Beata Pawlikowska dla WP: Wolność!
Alicja w Krainie Czarów powiedziała kiedyś: „Jedynym sposobem, żeby zrobić to, co wydaje się niemożliwe, jest uwierzyć, że to jest możliwe”. Dla mnie to jest wciąż prawda. Najnowszy felieton Beaty Pawlikowskiej dla WP Turystyka.
"Alicja w krainie czarów” była jedną z najważniejszych książek mojego dzieciństwa. Pokazywała także to, czego nie widać i nauczyła mnie, że to, co jest zmierzalne i policzalne, to tylko część większej całości, i wcale nie najważniejsza.
Uwielbiałam czytać. Wciąż pamiętam to magiczne uczucie, kiedy odsuwałam szybę biblioteczki, zza której wypływał obłok zapachu papieru, tuszu drukarskiego i kurzu. Wyciągałam przypadkowy tom, patrzyłam na tytuł i nazwisko autora, i jeśli poruszyło moją wyobraźnię, od razu zaczynałam czytać. Znikał świat dookoła. Wędrowałam na skrzypiącym, drewnianym wozie razem osadnikami, którzy, zmuszeni przez głód i suszę, opuścili swój rodzinny stan Oklahoma na środkowym zachodzie i wyruszyli w długą podróż do Kalifornii, żeby odnaleźć godność, dostatek i szczęście.
Przeżywałam rozterki chłopaka z Alton, który marzy o tym, żeby zostać malarzem w Nowym Jorku i umiera ze strachu, że ktoś zobaczy czerwone cętki łuszczycy, którą usiłuje ukryć pod ubraniem. Mieszkałam razem z Alicją B. Toklas przy rue de Fleurus numer 27, gdzie na ścianach wisiały obrazy Matisse’a, Picabii, Grisa, Picassa i wielu innych, a popołudniami na herbatę wpadał Ernest Hemingway, Francis Scott Fitzgerald, Ezra Pound oraz czarnooki Picasso we własnej osobie i w towarzystwie Fernandy, która była „bardzo duża, bardzo piękna i bardzo uprzejma”.
src="https://d.wpimg.pl/232028612-1314456421/beata-pawlikowska-open-fm.png"/>
To były książki mojego dzieciństwa. Zamiast bajek wolałam dzikie, śnieżne opowieści Jacka Londona i Jamesa Curwooda, w których ludzkie emocje mieszały się z szumem odwiecznego lasu i topniejących strumyków na wiosnę. Te książki były jak szalony wiatr, który swobodnie pędzi przez świat i nikt ani nic nie jest w stanie go zatrzymać. Jeżeli litery mają tak wielką moc, że poruszają myśli, jeżeli słowa przekraczają granice wyznaczone przez ludzkie wojny, to człowiek też potrafi to zrobić.
Wolność nie jest przecież bułką wypiekaną w socjalistycznych i imperialistycznych piekarniach świata. Nie wystarczy zjeść ją na śniadanie.
Wolność to stan zdobyty.
To takie ponowne, innowacyjne i samowolne uporządkowanie swoich myśli, kiedy rozsuwasz podświadome ograniczenia, przesądy i nawyki wpojone ci przez czasy i społeczność miejsca, w którym żyjesz, które unosi cię magiczną siłą ponad wszystko, co wcześniej myślałeś i w co wierzyłeś, dając ci nieskończone możliwości, nowy horyzont, nadzieję i moc.