"Był przerażony i bardzo płakał, cały się trząsł". Burza w sieci po emocjonalnym wpisie instruktora narciarstwa

9-letni Antek utknął na stoku, po tym jak opiekun stwierdził, że "dziecko się nie słucha, więc musiał je zostawić." Instruktor Marcin Kęsek pomógł przerażonemu chłopcu zjechać, a całą sprawę opisał w mediach społecznościowych, żeby zwrócić uwagę na problem opieki nad dziećmi podczas szkółek i obozów. W sieci rozpętała się burza.

Emocjonalny wpis Marcina Kęska poruszył ważny problem opieki nad dziećmi na obozach
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Iwona Kołczańska

Na zboczach Kotelnicy, w największej stacji narciarskiej na Podhalu sezon w pełni. Instruktor Marcin Kęsek ma chwilę przerwy przed lekcjami, więc zjeżdża rekreacyjnie po białczańskich trasach. W pewnym momencie jego wzrok przykuwa chłopiec, który samotnie stoi z boku stoku. Zjeżdża dalej. Ale z wyciągu zauważa, że dziecko wciąż jest w tym samym miejscu. Obserwuje, jak podjeżdża do niego grupa z instruktorem, chwilę rozmawiają i zostawiają chłopca samego. Zdziwiony Kęsek postanawia podjechać do malucha, bo mija już 20 minut odkąd zobaczył go pierwszy raz w tym miejscu.

"Antek był przerażony i bardzo płakał, cały się trząsł. Mówił, że on się tej górki boi i że jego grupa ma za trudne ćwiczenia" - relacjonuje na Facebooku instruktor. Kęsek pomaga chłopcu zjechać i czeka z nim na instruktora. "Czy to tak powinno wyglądać, że zupełnie obca osoba opiekuje się dzieckiem, które przyjechało z grupą zorganizowaną?" – pyta retorycznie.

Według relacji Kęska, instruktor próbował się tłumaczyć tym, że dziecko ciągle płacze i nie chce się słuchać. "Po sekundzie wkroczyły dwie panie w wieku powyżej 35 lat, które zaczęły owego pana bronić... Mówiły, że dziecko się nie słucha, więc musieli je zostawić. Wyobrażacie to sobie? Słyszałem taki tekst od dorosłych, dojrzałych kobiet. W pierwszej chwili wręcz zamarłem i totalnie mnie zatkało" – czytamy.

Obraz
© Kotelnica Białczańska (Shutterstock)

O sprawie zrobiło się głośno w sieci. Pod postem instruktora, udostępnionym m.in. przez serwis Tatromaniak, trwa emocjonująca dyskusja.

Choć Kęsek nie zdecydował się podać nazwy szkółki ani nazwiska instruktora, ludzie szybko doszli o kogo chodzi. Głos zdecydowali się zabrać właściciel firmy, z którą Antek znalazł się w Białce oraz rodzice chłopca. Utworzyły się dwa fronty. Część internautów wspiera Kęska, część broni instruktora, którego zna osobiście z licznych wyjazdów.

- Uważam, że najbardziej odpowiedni jest komentarz rodziców i on zamyka sprawę – mówi Wirtualnej Polsce właściciel firmy, który chce pozostać anonimowy. – Ten wpis na Facebooku powstał na podstawie subiektywnych odczuć pojedynczego instruktora. Od siebie dodam jedno. Szkoda, że kolega w swojej relacji nie wspomniał, że stok, na którym sytuacja miała miejsce, miał 200 m. Komentarze są takie, jakbyśmy zostawili dziecko na 8 km trasie. Bzdura. Grupa była na stoku, cały czas byli w zasięgu wzroku Antka, więc nikt go nie zostawił. Stawianie sprawy w ten sposób jest szukaniem sensacji – dodaje właściciel.

W gąszczu komentarzy pod postem można znaleźć odpowiedź mamy chłopca, która zaprasza Kęska do kontaktu. - Do spotkania jeszcze nie doszło. Ma się do mnie odezwać tata Antka. Zostawiłem im swój numer telefonu i czekam. Ja ich numeru nie otrzymałem – mówi WP Marcin Kęsek.

"Porozmawiałam z synem na temat całego zajścia i sporo pan jednak przekoloryzował. A wybaczy Pan, bardziej wierzę synowi. Który stał u góry wyciągu, ale nie został zostawiony sam. Przy każdym zjeździe instruktorzy do niego podjeżdżali. Syn miał pecha i trafił na instruktora z kiepskim podejściem do małych dzieci. A instruktor miał pecha, że trafił na Antka. Dziś już ładnie i z dużą przyjemnością śmiga. Nie zna pan całej historii i nie zna pan Antka". – skomentowała matka chłopca pod postem Kęska.

- Jesteśmy cały czas na stoku. Dzieci jeżdżą, są zadowolone – potwierdza w rozmowie z WP właściciel firmy. - Nie uczę pierwszy rok. Prowadzę firmę od 2003 roku. Pierwszy raz za to zdarza mi się taka kontrowersyjna sytuacja – dodaje.

Kęsek jednak broni swojej wersji. -Jakoś nie chce mi się wierzyć, że dziecko nie jest zrażone do nart po tej sytuacji – mówi. - Wiadomo, że czasem zdarza się w grupie dziecko, któremu trzeba poświecić więcej czasu, albo takie, które jest niegrzeczne. Ale w życiu bym nie wpadł, żeby takie dziecko zostawić – dodaje.

Choć internauci nie są zgodni, komu przyznać rację, to jedno jest pewne - post Marcina Kęska poruszył ważny problem. I, jak tłumaczy sam autor, to właśnie miał na celu.

- Nie chodzi mi w tym wpisie o tę konkretną firmę – podkreśla Kęsek w rozmowie z WP – Tym wpisem chciałbym zwrócić uwagę na niepokojące zjawisko. Nie może być tak, że opiekun zostawia dziecko samo na stoku. Jeżeli dziecko jest niegrzeczne, tym bardziej trzeba mu pomóc, a nie zrażać do nart.

I rzeczywiście. Wystarczyło uderzyć w stół. Pod emocjonalnym wpisem pojawiło się dużo komentarzy na temat opieki nad dziećmi podczas obozów, nie tylko narciarskich.

"Smutne, ale prawdziwe. Sam jestem instruktorem i widziałem podobne sytuacje. Firmy które zatrudniają pseudo-instruktorów, w dodatku na zbyt dużą liczbę dzieci o różnych umiejętnościach, tak że nie ma jak oddzielić lepiej jeżdżących od słabszych" – komentuje na Facebooku Miłosław Nowicki.

Skąd mamy mieć pewność, że biuro z którym posyłamy dziecko na obóz albo szkółka, do której zapisujemy malucha są godne zaufania? - Przy wyborze szkółki narciarskiej czy instruktora trzeba przede wszystkim sprawdzić jego uprawnienia – radzi Kęsek.

Warto także sprawdzić, czy obóz, na który wysyłamy dziecko, został zgłoszony do specjalnej bazy Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN). Wszyscy organizatorzy wypoczynku dla dzieci i młodzieży powinni być w niej zarejestrowani. Jeśli kolonia figuruje w spisie, oznacza to, że miejsce, w którym będą przebywać dzieci, spełnia wymogi dotyczące bezpieczeństwa oraz kadra kolonijna jest odpowiednio liczna i posiada wymagane kwalifikacje.

Niesforni turyści w Zakopanem. Zobacz wideo!

Wybrane dla Ciebie

Leśnicy apelują. "Z małych pluszaków wyrastają groźne bestie"
Leśnicy apelują. "Z małych pluszaków wyrastają groźne bestie"
Ogromny problem na Kanarach. Tłuką się bez opamiętania
Ogromny problem na Kanarach. Tłuką się bez opamiętania
Gran Canaria. Tragedia na parkingu przy lotnisku
Gran Canaria. Tragedia na parkingu przy lotnisku
Ruszyła sprzedaż biletów RegioJet. Za 49 zł do Krakowa
Ruszyła sprzedaż biletów RegioJet. Za 49 zł do Krakowa
Idealny kierunek na wrzesień. "Zachwyca na każdym kroku"
Idealny kierunek na wrzesień. "Zachwyca na każdym kroku"
Na pokład weszli mundurowi. Turyści skończyli z mandatami
Na pokład weszli mundurowi. Turyści skończyli z mandatami
Niemcy stracili skarb. "Przygnębiające i szokujące"
Niemcy stracili skarb. "Przygnębiające i szokujące"
Kolejny rekord w Tatrach. "Frekwencja sięgnęła apogeum"
Kolejny rekord w Tatrach. "Frekwencja sięgnęła apogeum"
Turyści przesadzają na Śnieżce. "Ludzka głupota nie ma granic"
Turyści przesadzają na Śnieżce. "Ludzka głupota nie ma granic"
Radosne wieści z Warszawy. "Spójrzcie, jakie przeurocze maleństwa przyszły na świat"
Radosne wieści z Warszawy. "Spójrzcie, jakie przeurocze maleństwa przyszły na świat"
Jesienny długi weekend. Tam wypoczniesz najtaniej. Wystarczy 1200 zł
Jesienny długi weekend. Tam wypoczniesz najtaniej. Wystarczy 1200 zł
Australijskie turystki przez pomyłkę trafiły do włoskiego klasztoru
Australijskie turystki przez pomyłkę trafiły do włoskiego klasztoru