Była w miejscu, w którym naprawdę zmienia się świat. "Doświadczenie nieporównywalne z żadnym innym"
Europejska Organizacja Badań Jądrowych CERN to prawdziwa mekka naukowców. Nie każdy wie, że wstęp mają tam też turyści. Żeby zwiedzić ośrodek przyda się wyobraźnia i otwarta głowa. - Śluzy, kable i kilometry srebrnej folii, a pod nami największy na świecie, mierzący ponad 27 km, Wielki Zderzacz Hadronów - opowiada Barbara Piec, strażaczka, która odwiedziła CERN w ramach międzynarodowej współpracy Komisji Kobiety w Służbach Ratowniczych CTIF
Magda Bukowska: Nie jesteś naukowcem, co na tobie - turystce spoza tego świata - zrobiło w CERN największe wrażenie?
Barbara Piec: Chyba ludzie. Ta myśl, że otaczają cię mądre głowy z całego świata i tworzą razem coś wielkiego. Fantastyczne jest to, jak przyjmują gości. Nieważne czy rozumiesz ich pracę, czy to, co się dzieje w instytucie wykracza poza twoją wiedzę i pojmowanie, fakt, że tu przyszedłeś, że jesteś tego ciekawy powoduje, że traktują cię jak swojego. Bez wywyższania się, bez barier, z ogromną życzliwością i otwarciem.
A sam ośrodek? Onieśmiela?
I tak, i nie. Te wszystkie śluzy, kable, kilometry srebrnej folii i świadomość, że masz pod nogami największy na świecie, mierzący ponad 27 km Wielki Zderzacz Hadronów, robią gigantyczne wrażenie. Konsole, gigantyczne komputery, sterowniki - czujesz się trochę jak w "Star Treku". Z drugiej strony nie ma tu żadnej pompy, żadnego zbędnego splendoru. W środku panuje pozorny nieład, przed oczami masz powtykane w różne urządzenia kable, wszystko pozawijane i pozabezpieczane srebrną folią. Można odnieść wrażenie, że zrobił to ktoś, kto nie ma o tym pojęcia. Trochę jakby dzieci robiły scenografię w stylu SF. Chyba właśnie dzięki temu po chwili czujesz, że to jest absolutnie prawdziwe. Że to nie ma ładnie i profesjonalnie wyglądać, tylko spełniać swoją funkcję.
Także z zewnątrz ośrodek nie robi większego wrażenia. Budynek, w którym pracują naukowcy, wygląda bardziej jak schludny barak. W pierwszej chwili to może rozczarowywać, ale na mnie zrobiło to ogromne wrażenie: miałam poczucie, że wszystkie środki są tu przeznaczane na to, co ma znaczenie - na ludzi i ich pracę, a nie na robienie wrażenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. "Błękit jak na Malediwach"
Instytut zwiedza się samemu czy z przewodnikiem?
To zależy, którą część ośrodka. Bo CERN to nie jest jakiś jeden gmach. Wygląda bardziej jak miasteczko uniwersyteckie na granicy Szwajcarii i Francji. Proste budynki, alejki, wystawa na wolnym powietrzu. Na wejściu dostajesz identyfikator i po kampusie możesz poruszać się samemu. Do budynków, w których odbywają się badania wchodzisz z pracownikiem, który pełni rolę przewodnika. To, że zwiedzasz nie tylko część wystawową, ale wchodzisz też do miejsc, gdzie cały czas trwa normalna praca, sprawia, że to doświadczenie nieporównywalne z żadnym innym.
Nie jesteś w muzeum, tylko w miejscu, gdzie naprawdę zmienia się świat. Myślę, że wiele osób, podobnie jak ja, tylko w pewnym stopniu jest w stanie zrozumieć to, nad czym pracują ci wszyscy ludzie i co tak naprawdę dzieje się głęboko pod ziemią w Wielkim Zderzaczu. Może właśnie dla takich ludzi jak ja podkreśla się, że właśnie w CERN został wynaleziony, odkryty czy stworzony internet. To pokazuje skalę i przemawia do wyobraźni.
To, z czym przede wszystkim kojarzy się CERN, czyli Wielki Zderzacz Hadronów, ukryte jest pod ziemią. Co więc możemy zobaczyć w instytucie?
Do samego zderzacza oczywiście nie schodzimy. Znajduje się ponad 100 m pod ziemią. Fragmenty starego zderzacza możemy zobaczyć na wystawie. Znajdują się tam też zdjęcia, widzimy na osi czasu, jak powstawał ośrodek, co w tym czasie działo się w nauce na całym świecie. Od tego się zaczyna. Dalej wchodzimy zobaczyć do pomieszczeń, gdzie pracują naukowcy. Poznajemy ich historię i dowiadujemy się, co robią. Przewodnicy tłumaczą wszystko po angielsku, ale są dostępne przewodniki audio po polsku. Największe wrażenie robi wejście do pomieszczenia, gdzie wchodzimy z detektorami, żeby cały czas kontrolować poziom promieniowania - to "fabryka antymaterii". Detektory, śluzy, tysiące kabli, kosmiczna maszyneria - jak na planie filmowym.
Po tej wycieczce udało ci się zrozumieć, jak działa Zderzacz?
W teorii. W praktyce wykracza to poza moją zdolność pojmowania. Na terenie ośrodka, w takiej kuli wystawowej można zobaczyć liczbę zderzeń hadronów, a na otwartej przestrzeni znajduje się instalacja w kształcie pętli wyrażającej nieskończoność, na której opisane są wzory i teorie fizyczne.
Powiedz mi jeszcze, jak to wygląda od strony organizacyjnej? Trzeba się wcześniej umawiać? W okolicy są jakieś hotele, gdzie można się zatrzymać?
CERN jest otwarty dla wszystkich. Nie trzeba występować o zgodę na zwiedzanie. Ale liczba gości jest ograniczona, przynajmniej w tej części, którą ogląda się z przewodnikiem. Dlatego najlepiej wcześniej zarezerwować termin. Jeśli chodzi o noclegi, to w okolicy jest mnóstwo hoteli. Nawet część naukowców w nich mieszka. Tańsze opcje noclegowe są po stronie francuskiej. Ja tam właśnie mieszkałam, a do CERN-u miałam dosłownie pięć minut piechotą. Do głównej bramy już po stronie szwajcarskiej było może 15 minut.
Ośrodek leży na samej granicy, a Zderzacz - pod terenami obu krajów. Spod ośrodka można też dojechać tramwajem do centrum Genewy. Tak więc pod względem logistycznym bardzo łatwo to wszystko ogarnąć, a sama wycieczka naprawdę robi wrażenie.
Wstęp na teren CERN, udostępniony dla turystów, jest bezpłatny.
WP Turystyka na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski