Trwa ładowanie...

60 meczów tylko w jednym sezonie. Turystyka stadionowa rozwija się w Polsce

Oglądają nawet kilkadziesiąt meczów w sezonie, poświęcają cały weekend, aby obejrzeć 90-minutowy sparing na drugim końcu Europy, chłoną atmosferę panującą na stadionach. To prawdziwi wyznawcy, bo futbol jest dla nich religią. Poznajcie groundhopperów, czyli tzw. turystów stadionowych.

60 meczów tylko w jednym sezonie. Turystyka stadionowa rozwija się w PolsceŹródło: Mistrzostwa świata, Hiszpania - Maroko, fot: Dariusz Goliasz
dbsg9w4
dbsg9w4

Groundhopping ma swoje początki w Anglii w latach 70. ubiegłego wieku. Nazwa powstała z połączenia dwóch słów: ground (boisko piłkarskie) oraz hopping (podskakiwanie, skakanie). Można to słowo tłumaczyć jako "skakanie po boiskach", czyli odwiedzanie różnych piłkarskich stadionów. Groundhopperów interesują mecze od C klasy, poprzez Ekstraklasę, do spotkań reprezentacji narodowych. Odwiedzają również inne kraje. Za granicą zjawisko to jest najbardziej popularne wśród Anglików i Niemców. W Polsce wciąż się rozwija. Udało nam się dotrzeć do kilku zapaleńców, którzy dzielą się z WP swoją pasją.

– Otwarcie granic, tanie loty, brak wiz, możliwość kupienia biletów na mecze przez internet czy zmiana myślenia o podróżowaniu - to elementy, które w dużej mierze wpłynęły na rozwój turystyki futbolowej – wyjaśnia nasz redakcyjny kolega Sebastian Łupak.

– Każdy jedzie po co innego. Dla mnie wyjazd do Barcelony był jak pielgrzymka do Mekki albo Ziemi Świętej, bo mogłem zobaczyć swoją ukochaną drużynę w ukochanym mieście. Jeśli jakiś zespół jest dla ciebie religią, to nie możesz nie pojechać do miejsca, w którym trenuje. Wierzysz w niego, myślisz o nim i swoją ufność w nim pokładasz, więc jeżeli jest to dla ciebie religia – to ja musiałem odbyć swoją pielgrzymkę właśnie do stolicy Katalonii – mówi Łupak.

Kaliningrad, Rosja / Dariusz Goliasz
Źródło: Kaliningrad, Rosja / Dariusz Goliasz

Dariusz Goliasz, 27-latek z położonego niedaleko Żywca Pietrzykowic. Od trzech lat mieszka i pracuje w Katowicach, jest inżynierem budownictwa. W tym sezonie obejrzał 60 meczów. Jego wielka pasja zaczęła się 15 lat temu. Swoimi podróżami stadionowymi dzieli się na blogu footballart.pl.

dbsg9w4

– Pamiętam, że było to w 2003 r. Miałem wtedy 13 lat. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem piłkarzy ze szklanego ekranu i sparing Koszarawy Żywiec i Odry Wodzisław. To wtedy pokochałem klimat stadionu, złapałem bakcyla. Pomyślałem sobie, że chcę coraz częściej oglądać mecze z trybuny a nie z perspektywy wygodnej kanapy – mówi Goliasz.

Krzysztof Wilkosz, 28-latek z Warszawy, prowadzi blog zwiedzam-stadiony.eu, woli zajrzeć do zakamarków stadionów, zobaczyć loże vipowskie, press roomy czy szatnie. Ten sposób zwiedzania ma swoją nazwę – groundspotting, który polega na odwiedzaniu pustych stadionów.

– Skończyłem studia turystyczne i geograficzne. Od małego interesuję się sportem i piłką nożną, bardzo lubię podróżować, więc postanowiłem to połączyć. Interesują mnie wycieczki stadionowe - tzw. tour stadium. Oprócz samego obiektu zwiedzamy również miasta, poznajemy kulturę danego regionu. A ponieważ pracuję na co dzień w biurze podróży, to uzupełniam wiedzę. Bardzo mnie interesuje jak stadion wygląda od kuchni, a swoje doświadczenia opisuję na blogu – tłumaczy Wilkosz.

Santiago Bernabeu / Krzysztof Wilkosz
Źródło: Santiago Bernabeu / Krzysztof Wilkosz

Poczuć ten klimat

Dariusz Goliasz dodaje, że ważne są dla niego nie tylko piłkarskie aspekty wyjazdu.
– Największą frajdę sprawia mi to, że wchodzę po raz pierwszy na stadion, na którym jeszcze nie byłem. Ale dla mnie te podróże mają jeszcze dodatkowy wymiar. Jadąc do innych miast czy krajów mogę poznać inną kulturę kibicowania czy inne zwyczaje na stadionach - wyjaśnia.

dbsg9w4

Dlatego, gdy pytam o stadiony, które wywarły na nim największe wrażenie, nie wymienia tych zlokalizowanych w Barcelonie, Gdańsku czy Anglii. Na jego topie znajdują się stadiony Unionu Berlin, Groupama Arena w Budapeszcie czy Rużomberoka na Słowacji.

– Stadion Unionu Berlin nazywany jest Stadionem przy Starej Leśniczówce, zmieści 20 tys. kibiców, z czego 80 proc. to są miejsca stojące. To, co mnie ujęło w tym miejscu to to, że tuż przed meczem piłkarze wędrują do parku, który jest w okolicach stadionu, przybijają sobie piąteczki z kibicami i po takiej rundce wracają na murawę. Panuje tam rodzinna atmosfera, zauważyłem nawet, że podjeżdża tam człowiek z wózkiem sklepowym i kibice wrzucają do niego puste butelki, żeby mógł je potem oddać i mieć z tego jakieś pieniądze.

Bohemians Praga - Czechy / Dariusz Goliasz
Źródło: Bohemians Praga - Czechy / Dariusz Goliasz

Ujął mnie także stadion w Budapeszcie. Byłem tam na meczu reprezentacyjnym Węgry-Portugalia, i tam również atmosfera zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Węgrzy mają wydzielony sektor za bramką, z którego dopingują piłkarzy. I ten doping trwał 90 min., nawet ze trzy razy skandowali "Polska, Polska", a przez to, że miałem ze sobą szalik, wielu kibiców podchodziło do mnie i mówiło łamaną polszczyzną: "Polska na zawsze" lub już po węgiersku "Polak Węgier dwa bratanki".

dbsg9w4

A dlaczego stadion Rużomberok? To niewielki, bo raptem na 4800 osób obiekt z dwiema trybunami. Byłem tam w maju na meczu Rużomberoka – ze Slovanem Bratysławą. Samo umiejscowienie tego stadionu robi wrażenie, bo jest otoczony górami. To jest jeden z tych meczów, który wspominam z sentymentem, bo liczba osób wspierających swoje drużyny (30 osób) i sposób dopingu przy niewielkiej publice był naprawdę imponujący. Można rzec, że kibicowali "nieliczni, ale fanatyczni" – opowiada Dariusz Goliasz, który w sezonie 2017/2018 przebył 17 tys. km.

MFK Ruzomberok - Słowacja / Dariusz Goliasz
Źródło: MFK Ruzomberok - Słowacja / Dariusz Goliasz

– To trzeba po prostu poczuć. Jedziesz na mecz Legii, wchodzisz na stadion i gdy słyszysz: "mam tak samo jak ty, miasto twoje a w nim", w wykonaniu tysięcy kibiców to cię ciarki przechodzą. Każdy stadion ma swój rytuał, swoją piosenkę. Pamiętam, że duże wrażenie zrobił na mnie występ folklorystycznego zespołu na stadionie w Hamburgu tuż przed meczem, który na podnośniku wjeżdżał do góry i zaczynał grać. A wraz z nim cała ogromna trybuna na kilkadziesiąt tysięcy ludzi – razem z nimi śpiewała ten utwór. To było fantastyczne – zapewnia Łupak.

dbsg9w4

Przypomina sobie inne wspomnienie, gdy mógł na własne oczy zobaczyć początek meczu drużyny Lazio. Tam panuje inny rytuał. Gdy drużyna wchodzi na murawę, pojawia się również sokolnik, który wypuszcza sokoła i ten okrąża kilka razy trybunę, po czym wraca do niego i siada mu na rękę. Wszystko to oczywiście przy dźwiękach piosenki.

– Takich emocji nie da się przeżyć siedząc przed ekranem telewizora. Oczywiście można w jeden weekend zobaczyć 20 meczów siedząc na kanapie, ale takie wyjazdy oferują przeżycia autentyczne. Jedzie się po to, żeby poczuć atmosferę, żeby poczuć coś na własnej skórze, zobaczyć coś na własne oczy – podkreśla dziennikarz.

XIAOYI Mistrzostwa świata Anglia - Belgia / Dariusz Goliasz
XIAOYI Źródło: Mistrzostwa świata Anglia - Belgia / Dariusz Goliasz

Gdy pytam Sebastiana Łupaka o stadiony, które wywarły na nim największe wrażenie wymienia obiekty w Kaliningradzie oraz Rzymie.

dbsg9w4

– Stadion olimpijski Romy to obiekt jeszcze przedwojenny, ale zrobił na mnie wrażenie z innego powodu. Jedziesz na mecz, a zwracasz uwagę na historyczną otoczkę, ponieważ pozostawiono tam rzeźby i mozaiki z historii faszyzmu włoskiego. Przed stadionem w Rzymie stoi kolumna z napisem Mussolini, jest ogród, w którym możemy podziwiać umięśnione, kulturystyczne sylwetki sportowców, bo przecież wtedy panował kult faszystowskiego ciała. Dotykasz żywej historii, a przy okazji siedzisz z Włochami na meczu i poznajesz też kulturę piłkarską danego kraju. Do Kaliningradu też pojechałem z podobnym nastawieniem, żeby poznać ludzi i historię. Stadion jest nowoczesny, był na nim jeszcze pył z budowy. Przy okazji mogłem poznać miasto. To miejsce kontrastów. Z jednej strony jest Lenin, który stoi cały czas na cokole, a z drugiej strony jest nowiuteńki stadion i nowoczesne hotele. Nie wiesz, czy jesteś w Związku Radzieckim (bo niektóre nazwy ulic wskazywałyby, że jesteś w breżniewowskiej Rosji lat 70.) czy w Europie. Nic z tego nie rozumiesz, ale robi to wrażenie – dodaje Łupak.

Emirates Stadium / Krzysztof Wilkosz
Źródło: Emirates Stadium / Krzysztof Wilkosz

Zwiedził 25 stadionów

Na liście Krzyszofa Wilkosza, który zwiedził jak dotąd 25 stadiów, najwyżej jest Estadio Santiago Bernabeu w Madrycie, Emirates Stadium Arsenalu Londyn i Energa Stadion w Gdańsku.

dbsg9w4

– Widać, że stadion w Madrycie lata świetności ma już za sobą, ale w sposób niezwykły został wbudowany pomiędzy budynkami. Trybuny przylegają do bloków mieszkalnych. Było to dla mnie zaskoczeniem, ponieważ jestem przyzwyczajony do tego, że stadiony buduje się na peryferiach miast. Emirates Stadium Arsenalu Londyn urzekł mnie architekturą w typowym, angielskim stylu, otoczony jest do tego osiedlem domków jednorodzinnych i apartamentowców. Na każdym kroku widać luksus, przepych i ogromny budżet, jakim dysponuje klub. Największe wrażenie zrobiła na mnie szatnia z olbrzymim pokojem kąpielowym, jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem w swoi życiu. Urzekł mnie również stadion w Gdańsku i kopuła przypominająca bursztyn – opowiada Wilkosz.

Stadion Wrocław / Krzysztof Wilkosz
Źródło: Stadion Wrocław / Krzysztof Wilkosz

Zwiedzając puste stadiony, korzystając z oferty klubów można rzeczywiście zajrzeć tam, gdzie podczas meczów najczęściej wstęp jest zabroniony. Jednak większość groundhopperów jedzie po prawdziwe emocje.

– Jako miłośnik Barcelony musiałem zobaczyć jak moja ukochana drużyna gra na żywo. Chciałem poczuć ten klimat, zobaczyć stadion i miasto. Ale też potrafię docenić inteligencję graczy, ustawienie, taktykę – uwielbiam to. Dla mnie niektóre mecze są po prostu wspaniałe. Ważna jest dla mnie również możliwość pobycia z kibicami. Ale myślę też, że każdy taki wyjazd oferuje niezastąpione przeżycia. W Kaliningradzie spotkałem kibiców, którzy byli w Wołgogradzie. Opowiadali mi nie tylko o meczach, stadionie, ale wspominali, że jedli kawior nad rzeką Wołgą i właściwie to przeżycie było dla nich najważniejsze. Siedzisz nad rzeką Wołgą i jesz ruski kawior. Nigdy byś tego nie doświadczył, gdyby nie mecz w Wołgogradzie – dodaje Łupak.

Derby Wiednia - Austria / Dariusz Goliasz
Źródło: Derby Wiednia - Austria / Dariusz Goliasz

– Wyobraźmy też sobie mężczyzn, którzy na całe gardło śpiewają "don’t take me home". Czy często spotykasz śpiewającego faceta na co dzień? A tak siedzisz sobie na trybunie, obok innych kibiców, oglądasz mecz, jesteś oderwany od problemów szarego życia i jesteś szczęśliwy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Cud w Stalingradzie. Dzień po zakończeniu słynnej bitwy rozegrano mecz piłkarski

dbsg9w4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dbsg9w4

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj