Zatybrze. To tu jest prawdziwy Rzym
Jeśli są w Rzymie miejsca położone nieco z boku, to właśnie to. Jeśli gdzieś w Wiecznym Mieście nie ma wściekłego tłumu turystów, to właśnie tu. Ale za to jest wszystko, co kojarzy się z Włochami. Matki nawołują z okien dzieci, które bawią się trzy ulice dalej. Na sznurach między budynkami suszy się pranie. To ani pędząca metropolia, ani skansen dla turystów. Tu toczy się prawdziwe życie.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
- Będziesz na Zatybrzu? Koniecznie spróbuj carbonary – radzi Caterina, zaprzyjaźniona Włoszka. – Wiesz co, też pójdę – dodaje po chwili. Miejsc, gdzie możemy raczyć się ową carbonarą jest na Zatybrzu mnóstwo. Ale do obiadu kilka godzin. Zwiedzanie z perspektywą smakowitego obiadu? Brzmi jak plan.
Rzym u stóp
Większość atrakcji turystycznych miasta znajduje się na wschodnim brzegu Tybru. To tam narodził się Rzym, więc najcenniejsze i najstarsze zabytki znajdują się na wschód od rzeki. Nas jednak interesuje ta druga strona, zachodnia. Pierwsze skojarzenie: Watykan. Rzeczywiście, na Placu Świętego Piotra zaczynają się niemal wszystkie wycieczki po Wiecznym Mieście. My jednak nie idziemy do Muzeów Watykańskich ani do Zamku Świętego Anioła. Przechodzimy pod okalającą plac kolumnadą i kierujemy się na południe. Albo – mówiąc prościej – pod górę, w kierunku szpitala Dzieciątka Jezus (Bambino Gesu).
Dlaczego właśnie tam? Bo to z Watykanu najkrótsza droga na Zatybrze, a po drodze jest ukryty skarb. Tuż przy szpitalu wychodzimy na trasę Passeggiata del Gianicolo. Kilka minut marszu i oto on: Terrazza del Gianicolo. Taras widokowy, z którego otwiera się perspektywa na całe miasto. Porównywalną panoramę mielibyśmy z kopuły Bazyliki Świętego Piotra. Ale tu możemy się cieszyć widokiem za darmo. Tutejsi mówią, że najpiękniej tu jest o wschodzie i zachodzie słońca.
Z tarasu kierujemy się dalej na południe. To spacer raczej dla zaprawionych piechurów. Ale za to już z górki. U stóp mamy cel naszego spaceru. Zatybrze.
Rzymskie wakacje
Wiedza Polaków o Zatybrzu na ogół zaczyna się i kończy na "Quo Vadis". W Starożytności była to dzielnica biedoty. Tu – jak pisał Sienkiewicz – mieszkali pierwsi chrześcijanie. W powieści możemy przeczytać o wielkim pożarze Rzymu za czasów cesarza Nerona, w którym dzielnica spłonęła. To też się zgadza z prawdą historyczną.
Dzisiejsze Zatybrze może przywodzić na myśl to z kart Sienkiewicza. Dzielnica nie jest duża, ma niecałe 2 km kw. powierzchni. Na nich mamy włoskie miasto w pełnej krasie. Plątanina uliczek, urocze placyki, wąskie zaułki. Z balkonów i okien zwisają naręcza kwiatów. Bezpośrednio nad ulicami suszy się pranie. Wszędzie słychać śmiechy i nawoływania. Jak to we Włoszech, głośno i wesoło.
Siedzimy z Cateriną nad carbonarą w jednej z dziesiątek knajpek na jednym z dziesiątek placyków. – Powiedzmy sobie szczerze. Tutaj nie ma jakoś strasznie dużo do zwiedzania – Caterina nie bawi się w subtelności. – Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jakim mieście jesteśmy – uśmiecha się.
Rzeczywiście. Jak się dobrze zastanowić, to mamy tu kilka godnych uwagi kościołów. (Godnych uwagi oznacza, że w każdym innym mieście na świecie uchodziłyby za unikatowe i absolutnie nie do przeoczenia. W Rzymie jednak sprawiają wrażenie ubogich krewnych). Centralnym punktem dzielnicy jest Piazza di Santa Maria in Trastevere z górującą nad placem bazyliką. To jeden z najstarszych kościołów w Rzymie. Wewnątrz ciekawe stropy i mozaiki, a na zewnątrz zabytkowa fontanna. Jest też Porta Settimana, czyli jedna z zachowanych bram do miasta. Warto przejść się także po maleńkiej Wyspie Tiberinie, jednej z najmniejszych stale zamieszkanych wysp na świecie. W Starożytności pełniła strategiczną rolę, dziś jest urokliwym celem spacerów.
Zobaczenie tego wszystkiego zajmuje nam kilka godzin. Nawet licząc z popołudniowym espresso wypitym przy ladzie w jednym z lokalnych barów. Bar – co też typowe – wypełniony jest stałymi bywalcami. Wszyscy są ze sobą po imieniu, a przerwane poprzedniego dnia dyskusje podejmują następnego. Właściciel nawet nie pyta co podać – przecież dobrze to wie.
Im dłużej chodzimy, tym częściej rozmawiamy, czy może warto byłoby tu zamieszkać… - Nic z tego – śmieje się Caterina. - Tu po prostu nie ma mieszkań do kupienia. A nawet jeśli się jakieś pojawi, to jest pieruńsko drogie. A i tak sprzedaje się na pniu – tłumaczy.
Dzielnicę lubią zarówno Rzymianie, jak i przyjezdni z całego świata. Dlatego tak trudno tu o wolny lokal. Zresztą wielu mieszkańców żyje tu od pokoleń. To tworzy tutejszą atmosferę. Luz, spokój. Niby w sercu europejskiej metropolii, ale jednak jakby z boku. Zresztą na Zatybrze nie dociera metro, a i autobusy w wąskie uliczki się nie zapuszczają. O tym, że nie ma tu nowożytnych udogodnień typu supermarket, nawet nie warto wspominać.
Zbliża się wieczór. Carbonara jest już odległym wspomnieniem, a zapachy dobiegające ze wszystkich stron stają się coraz bardziej kuszące. Im staje się ciemniej, tym bardziej zagęszcza się na ulicach. Z knajpek słychać muzykę na żywo, na placach spotykają się znajomi, a nieznajomi stają się znajomymi. Pora zasiąść do stołu i biesiadować, choćby do rana. A rano znów postawić się na nogi znakomitym tutejszym espresso.
Zobacz też, jak wygląda życie na wyspie Kos:
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.