Trwa ładowanie...

Zapłacili ponad 2 tys. zł za przejazd taksówką. Odłegłość? 500 metrów

Dla małżeństwa pochodzącego ze Szkocji to miał być znakomity urlop. Niestety od razu po przyjeździe spotkali się z przykrą sytuacją, która przesądziła o ich pobycie w Nowej Zelandii.

Zapłacili ponad 2 tys. zł za przejazd taksówką. Odłegłość? 500 metrówŹródło: Shutterstock.com
d1r17an
d1r17an

John Barrett i jego żona przybyli do Wellington w Nowej Zelandii i złapali taksówkę przed dworcem kolejowym. Ich hotel znajdował się zaledwie 500 metrów od dworca, a podróż trwała jedynie pięć minut. Według serwisu "Stuff", konto Barretta zostało obciążone na 920 dolarów nowozelandzkich (ok. 2 390 zł). To oznacza, że nieszczęśnik za 1 przejechany metr zapłacił prawie 5 zł!

Według Barretta biała taksówka miała na dachu napis "Wellington", a kierowca posługiwał się identyfikatorem. Poszkodowany zaznaczał również, że odczyt na liczniku nie przekroczył 10 dolarów, ale w momencie, w którym płacił za przejazd, dłoń kierowcy zasłaniała czytnik kart. Niestety nie otrzymał również pokwitowania.

Pierwsze kłopoty pojawiły się, gdy Barrett nie mógł zapłacić w sklepie. Wtedy sprawdził stan konta. W historii transakcji odnalazł opłatę w wysokości 920 dolarów na rzecz "Taxi Wellington". W internecie nie udało mu się znaleźć żadnej firmy o tej nazwie.

Rynek taksówek w Nowej Zelandii jest nieuregulowany, a kierowca, z którym podróżowało małżeństwo, nie należał do żadnej korporacji taksówkarskiej. Barrett nie był w stanie dowiedzieć się, kto ich oszukał. Turysta skontaktował się z Wellington Combined Taxis, sądząc, że jest to organizacja zrzeszająca wszystkie taksówki w regionie. Niestety po sprawdzeniu jego zapisów, operator działu obsługi klienta stwierdził, że dany kierowca nie był jednym z nich.

d1r17an

Barrett zwrócił się również do kilku innych operatorów taksówek w Wellington, wszystko bez skutku. Channary, kierowca z Wellington Amalgamated Taxis, był jednym z nich. Mężczyzna zamówił u niego przejazd, aby dowiedzieć się czegoś o firmie, która go oszukała. Kierowca nie wiedział, z jakiej korporacji korzystał Barret, ale powiedział, że kilku niezależnych kierowców działało jakiś czas pod stolicą, używając na dachu starych oznakowań z nieistniejącej już firmy taksówkarskiej "Wellington". Firma miała zostać zamknięta, ale kierowcy nadal korzystali ze znaków, mimo że działali jako niezależni. Historię potwierdziło dwóch innych taksówkarzy na stacji kolejowej.

Sprawą zajmuje się rzecznik agencji transportowej w Nowej Zelandii.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d1r17an
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1r17an

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj