Dlaczego Polacy nie dają napiwków?
Francuzi skrupulatnie zabierają resztę nawet do ostatniego centa, w Niemczech napiwki zazwyczaj wliczane są do rachunku. Amerykanie urodzili się z dolarem w ręku. A Polacy?
04.09.2009 | aktual.: 09.05.2013 15:00
Francuzi skrupulatnie zabierają resztę nawet do ostatniego centa, w Niemczech napiwki zazwyczaj wliczane są do rachunku. Amerykanie urodzili się z dolarem w ręku. A Polacy?
Niestety Polacy niechętnie dają napiwki, a jeśli już to, wbrew pozorom, nie są to klienci z tak zwanej "wyższej półki".
W czasie wakacji następuje wzmożony ruch w branży gastronomicznej, a zatem okres korzystny szczególnie dla kelnerów. Dzięki napiwkom zarabiają zwykle dużo więcej pieniędzy niż w pozostałych miesiącach. Ten sezon nie należał jednak do udanych.
Mimo, że wizerunek polskiego turysty z roku na rok się polepsza, a Polacy nie jeżdżą już na urlop ze swoimi konserwami, niestety wciąż nie należymy do hojnych narodowości. W Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy, napiwek powinien wynosić 10 procent.
W coraz większej liczbie polskich klubów, restauracji czy pubów napiwek można po prostu doliczyć do rachunku i zapłacić np. kartą, ale tu pojawia się problem. Płacąc kartą płatniczą czy kredytową taki napiwek doliczony do rachunku nie idzie do rąk kelnera, który przez cały wieczór dwoił się i troił abyśmy byli zadowoleni. Napiwek wraz z rachunkiem zostaje zarejestrowany, a tym samym zaksięgowany. Lokal płaci od niego podatek i dopiero reszta może być podzielona między obsługę. Czasami w puli uwzględniani są nie tylko kelnerzy, ale nawet personel z kuchni czy ochrona.
Jeśli jednak zostawiamy na talerzyku gotówkę, czysty pieniądz trafia od razu do rąk pracowników. Niestety w bardzo niewielu miejscach tak się dzieje.
W naszym kraju nie przyjęły się jeszcze obyczaje związane z chodzeniem do lokalu, puby czy restauracji. I to jest chyba główny powód złej styutacji w światku kelnersko-barmańskim. Brunch, lunch czy po prostu drink z przyjaciółmi nie jest u nas jeszcze tak popularny jak na Wyspach czy w USA. Stąd nie mamy jeszcze wyrobionego nawyku wręczania napiwków.
Internauta, Paweł Gawroński obecnie pracujący na Wyspach podkreśla, że - w Szkocji napiwki to standard. Jest to obowiązek. Jeśli zamawiasz wino w restauracji i kelner stawia Ci je, ot tak po prostu, na stoliku to jak się czujesz? Inna sprawa jak zaserwuje Ci z pełnym profesjonalizmem, da korek do powąchania i naleje Ci wina do próby na początku. To jest sztuka, za którą się dodatkowo płaci.
Kelnerzy też nie do końca potrafią walczyć o swoje pieniądze. Mimo pięknego uśmiechu, miłej aparycji i obsługi na najwyższym poziomie, nie dostają napiwku. W Stanach Zjednoczonych kelnerzy, którzy nie otrzymali napiwku pytają klientów wprost co zrobili nie tak.
Pamiętajmy, że napiwek jest sprawą dobrowolną. Gdy jesteśmy zadowoleni z obsługi, dlaczego nie zostawić kelnerowi kliku przysłowiowych groszy? W końcu ktoś się stara specjalnie dla nas, w końcu taką ma pracę.
(wilczek)