Turcja - Riwiera tureckiej tandety
Na świecie jest wiele kurortów z szerokimi plażami, zalewanymi przez spragnionych słońca wędrowców. Liczne kurorty oferują hotele o unikalnej, niekiedy kiczowatej architekturze. Niemal we wszystkich nadmorskich miejscowościach globu można kupić mniej lub bardziej tandetne pamiątki i powłóczyć się ulicami pełnymi barów i dyskotek. Nigdzie jednak wszystkie te elementy nie występują razem i nie tworzą tak ciężkostrawnej mieszanki, turystycznej groteski i narodowego zadęcia, jak na Riwierze Tureckiej.
Na świecie jest wiele kurortów z szerokimi plażami, zalewanymi przez spragnionych słońca wędrowców. Liczne kurorty oferują hotele o unikalnej, niekiedy kiczowatej architekturze. Niemal we wszystkich nadmorskich miejscowościach globu można kupić mniej lub bardziej tandetne pamiątki i powłóczyć się ulicami pełnymi barów i dyskotek. Nigdzie jednak wszystkie te elementy nie występują razem i nie tworzą tak ciężkostrawnej mieszanki, turystycznej groteski i narodowego zadęcia, jak na Riwierze Tureckiej.
Turcja - królestwo bylejakości Turcja jest bez wątpienia jednym z najciekawszych państw świata. Fascynująca kompozycja hellenistycznych zabytków, osmańskiego przepychu, islamskiej kultury oraz miejscowej gościnności ściąga do kraju miliony podróżników chcących poznać jego prawdziwe oblicze oraz turystów spragnionych beztroskiego wypoczynku w odmiennej kulturowo rzeczywistości. O ile ci pierwsi Turcją na pewno nie będą rozczarowani, tak drugą grupę może spotkać przykra niespodzianka. Zwłaszcza jeśli za cel swojego wypoczynku obiorą Riwierę Turecką.
Turystyczny konglomerat już od lat `70 jest jednym wielkim polem budowy. Jak grzyby po deszczu wyrastają coraz to nowe miejscowości pełne ekskluzywnych hoteli i atrakcji przygotowanych dla Europejczyków. Dewizą Turków przy budowaniu turystycznego królestwa zdaje się być polskie przysłowie: „Dla każdego coś miłego”. Szkoda tylko, że w dbaniu o turystów zbyt wiele jest przesady, a zbyt mało umiaru i zdrowego rozsądku. Riwiera Turecka jest państwem w państwie, stolicą światowej tandety i złego smaku. Turystyki najniższych lotów.
Bob Marley i tańce brzucha
Głównym miastem Riwiery jest Antalya, w której z racji istnienia największego portu lotniczego w regionie, zdecydowana większość turystów rozpoczyna swą przygodę z Turcją. Miasto mogłoby być całkiem ciekawą turystyczną miejscowością. Mogłoby, a niestety nie jest.
Spora aglomeracja, licząca sobie nieco ponad 900 tys. stałych mieszkańców, usytuowana jest na malowniczym płaskowyżu, z tajemniczym zabytkowym minaretem u bram portu oraz szerokimi plażami. Niestety, także tutaj wdarła się nieposkromiona chęć zarobienia na turystyce. Antalya zamiast urzekać wyrafinowaniem i atmosferą godną metropolii, straszy tandetą i brakiem konsekwencji w zabudowaniu.
Miasto łączy w sobie to, co w Turcji najpiękniejsze ze wszystkim, co wywołuje nerwowy uśmiech zażenowania. Główna arteria miasta, jeden z najwspanialszych punktów kurortu, świetnie usytuowana i dobrze zaprojektowana jest przeładowana sklepami, sklepiczkami i kramami, które zamiast tureckiego rękodzielnictwa i miejscowych specjałów, oferują wyłącznie podróbki ubrań znanych marek.
Klimatyczne knajpy i spokojne kawiarnie zastępują tutaj jaskrawe i hałaśliwe dyskoteki pełne wszelkiej maści dziwactw. Jamajskie klimaty, sąsiadują z molochami dudniącymi techno, te zaś położone są obok lokali z występami półnagich tancerek brzucha, gdzie można upalić się najtańszymi fajkami wodnymi. Nawet tradycja i folklor występują tu w swej najgorszej, uproszczonej i masowej postaci.
Atmosfera przerostu wizji nad możliwościami jest najlepiej widoczna na miejscowych plażach. Nadmierne zabudowanie turystyczne, zbyt duża liczba hoteli, a co za tym idzie turystów, spowodowały drastyczne obniżenie atrakcyjności plaż. Wśród turystów nieprzywykłych do nieprzebranych tłumów, traumę budzi już sam widok głównych kąpielisk. Wiecznie zatłoczone, źle zagospodarowane oraz eksploatowane ponad możliwości dla wielu stanowią obraz godny dantejskich piekieł.
Turcja - Klasyczna Grecja kontra kicz Niemal identycznie wyglądają wszystkie miejscowości regionu. Turcy postawili na turystykę masową, spychając pojęcie różnorodności do rangi niewiele znaczącego frazesu. Kolejne kurorty wyglądają jak własne kopie. Przejeżdżając przez nie odnosi się wrażenie kluczenia w kółko po tych samych miejscach. Te same bary, ulice, hotele, atrakcje, a nawet te same podróbki, jednak zyski jakie przynosi turystyka, tylko utwierdzają inwestorów w przekonaniu o słuszności ich wyborów.
Zacietrzewieni we własnej wizji i chętni by budować wszystko, co zbudować można, Turcy zdają się nie wiedzieć, jaką opinię o ich kraju ma wielu turystów. Wszak Turcja uznawana jest za miejsce, w którym można znaleźć najpiękniejsze i najlepiej zachowane zabytki kultury helleńskiej.
Zapierające dech w piersiach budowle, wielokrotnie świetnie zachowane (mimo braku nakładów i starań) są tutaj traktowane nie jak prawdziwe dobro turystyczne, ale jako dodatek do tandetnych i plebejskich dyskotek. O dość dziwnym stosunku do helleńskiej spuścizny może świadczyć fakt, iż monumentalne pozostałości teatru w Side znajdujące się w samym centrum miasteczka oprócz organizowania przedstawień tanecznych, są zupełnie nieeksploatowane. Zdaje się, że przez miejscowych są traktowane bardziej jako przeszkoda, której nie można usunąć, by budować kolejny hotel.
Masowa gościnność Na Riwierze Tureckiej wszystko przybiera formę groteski. Handel, z którego od wieków słynie kraj ogranicza się do wciskania turystom podrabianych koszulek Dolce&Gabbana oraz ręczników Gucci. Podobnie ma się gastronomia- podczas gdy cały świat objada się tureckimi kebabami, na Riwierze na próżno szukać lokali serwujących miejscową kuchnię.
Niestety, na turystyce masowej cierpi również turecka gościnność. Miliony przyjazdów skutecznie oduczyły miejscowych szczerości w kontaktach z turystami. Udawane uśmiechy, poklepywania i zwracanie się do wszystkich turystów po rosyjsku (najliczniejszą oraz najbogatszą grupą turystów na Riwierze są Rosjanie) ma za zadanie wycisnąć z każdego przyjezdnego ostatniego euro centa, ostatnią turecką lirę. Oczywiście, można ową postać pseudogościnności akceptować i traktować jako normę w kapitalistycznej gospodarce, wystarczy jednak przejechać się kilkanaście kilometrów w głąb lądu, aby przekonać się co turecka otwartość znaczy.
##Konduktorze kochany, byle nie do Riwiery! Lata nadmiernej eksploatacji, brak ogólnej wizji, ciężka zabudowa oraz chęć ściągnięcia jak największej liczby turystów doprowadziły do sytuacji, w której niezwykłej urody tereny przypominają skansen kiczu. Tak dumni ze swej narodowości i pięknego kraju Turcy zapomnieli, że turyści odwiedzają ich kraj właśnie ze względu na jego odmienność i niezwykłą kulturę. Ściągających na Riwierę Turecką urlopowiczów zastany obraz rzadko kiedy zachęci do powrotu, wszak podobne miejsca mogą znaleźć również w innych krajach. Smutkiem napawa fakt, że potencjał tego regionu jest niszczony przez ludzi, którzy oprócz zarobków nie mają żadnych wizji związanych z turystyką. Przeciętnemu urlopowiczowi można tylko radzić, by Riwierę Turecką omijał szerokim łukiem, bo Turcja jest zbyt piękna, by rozczarować się tym jednym niefortunnym miejscem. Turysto! Turcja: „tak”, Riwiera: „nie!”.