5 rzeczy, które cię zaskoczą w Tunezji. Uwaga: będzie przyjemnie

Piękna, ciepła i tania – to skojarzenia, które chyba jako pierwsze przychodzą na myśl, gdy mowa o Tunezji. Najmniejszy afrykański kraj nad Morzem Śródziemnym oferuje jednak znacznie więcej. Oto subiektywne zestawienie tego, co najlepsze.

5 rzeczy, które cię zaskoczą w Tunezji. Uwaga: będzie przyjemnie
Źródło zdjęć: © Anna Jastrzębska
Anna Jastrzębska

19.10.2018 | aktual.: 19.10.2018 09:50

Po pierwsze: nietypowe atrakcje

O atrakcjach Tunezji można by napisać chyba całą encyklopedię. Starożytne zabytki (na czele z amfiteatrem w Al-Dżaam, zachowanym w lepszym stanie niż rzymskie Koloseum), obezwładniające zielenią górskie oazy i gaje palmowe przy granicy z Algierią, domy troglodytów w Matmacie – to na początek. Do tego plenery, które zachwyciły Hollywood; kultowe filmowe lokalizacje znane m.in. z "Angielskiego Pacjenta", "Indiany Jones" oraz oczywiście "Gwiezdnych Wojen". Wreszcie nadmorskie kurorty i obłędne plaże – z moją ulubioną – największą gorącą pustynią na ziemi… Długo by tak wymieniać.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Tym jednak, co zafascynowało mnie chyba najbardziej (z relacji towarzyszy moich kilku podróży wynika, że te wrażenia nie są odosobnione) jest słone jezioro, które czasem jest, a czasem go nie ma. "Rozlane" na obrzeżach Sahary, dawno temu było fragmentem Morza Śródziemnego. Szatt al-Dżarid, zwane również Wielkim Szotem, liczy, bagatela, ok. 5 tys. km kw. i jest mistrzem w wywoływaniu fatamorgany.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Temperatura dochodząca do 50 st. C sprawia, że woda z tego jeziora każdego roku wyparowuje niemal zupełnie. Dzięki temu można przez nie przejść pieszo lub przejechać. Ale trzeba być czujnym: monotonny krajobraz w kolorze ochry przyprószonej obficie bielą zgodnie współpracuje z rozgrzanym do granic możliwości powietrzem. Plany daleki i bliski nakładają się na siebie, to co w oddali zdaje się być na wyciągnięcie ręki.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Po drugie: niebo w gębie

Tunezja to raj na ziemi dla wszystkich, którzy – tak jak ja – kochają piekielnie ostre i piekielnie słodkie jedzenie (niekoniecznie dwa w jednym, choć czasami – czemu nie). Obok zwyczajowego kuskusu na stole rządzi bowiem harissa – będąca dowodem na to, że niebo istnieje i że można go doświadczyć na Ziemi.

Pikantna pasta, której podstawowym składnikiem jest papryczka piri-piri lub chili, ucierana z czosnkiem oraz przyprawami, a następnie sowicie polana oliwą z oliwek (ta tunezyjska jest bezbłędna), najlepiej smakuje po prostu z bagietką. Zdarza się, że człowiek płacze, gdy je, ale zazwyczaj to łzy wzruszenia – z tym głębokim aromatem nie może bowiem konkurować żadna sriracha, żadne tabasco czy gambal olek.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Gotową harisę, zamkniętą w puszce, słoiczku lub tubie można kupić w każdym tunezyjskim markecie. Gdy poznacie ten smak, gwarantuję, że zakupioną pastą będziecie chcieli wypełnić pół walizki. Drugie pół zarezerwujcie na łakocie, które w Tunezji są słodkie do potęgi. Polecam szczególnie ciastka zwane pieszczotliwie "rogami gazeli" - migdałowe ulepki osłodzą nawet najbardziej depresyjną i sinoburą polską jesień.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Po trzecie: szoty, które upijają

Tunezja to najbardziej liberalny spośród muzułmańskich krajów, co znaczy, że turysta lubiący napoje wysokoprocentowe nie musi wykupować całego wolnocłowego na lotnisku. W tym maleńkim kraju nad Morzem Śródziemnym w alkohol można się zaopatrzyć nie tylko w hotelach, ale także w zwykłych marketach. Do tego ceny – inaczej niż np. w Emiratach Arabskich – nie wołają o pomstę do nieba.

Co z lokalnego asortymentu polecam? Oczywiście wino. Tradycje winiarskie w Tunezji sięgają ponad dwóch tysięcy lat, a więc czasów Kartaginy. I podobnie jak w całym basenie Morza Śródziemnego, używa się tu szczepów uszlachetnionych we Włoszech, Hiszpanii i Francji. Czerwony wytrawny Magon zadowoli nawet tych najwybredniejszych, a różowe Terrale… No cóż, jeśli obok harisy i słodkości uda wam się upchnąć do walizki jakąś butelkę, z pewnością będzie to ten winny diamenick.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Amatorzy mocniejszych alkoholi muszą spróbować 40-procentowego likieru daktylowego (proście o thibarine) oraz figowej wódki – bezbarwnej, lekko słodkawej, niezłej (bukha – nie zapomnijcie tej nazwy!).

Po czwarte: suki, które nie męczą

Dla jednych suki, lokalne bazary w północnoafrykańskich miastach, na których można kupić wszystko i jeszcze więcej (od dywanów i biżuterii przez owoce, warzywa, przyprawy, po eteryczne olejki) to atrakcja numer jeden. Dla drugich (do których się zaliczam) błądzenie pośród starych, wąskich uliczek medyn, w nadmiarze egzotycznych zapachów i dźwięków, to siódmy krąg piekła i droga przez mękę. Zwłaszcza, jeśli jest się mikrą blondynką, która pojęcie "asertywność" zna jedynie z opowieści, wyprawa na takie targowisko może porządnie zmęczyć (najgorsze wspomnienie: suk w marokańskim Fezie, osobom, które cenią swoją przestrzeń osobistą – bardzo nie polecam).

Obraz
© Anna Jastrzębska

W Tunezji sprzedawcy (tak jak zresztą spotykani codziennie ludzie) są grzeczni, otwarci, uprzejmi. Czasem lubią się popisać znajomością języka polskiego, ale nigdy – nawet na bazarkach przylepionych do największych atrakcji turystycznych, jak oaza Szebika czy targ w Touzeur – nie są nachalni, nie osaczają, nie sprawiają, że mikra blondynka czuje się w ich towarzystwie źle. Wręcz przeciwnie – chwilami zazdrościłam im spokoju, pokory i otwarcia na szukających suwenirów przyjezdnych.

Hipsterzy, hołdujący slow life ze swoimi sieciówkowymi kawami dłoniach, zbierający pokrzywę pod blokiem lub kupujący ją za 60 zł u "pana na Chmielnej" – mam wrażenie, że powinniście tu przyjechać.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Po piąte, ale tak naprawdę po pierwsze: bezpieczeństwo

Przyznam szczerze: gdy na dachu jednego z budynków okalających tzw. Duży Plac na wyspie Dżerba, dostrzegłam snajpera, nogi się pode mną ugięły. "Czyli jednak nie jest bezpiecznie", pomyślałam, gorączkowo przywołując w głowie nagłówki prasowe z 2015 r., informujące o zamachach terrorystyczny w Muzeum Bardo i na plaży w Sus w Tunezji.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Zanim jednak zdążyłam obmyślić plan ucieczki, przewodniczka rozprawiła się z moimi obawami szerokim uśmiechem. Obecność uzbrojonych i umundurowanych mężczyzn miała bowiem sprawić, że poczujemy się "jeszcze" bezpieczniej (my, czyli bardzo duża grupa dziennikarzy z całego świata zaproszonych na tę wycieczkę).

Bo choć tragiczne wydarzenia związane z terroryzmem, w ostatnich latach dotknęły również Egipt, Brukselę, Francję czy Niemcy, żaden kraj nie ucierpiał na tym tak potwornie, jak właśnie Tunezja. Po 2015 r. ruch turystyczny spadł o ponad połowę, kurorty zaczęły pustoszeć, ludzie pracujący w tym sektorze bardzo zbiednieli. Jednak w ciągu zaledwie dwóch lat kraj wykonał ogromną pracę, a priorytetem Tunezyjczyków stało się zapewnienie wszystkim przyjezdnym bezpieczeństwa. Zamknięto m.in. meczety, w których dochodziło do szerzenia ekstremalnych poglądów, resorty są obecnie chronione niczym twierdze.

Obraz
© Anna Jastrzębska

Dla tych wszystkich, którzy unikają dalszych podróży z obawy przez możliwymi zagrożeniami, Tunezja może więc się okazać idealnym miejscem. Ja z pewnością będę do niej wracać. I wam też polecam.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (176)