"Autokar ostatniej szansy". Kiedy powrót do domu staje się prawdziwym wyścigiem z czasem

Niemal wszystkie loty zostały odwołane, a ja muszę się dostać z Gdańska do Londynu. Jedyną alternatywą pozostaje 26-godzinna podróż autokarem przez Niemcy, Holandię, Belgię i Francję, które lada moment zamkną swoje granice. Wiem, że po drodze mogę utknąć w obcym kraju. I to na długo.

"Jedynym sposobem na wydostanie się z kraju okazał się transport drogowy. Natychmiast zarezerwowałem bilet"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Sebastian Kupski

Od 4 lat mieszkam w Londynie. Pobyt w Polsce planuję zawsze wiele miesięcy wcześniej. Nie inaczej było tym razem.

Jest piątek, 13 marca. Z dziesięcioosobowej grupy londyńczyków, którzy mieli dołączyć do mnie w Gdańsku, tylko dwie osoby zdecydowały się zaryzykować i przylecieć. Jeszcze zanim wyruszyły na lotnisko Londyn Stansted, wiedziały, że Polska rozważa wstrzymanie ruchu lotniczego. Rano odbieram Silvię i Alessandro z pustego lotniska. Ruszamy na miasto. Na ulicach Gdańska można spotkać jedynie nielicznych turystów, a my czujemy się dość dziwnie.

Obraz
© Na zdjęciu Alessandro, Silvia oraz Sebastian, fot. archiwum prywatne

Stało się. Polska wstrzymuje międzynarodowy ruch lotniczy

Po 13 godzinach od momentu wylądowania moich przyjaciół - zamiast zwiedzać miasto - nerwowo szukamy rozwiązań, jak wydostać się z Polski, bo w kraju ogłoszono wstrzymanie międzynarodowego ruchu lotniczego. Trzeba natychmiast podejmować decyzje. Bezpośrednich połączeń do stolicy Wielkiej Brytanii już nie ma. Analizujemy inne loty, sprawdzamy sytuację w różnych krajach.

Obraz
© Pustki na ul. Długa w Gdańsku, fot. Sebastian Kupski

Sobota. Udało się - znajomi polecieli o godz. 7 z Gdańska do Londynu, z przesiadką w Sztokholmie. Ja nie mam tyle szczęścia. To były ostatnie miejsca na pokładzie. Dramatyczne poszukiwania jakiegokolwiek możliwego połączenia, zanim Polska zamknie granice, trwają. W akcie desperacji rozważam nawet lot przez Grenlandię. Ceny są bardzo wysokie, a czas oczekiwania na przesiadkę - np. w przypadku Berlina - wynosi aż 16 godzin. Podobnie sytuacja przedstawia się na innych trasach.

Zobacz też: Objawy koronawirusa. Tak choroba niszczy organizm dzień po dniu

Nie mogę sobie pozwolić na tak długi czas oczekiwania, ponieważ w międzyczasie kolejne państwa mogą zdecydować się na zamknięcie granic. Mam jeszcze szansę dotrzeć do Londynu przez Oslo, ale Norwegia wprowadziła przymusową, 14-dniową kwarantannę dla każdego przybywającego z zagranicy. To byłaby pułapka.

Teoretycznie mógłbym zostać u rodziców, 60 km od Gdańska, ale nie chcę ich narażać. Kilka dni temu wróciłem z Teneryfy i choć czuję się doskonale, wolę być ostrożny.

Niedziela. O północy Polska zawiesza międzynarodowe połączenia lotnicze. Z oficjalnego komunikatu Kancelarii Premiera można wywnioskować, że jedynym sposobem na wydostanie się z kraju jest transport drogowy. Dostaję od znajomego wiadomość: "jedź autokarem!". Natychmiast rezerwuję bilet za nieco ponad 500 zł. Wyjazd: poniedziałek 16 marca, godz. 10. Długość trasy: 1700 km. Czas podróży: 26 godzin. Mam jeszcze kilkanaście godzin na to, aby znaleźć alternatywne połączenie lotnicze. Jeśli się nie uda - jadę autobusem.

Obraz
© Lotnisko w Gdańsku, fot. Sebastian Kupski

Wielka Brytania nie jest w stanie mi pomóc

Próbuję szukać pomocy u Brytyjczyków, ale ciężko spodziewać się jakichkolwiek akcji ratowniczych po kraju, który pozwala na to, aby większość jego obywateli zaraziła się koronawirusem. Ambasada zamknięta, więc dzwonię do Foreign & Commonwealth Office (Biuro Spraw Zagranicznych oraz Wspólnoty).

- Cóż, jesteśmy świadomi, że nasi obywatele i rezydenci zostali dotknięci licznymi trudnościami, ale nie planujemy w tej chwili żadnych lotów ratunkowych. Nie jestem w stanie panu pomóc, przykro mi. Z tego, co wiem, Ryanair zabiera grupę Brytyjczyków z Krakowa. Jest jeszcze easyJet, ale nie wiem, jaki ten przewoźnik ma plan działania. Proszę zadzwonić do Wizz Air-a, jeśli pana lot miał się odbyć tą linią, może coś doradzą - słyszę w słuchawce.

Dzwonię na infolinię Wizz Air-a. - Nie byliśmy gotowi na taką sytuację - ani my, ani nasze systemy. Nie możemy wysłać panu żadnej dodatkowej propozycji w tej chwili, może pan natomiast złożyć skargę, rozpatrzymy ją w ciągu 7 dni – usłyszałem od brytyjskiego pracownika call center.

Obraz
© Informacja na lotnisku w Gdańsku, fot. Wojciech Gojke, WP

O godz. 14:20 dowiaduję się, że Ryanair organizuje lot ratunkowy z Krakowa do Londynu ok. godz. 18. Ta opcja nie wchodzi w grę, bo nie dostanę się z Trójmiasta do Balic w tak krótkim czasie. Wciąż szukam innych rozwiązań.

- Tak, mogę potwierdzić, że przewoźnik KLM otrzymał pozwolenie na lot ratunkowy z Gdańska do Amsterdamu dzisiaj o godz. 18:05 - poinformował mnie przez telefon pracownik gdańskiego lotniska. Jednak linia telefoniczna KLM jest przeciążona, nie ma możliwości połączenia się z obsługą klienta zarówno po stronie holenderskiej, polskiej, jak i brytyjskiej. Pakuję więc swoje bagaże, zamawiam taksówkę i jadę na lotnisko licząc na cud. W terminalu znajduje się kilku pasażerów, którzy desperacko próbują wydostać się z Polski oraz kilkadziesiąt osób oczekujących na lot samolotem należącym do holenderskiej linii narodowej.

Obraz
© Stacja Gdańsk Wrzeszcz, fot. Sebastian Kupski

Przy kasie biletowej jestem 3 godziny przed odlotem. – Oczywiście, może pan polecieć do Londynu przez Amsterdam, ale polecam kupić bilet przez internet. W tej chwili jego cena wynosi 2800 zł – usłyszałem. Na stronie linii KLM wyszukuję połączenie, wprowadzam dane pasażera, wybieram bagaż i... nagle wyskakuje błąd. Treść komunikatu brzmi: "prosimy o dokończenie rezerwacji drogą telefoniczną". Wracam do kasy biletowej i dowiaduję się, że miejsc w samolocie już nie ma.

Może powinienem jednak zostać w Polsce? A co, jeśli mój autokar nie wyjedzie? Jeśli utknę na przejściu granicznym w Słubicach? Albo w Niemczech czy innym państwie? Jeśli gdzieś utknę, to na jak długo? Gdzie będę spać? Mnóstwo pytań rodzi się w mojej głowie.

Nie mam wyjścia, muszę jechać autokarem. Po szybkiej analizie faktów okazuje się, że granica polsko-niemiecka jako jedna z nielicznych nie zostanie zamknięta. Pojawia się jednak pewien niepokój związany z wyjazdem z Niemiec i podróżą przez Francję. Dzwonię do przewoźnika. - Spokojnie, trasa z Niemiec przebiega przez Holandię i dalej Belgię, dopiero wtedy będą państwo wjeżdżać do Francji - dowiaduję się. Myślę - w porządku, wyjedziemy. Siedzę w hotelu, robię sobie drinka i powtarzam w myślach: "będzie dobrze".

Poniedziałek. Wyruszam z Gdańska

- Jedziemy do Słubic. A dalej to nie wiem, jak będzie. Będzie, co będzie. Ale do Słubic dojedziemy – informuje nas kierowca, ruszając z dworca autobusowego w Gdańsku.

Słubice to główny punkt przesiadkowy znakomitej większości przewoźników autokarowych. W tej chwili to prawdziwy wyścig z czasem. Sytuacja w autokarze jest napięta. Słychać rozmowy panikujących miłośników teorii spiskowych, ale także "śmieszkujących" pasażerów, którym na szczęście zdecydowanie nie udziela się wszechobecna panika. Co najmniej 5 osób ma na twarzy maseczki.

Obraz
© Dworzec autobusowy w Gdańsku, fot. Sebastian Kupski

Podróżni dzielą się swoimi doświadczeniami z ostatnich kilku dni. Mężczyzna siedzący niedaleko mnie też nie zdążył zarezerwować biletu na poniedziałkowy lot linią KLM. "To autokar ostatniej szansy" - śmieje się siedząca przede mną młoda matka z dzieckiem. Odwraca się do syna, całuje go w czoło i dodaje szeptem "nie martw się kochanie, to będzie długa podróż, ale niedługo zobaczymy się z tatą".

Jesteśmy już prawie w Słubicach, gdzie - według informacji na bilecie - powinniśmy przesiąść się do drugiego autokaru. Mamy spore opóźnienie, ale okazuje się, że nie musimy zmieniać pojazdu. Kontynuujemy trasę tym samym autobusem, ale z innymi, bardziej optymistycznie nastawionymi do życia kierowcami, którzy wiedzą, jak skutecznie rozładować napiętą atmosferę.

Obraz
© W drodze z Polski do Wielkiej Brytanii, fot. Sebastian Kupski

Wjeżdżamy do Niemiec bez problemu, bez żadnych kontroli czy zatrzymań. Ruch z Polski do naszych sąsiadów odbywa się normalnie. Jednak zauważamy, że do Polski nikt nie wjeżdża. Widzimy dziesiątki policjantów i żołnierzy. Setki kierowców wyszły ze swoich aut, podeszli pod samą granicę. Jest spore zamieszanie. W korku stoi mnóstwo samochodów ciężarowych, zdecydowanie mniej osobowych. Korek liczy kilkanaście kilometrów. My jedziemy dalej w głąb Niemiec.

Obraz
© W drodze z Polski do Wielkiej Brytanii, fot. Sebastian Kupski

- Francja zamyka swoje granice. Mówi się o wstrzymaniu wszystkich międzynarodowych połączeń lotniczych i kolejowych oraz zablokowaniu transportu drogowego we wtorek w samo południe - dowiaduję się po północy. Jesteśmy 4 godziny drogi od Venlo, pierwszego holenderskiego miasta za niemiecką granicą. Czy zdążymy? Czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na naszą podróż? Znów ogarnia nas niepokój.

- Wygląda na to, że dosłownie prześlizgniemy się przez Francję do Wielkiej Brytanii w ostatniej chwili przed zamknięciem granic. Teraz pozostaje tylko czekać, aż w połowie drogi zepsuje nam się autokar – snuje czarne wizje pasażer kilka rzędów dalej.

- Wiecie co, dopóki nie słychać w autokarze żadnego kasłania, naprawdę mam gdzieś te głupie komentarze - mówi inny podróżny.

Rzeczywiście, przez całą drogę w autokarze nie słychać, ani nie widać, żeby ktoś miał problemy ze zdrowiem. Atmosfera się nieco rozluźnia, zaczynają się wspólne rozmowy. W autokarze są osoby "uciekające" do Londynu, Birmingham, Luton, Manchesteru i Glasgow.

Obraz
© W drodze z Polski do Wielkiej Brytanii, fot. Sebastian Kupski

Jest godzina 4:40, za kilka minut wjeżdżamy do holenderskiego Venlo. Kolejne uczucie ulgi, kolejny etap drogi za nami. O 5:30 jesteśmy już Belgii. Chwilę przed godz. 8 kierowca wspomina, że podróżnym jednego z autobusów, który właśnie zjawił się na odprawie do Eurotunelu w Calais, zaproponowano przejazd pociągiem o godzinie 13, a więc godzinę po planowanym zamknięciu granic lądowych Francji. Ale my już nie chcemy śledzić kolejnych informacji, które - kiedy już jesteśmy tak daleko i nie ma odwrotu - tylko jeszcze bardziej nas stresują.

Obraz
© W drodze z Polski do Wielkiej Brytanii, fot. Sebastian Kupski

Kolejne ogłoszenie od kierowcy: "kochani, mamy rezerwację na pociąg, ale w tej chwili czas oczekiwania to około 6-7 godzin. Gdy dojedziemy do terminala, to uzyskamy więcej szczegółów".

O 8:53 stajemy w sporym korku. Podobno miał miejsce wypadek na węźle drogowym przy samym wjeździe do Calais. Kierowca bez zastanowienia zmienia trasę. Wjeżdżamy na wąską drogę prowadzącą przez pola i gospodarstwa. Wszystkim zależy, aby dostać się do terminala jak najszybciej.

Obraz
© W drodze z Polski do Wielkiej Brytanii, fot. Sebastian Kupski

Do zamknięcia granic pozostały 3 godziny. Według informacji udostępnionych na oficjalnym twitterowym profilu "Eurotunel Le Shuttle", podróże do Wielkiej Brytanii nie powinny być zakłócone. Odbywają się zgodnie z planem, dopóki rząd nie wyda kolejnych decyzji.

Obraz
© Przejście graniczne między Francją a Wielką Brytanią, fot. Sebastian Kupski

Jest 9:12. Przejeżdżamy przez pierwszą kontrolę. Kierowcy sprawdzani są alkomatem. Następnie sprawna i szybka kontrola na granicy francusko-brytyjskiej. Dziesięć minut później dostajemy informację, że nasz pociąg pod kanałem La Manche odjeżdża o 16:50. Autokarowi przydzielona zostaje literka "H". O 9:35 stoimy już na parkingu, na którym spędzamy ok. 8 godzin.

Obraz
© Parking dla autokarów, fot. Sebastian Kupski

Przy parkingu znajduje się niewielkie centrum pasażerskie. Jest bar szybkiej obsługi czy sklepy, jednak wszystkie zamknięte. W pewnym momencie pracownik otwiera jeden z punktów, ale tylko na 5 minut. Niektórym szczęśliwcom udaje się szybko kupić wodę i przekąski. Reszcie osób pozostaje kawa z automatu.

Obraz
© Terminal, fot. Sebastian Kupski

Myśleliśmy, że już nic nas nie zatrzyma

Znowu pojawia się wielka niepewność, bo do sieci trafia coraz więcej informacji na temat ograniczenia ruchu wysokich pojazdów w Eurotunelu. Godzina naszego odjazdu zostaje zmieniona na 17:20.

O 13:10 nasz kierowca, licząc na łut szczęścia, wyjeżdża z parkingu i rusza w kierunku terminala. Autokar zostaje cofnięty na rondzie. - Musicie wrócić, macie literę "H". Wiem, że czekacie już 3 godziny, ale inni czekali dłużej, jeszcze nie wasza pora - słyszymy od koordynatorki ruchu.

Obraz
© Zamknięte sklepy w terminalu, fot. Sebastian Kupski

Doradza nam zjawić się w tym samym miejscu, kiedy będzie wywołana grupa "G" (odjazd pociągu o 16:50), ale jeszcze raz próbujemy szczęścia przy "F" (16:20). Mężczyzna siedzący obok mnie śmieje się, że zanim się wydostaniemy z Calais, w Polsce zostanie już przywrócony ruch lotniczy.

- Jak to jest w ogóle możliwe, że taka duża firma transportowa, wiedząc, o której przyjeżdżamy, rezerwuje nam pociąg, który odjeżdża dopiero 7 godzin od momentu przekroczenia granicy? Rozumiem, że cena biletów poszła dwa razy w górę, ale to się mija z logiką - mówi jeden z podenerwowanych pasażerów na parkingu, odpalając trzeciego papierosa.

Obraz
© Pociąg, którym transportowane są pojazdy pod kanałem La Manche, fot. Sebastian Kupski

- Ale to chyba tak nie działa. Oni rezerwują bilety, gdy jesteśmy w konkretnym punkcie trasy, żeby oszacować na którą godzinę dojedziemy do Francji. A potem, wiesz, zależy jak wygląda dostępność. Cieszmy się, że w ogóle jakiekolwiek bilety są, nawet jeśli odjedziemy o północy – odpowiada mu kolejny podróżny.

O godz. 16:30 wszyscy głośno klaszczemy, słychać okrzyki szczęścia i ulgi. Udało się, wjeżdżamy do pociągu. Czujemy, że już nic nam nie stanie na przeszkodzie. Jedziemy do swoich domów.

Obraz
© Wjazd autokaru do pociągu, fot. Sebastian Kupski

O 16:50 rusza nasz pociąg, a w angielskim Folkestone jesteśmy godzinę później. Pasażerowie podchodzą do przedniej szyby, żeby zrobić zdjęcia wyjazdu z Eurotunelu, chcemy podzielić się tym momentem z bliskimi.

To też jest ta chwila, kiedy dociera do nas, jakie zagrożenia czeka w Anglii. Podejście brytyjskiego rządu do problemu koronawirusa jest zgoła odmienne niż w przypadku większości krajów (na dzień publikacji artykułu Wielka Brytania zaczęła zmieniać zdanie w kwestii ochrony swoich obywateli przed zarażeniem koronawirusem - przyp. red.)

Obraz
© Przejazd Eurotunelem, fot. Sebastian Kupski

Prawie 3 godziny później dojeżdżamy do stacji autokarowej Victoria. Niektórzy muszą jeszcze poczekać do godz. 23 na przesiadki do Manchesteru czy Glasgow. Oni w domach będą dopiero dzień później.

Podróż metrem nie należy do najspokojniejszych. Brytyjczycy ignorują wszelkie zalecenia, oprócz nieco większej liczby osób w maseczkach trudno odnieść wrażenie, że ktokolwiek przejmuje się wirusem. Ktoś obok kaszlnął towarzyszom podróży prosto w twarz, ktoś inny przewracając stronę w książce oblizuje palec, po czym chwyta dłonią barierki. Idąc ulicą mijam pełne ludzi puby, którzy celebrują irlandzki Dzień Św. Patryka.

Obraz
© Metro w Londynie, fot. Sebastian Kupski

Jestem w domu po 34 godzinach jazdy. Właśnie rozpoczynam swoją 14-dniową dobrowolną kwarantannę, życząc sobie i wszystkim zdrowia oraz wytrwałości w tym trudnym czasie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Niezwykła figura Matki Boskiej w Polsce jest od 50 lat. Czczona ją od 1602 r.
Niezwykła figura Matki Boskiej w Polsce jest od 50 lat. Czczona ją od 1602 r.
Niesamowity widok w Kluszkowcach. Spali na ścianie jak w Himalajach
Niesamowity widok w Kluszkowcach. Spali na ścianie jak w Himalajach
Koszmar w Sydney. Nie żyje surfer zaatakowany przez rekina
Koszmar w Sydney. Nie żyje surfer zaatakowany przez rekina
Trzy dni nie było z nim kontaktu. Nagle zauważyli namiot
Trzy dni nie było z nim kontaktu. Nagle zauważyli namiot
Ogromny problem w samolotach. Coraz więcej przypadków
Ogromny problem w samolotach. Coraz więcej przypadków
Brytyjczycy o "ukrytych polskich Malediwach". Chwalą za krystalicznie czystą wodę i... tanie piwo
Brytyjczycy o "ukrytych polskich Malediwach". Chwalą za krystalicznie czystą wodę i... tanie piwo
Zgony na Wyspach Kanaryjskich. Oba po wejściu do oceanu
Zgony na Wyspach Kanaryjskich. Oba po wejściu do oceanu
Turyści na celowniku. Rajska wyspa zaostrza kontrole
Turyści na celowniku. Rajska wyspa zaostrza kontrole
Giorgio Armani nie żyje. Oto miejsce poświęcone jego twórczości
Giorgio Armani nie żyje. Oto miejsce poświęcone jego twórczości
Polski "cud natury". Zachwyca naukowców z całego świata
Polski "cud natury". Zachwyca naukowców z całego świata
Tam jechały tłumy Polaków. Padł rekord
Tam jechały tłumy Polaków. Padł rekord
Najwyższy taras widokowy w Unii Europejskiej jest w Polsce. Wkrótce otwarcie
Najwyższy taras widokowy w Unii Europejskiej jest w Polsce. Wkrótce otwarcie