodzenia śmierdząca moczem, wokół której kłębiło się jeszcze więcej insektów. Przy zwrocie samochodu obsługa firmy nie wykazała większego zainteresowania czy skruchy. Obecnie firma już nie istnieje, a historia z karaluchami stała się swoistą "miejską legendą".
Łyso ci?
Jeden z klientów po wypożyczeniu auta udał się na wycieczkę w dzicz. Nie sprawdził jednak stanu opon, z których jedna okazała się całkowicie łysa. W trakcie wyprawy, w „środku niczego” oczywiście złapał gumę, a po skontaktowaniu się z firmą dowiedział się, że musi zapłacić za zniszczoną oponę. Wina leżała oczywiście po stronie klienta, który nie przeczytał dokładnie umowy. Oburzony wymienił oponę na dokładnie tak samo łysą i zużytą, jednak firma i tak obciążyła go za konieczność kupna nowej opony. Podobnie wygląda sprawa, gdy klient zostanie niesłusznie „skasowany” za wyrządzone szkody, a ubezpieczenie, które opłacił przy wypożyczaniu auta nie pokrywa właściwie niczego. Taka sytuacja jest w stanie zniszczyć nawet najbardziej udany urlop.
*Druga strona medalu *
A jak to wygląda od strony pracowników firm wypożyczających auta? Luke Chapman, pracownik firmy VroomVroomVroom zajmującej się porównywaniem samochodów i cen ich wynajmu opowiedział o rzeczach, jakie zostały w nich pozostawione przez klientów. Wśród nich znalazła się lalka naturalnej wielkości przebrana za starszą panią, mysz w klatce, urna na ludzkie prochy, piła do strzyżenia żywopłotów, nosze, granat (całe szczęście, że zabezpieczony), proteza nogi, skrzynka na amunicję, pierścionek zaręczynowy schowany w porzuconej (a jakże!) skarpetce czy...wąż. Do ciekawszych sytuacji należała właśnie ta z wężem, którego obecność zasygnalizowała jedna z klientek wypożyczalni. Auto zostało sprawdzone, rozebrane niemal na śrubki i gada nie znaleziono, a o sprawie zapomniano. Dwa tygodnie później, gdy auto znowu było użyciu, pracownik firmy podniósł krzyk, gdy zobaczył wypełzającego węża spod podwozia.
Zew natury
Okazuje się że klienci nie mają skrupułów, a wypożyczoną maszynę eksploatują do granic możliwości i traktują tak, jak nigdy by nie potraktowali własnego samochodu. Do standardów należy (niestety) załatwianie potrzeb w aucie, ale jeden z klientów poszedł o krok dalej. Prawdopodobnie, gdy poczuł nagłą potrzebę, ulżył sobie do pojemnika po chińskim jedzeniu, pudełko zamknął i zostawił je na podłodze samochodu. To swoiste jajko z niespodzianką znalazł pracownik wypożyczalni zaalarmowany niespotykanym smrodem.
Znikające samochody
Użytkownicy pożyczonych aut wykazują się niezwykłą wyobraźnią i nie można im odmówić również odwagi. W Holandii słynna była sprawa klientów, którzy dwoma wynajętymi samochodami pojechali do Iraku. Złodziei udało się ująć nie tyle dzięki zainstalowanym czujnikom GPS, co żyłce detektywistycznej właściciela.
Większość wypożaczalni samochodów nie instaluje w swoich autach nadajników GPS ze względu na ochronę prywatności użytkowników, co powoduje, że pojazdy "czasem" znikają. Do gry wchodzą wtedy klasyczni detektywi, którzy muszą tropić nieuczciwych klientów i co ważniejsze – zaginione auta. Był przypadek, gdy złodzieje sfałszowali dokumenty wozów i udało im się je nawet sprzedać niczego nie podejrzewającym osobom.
Klient ma zawsze rację... lub nie
Pracownica jednej z firm poinstruowała klienta, w jaki sposób ma korzystać z auta, w tym jaki rodzaj paliwa tankować. Spotkała się z dość szowinistycznym komentarzem, że kobiety zazwyczaj nie wiedzą takich rzeczy, a samochody to „męska rzecz”. Niestety, po chwili musiał wrócić do firmy, by prosić o pomoc, ponieważ… nie był w stanie znaleźć hamulca ręcznego. Inny klient miał problem, tym razem nie z samochodem, a z żoną. Starszy pan błagał pracownika firmy, by nie przysyłano mu dokumentów wynajmu auta w żadnej formie, bowiem udaje się na „niegrzeczny weekend” z młodą przyjaciółką… Jednak najzabawniejsza sytuacja miała miejsce, gdy jeden z klientów oburzył się, gdy poproszono go o… prawo jazdy. Według niego „samochody z wypożyczalni nie są prawdziwe, to takie zabawki, jak w parku rozrywki, więc nie potrzebne jest prawo jazdy”.
at/if